Biennale w Wenecji: po raz pierwszy w historii szeroko rozumiany Zachód jest mniejszością

Tegoroczne wystawy pokazują odmienny od znanego nam kanon sztuki XX wieku i tematy, które z punktu widzenia artystów globalnego Południa są najważniejsze. W pawilonach narodowych kluczowymi tematami stały się migracje, dekolonizacja i mniejszościowe tożsamości.
z Wenecji

07.05.2024

Czyta się kilka minut

Instalacja Manolo Valdesa wystawiona w ramach 60. Biennale w Wenecji. 17 kwietnia 2024 r. // Fot. Luc Castel / Getty Images
Instalacja Manolo Valdesa wystawiona w ramach 60. Biennale w Wenecji. 17 kwietnia 2024 r. // Fot. Luc Castel / Getty Images

„Foreigners Everywhere” to tytuł pracy założonego w Paryżu w 2004 r. kolektywu Claire Fontaine. Neony w różnych kolorach w ponad 50 językach – europejskich i nieeuropejskich, do dziś żywych i wymarłych – powtarzają słowa „Cudzoziemcy są wszędzie”. Dzieło kolektywu dobrze oddaje czas, w jakim żyjemy.

Według ONZ liczba uchodźców na świecie we wrześniu 2023 r. wynosiła 114 milionów. Liczba migrantów jest znacznie, znacznie większa. Procesy globalizacyjne sprawiły, że łatwiej się przemieszczamy, zmieniamy miejsca zamieszkania, nie tylko w obrębie krajów czy całych kontynentów. Obok siebie istnieją różne rasy, narodowości, kultury, języki. Odmienności – także płciowe czy seksualne – są coraz wyraźniej uwidoczniane. Świat, w którym funkcjonujemy, stał się znacznie bardziej różnorodny, przemieszany i skomplikowany, co ma następstwa polityczne, społeczne czy kulturowe. Opowieścią o takim świecie jest tegoroczne 60. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji. Tytuł pracy Claire Fontaine stał się jego hasłem.

Szeroko, głęboko, daleko

Miasto na lagunie samo dobrze pokazuje te zmiany i przypomina, że migracje, mieszanie kultur i narodów nie są czymś nowym. Wenecja została założona przez uciekinierów z rzymskich miast, którzy schronili się na wyspach przed najeźdźcami. Stała się potem najważniejszym ośrodkiem handlu międzynarodowego w regionie Morza Śródziemnego. Miejscem zamieszkania różnych nacji i celem podróży osób z całej Europy, a sami Wenecjanie też z upodobaniem wędrowali. Na podstawie „Opisania świata” Marco Polo – wystawa jemu poświęcona trwa właśnie w Pałacu Dożów – kolejne pokolenia Europejczyków tworzyły obraz Chin, Indii czy Bliskiego Wschodu. Dziś coraz bardziej wyludniające się miasto stało się celem setek tysięcy turystów i po raz pierwszy w swej historii wprowadziło opłaty za wejście do historycznej części, by ograniczyć wielonarodowy tłum przelewający się przez jego ulice.

W wielości języków obecnych w pracy Claire Fontaine jest i polski. Jednak tytułowe hasło zostało przez kolektyw inaczej przetłumaczone. „Wszędzie obcy” – oznajmia jeden z neonów. Przekład ten lepiej oddaje intencje Adriana Pedrosy, kuratora tegorocznego Biennale. Wyrażenie „Foreigners Everywhere” ma bowiem, jak podkreśla, wiele znaczeń. „Po pierwsze: gdziekolwiek pójdziesz i gdziekolwiek będziesz, zawsze spotkasz obcokrajowców – oni/my są wszędzie. Po drugie: niezależnie od tego, gdzie się znajdziesz, zawsze jesteś naprawdę i w głębi duszy obcokrajowcem”. Przygotowana przez niego główna wystawa w Pawilonie Centralnym na terenie Giardini, czyli historycznym miejscu Biennale oraz w przestrzeniach dawnego Arsenału, ma pokazać to spotkanie z obecnością inności, z Innym.

Adriano Pedrosa, brazylijski krytyk i kurator, dyrektor Museu de Arte de São Paulo, zaproponował radykalną perspektywę. Pokazuje twórczość powstającą współcześnie, ale też w XX wieku z punktu widzenia globalnego Południa. Po raz pierwszy w historii weneckiej imprezy szeroko rozumiany Zachód jest mniejszością. Na wystawie znalazło się ponad 330 artystek i artystów. Ponad 80 procent z nich urodziło się lub tworzy w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej. Po raz pierwszy od lat nie ma żadnego artysty czy artystki z Polski. W ogóle twórczość z naszej części Europy jest niemalże nieobecna.

Pawilon watykański w dawnym więzieniu dla kobiet Giudecca. Wenecja, 19 kwietnia 2024 r. // Fot. Daniele Venturelli / Getty Images

Długi trzeba spłacać

Wchodzących na wystawę w Arsenale wita rzeźba Yinki Shonibarego przedstawiająca kosmonautę. Jego skafander uszyto z charakterystycznych wzorzystych tkanin – to one są dziś jednym z ważnych elementów afrykańskiej tożsamości. Na plecach dźwiga wielką siatkę wypełnioną przedmiotami codziennego użytku.

Urodzony w 1962 roku Shonibare – jego rodzina pochodzi z Nigerii – jest jednym z symbolicznych przykładów zmian, jakie zaszły w ostatnich dekadach. Należy do grupy artystek i artystów o imigranckich korzeniach, którzy stali się częścią mainstreamu współczesnej sztuki. Jednak Adriano Pedrosa skupił się na twórczości mniej w Europie znanej, a przede wszystkim dotąd niepokazywanej w Wenecji. Poszedł nawet krok dalej. Od dawna na Biennale obecne są dzieła artystów i artystek niejednokrotnie od lat zmarłych, zapomnianych lub wcześniej niedostrzeżonych, a teraz odkrywanych. On jednak postanowił uczynić z takich dzieł równorzędną składową Biennale, w której pokazuje prace blisko 190 artystek i artystów! Jak podkreśla, w ten sposób spłaca „historyczny dług” wobec tych, którzy w przeszłości byli w Wenecji nieobecni.

W dwóch częściach tzw. Nucleo Storico znalazły się przede wszystkim obrazy, ale też rysunki i rzeźby powstałe w latach 1905-1990 w Ameryce Łacińskiej, Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji. Wystawa przypomina muzealną ekspozycję, w której oglądający jest wręcz przytłoczony liczbą dzieł. Jest ciesząca się obecnie ogromną popularnością Frida Kahlo. Tworząca w Afryce Południowej, a pochodząca z niemiecko-żydowskiej rodziny Irma Stern, która portretowała tamtejszą czarną społeczność. Wreszcie zmarła niedawno Libanka Etel Adnan, autorka wyrafinowanych kolorystycznie abstrakcji.

Większość pokazanych tu twórców i twórczyń nadal pozostaje szerzej nieznana poza swoim kręgiem kulturowym. I tylko na podstawie zaledwie jednej pokazanej w Wenecji pracy, bo taką przyjęto zasadę, trzeba dokonać oceny ich dorobku. Jednak czy na podobną bezradność nie jesteśmy skazani, oglądając muzea w słabo znanych nam krajach? I jeżeli nawet część prac wydaje się z naszej perspektywy np. wtórna w stosunku do tego, co działo się w tym czasie w głównych centrach artystycznych, odgrywają one fundamentalną rolę w innych częściach świata. Być może trzeba odejść od jednej historii sztuki na rzecz wielu?

Jeszcze bardziej ryzykowna jest trzecia część Nucleo Storico. Poświęcono ją włoskiej diasporze artystycznej XX wieku: artystkom i artystom, którzy przenieśli się za granicę. Tworzyli w Afryce, Azji, Ameryce Łacińskiej, a także w pozostałej części Europy i Stanach Zjednoczonych, często stając się częścią tamtejszego życia artystycznego. Są wśród nich bardzo znane postaci, jak współtwórca futuryzmu Gino Severini czy tworząca w Brazylii Anna Maria Maiolino, która w tym roku otrzymała na Biennale Złotego Lwa za całokształt twórczości. Jednak wiele z tej twórczości ma jedynie lokalne znaczenie lub jest historycznym zabytkiem. Zastanawiano się, jak wpłynie na kształt wystawy mianowanie przez niestroniący od antyimigranckich działań rząd Giorgii Meloni prawicowego dziennikarza Pietrangela Buttafuoco nowym prezydentem La Biennale di Venezia. Pedrosa zdaje się przypominać Włochom: „Wy też byliście i jesteście imigrantami. Bycie obcym jest też waszym doświadczeniem”.

Przyszłość przeszłości

W pawilonach narodowych kluczowymi tematami stały się migracje, dekolonizacja, mniejszościowe tożsamości, obalanie dominujących zachodnich narracji. Jednocześnie Biennale odbywa się w cieniu bieżących, dramatycznych wydarzeń. Rosja nadal nie jest na nim obecna – swój pawilon udostępniła Boliwii, a pawilon ukraiński opowiada o doświadczaniu wojny. Z kolei pawilon izraelski pozostanie zamknięty do czasu zawieszenia broni i podpisania porozumienia o uwolnieniu zakładników. Zadecydowała tak Ruth Patir, która miała w nim zaprezentować swoje prace. Pod budynkiem odbywają się za to propalestyńskie demonstracje.

Złotego Lwa zdobył pawilon australijski. Archie Moore stworzył w nim sięgający 65 tys. lat wstecz wykres genealogiczny ludów Kamilaroi i Bigambul, z których sam się wywodzi. Jest to historia aborygeńskiej społeczności pełna osób zamordowanych lub zmarłych z powodu chorób. I jednocześnie – ofiar brytyjskiej kolonizacji. Całe te dzieje zostały napisane białą kredą na czarnych ścianach, niczym na szkolnej tablicy. Wystarczy kilka ruchów, by ją zetrzeć. Pośrodku zaś Moore zgromadził dokumentację ponad 500 śledztw koronerów w sprawie śmierci rdzennych Australijczyków przetrzymywanych w więzieniach. Za stosami papierów kryją się niezliczone ludzkie historie. Każda z nich zasługuje na uwagę, a jednocześnie nie sposób, by podczas oglądania pawilonu je poznać.

Dzieje kolonializmu opowiada także John Akomfrah w pawilonie brytyjskim. W swych filmach śledzi związki między podbojami i naturą, w imperialnej ekspansji widząc źródła doświadczanej teraz katastrofy klimatycznej. W innych mówi o dziejach migracji do Wielkiej Brytanii, która od wieków była celem przybyszów. W czasach nowożytnych z Europy, z Hansem Holbeinem, nadwornym malarzem Henryka VIII na czele. W drugiej połowie XX wieku przeważali imigranci z Azji, Afryki i Karaibów. Do nich należy sam John Akomfrah, który pochodzi z Ghany.

Opowieści o własnej przeszłości, korzeniach, tożsamości to jeden z najciekawszych wątków w pawilonach narodowych na tegorocznym Biennale. W pawilonie Stanów Zjednoczonych znalazły się prace Jeffreya Gibsona, pierwszego artysty wywodzącego się z rdzennych narodów Ameryki, który ma tu indywidualną wystawę. Cały budynek mieni się intensywnymi, żywymi kolorami. Zwiedzających witają ogromne figury przypominające strażników symbolicznie chroniących dawne świątynie czy pałace, a w ostatnim pomieszczeniu na ekranach pokazywany jest zapis tradycyjnego tańca uzdrawiającego kobiet z plemienia Ojibwe. Ekstatycznego, pełnego energii, wykonywanego do elektronicznej muzyki kanadyjskiego zespołu The Halluci Nation. Gibson sięga po rodzime rękodzieło, wykorzystuje w swych pracach skórę, szklane koraliki, pikowane tkaniny i łączy je ze współczesną kulturą popularną. I przypomina o walce o prawa rdzennych mieszkańców Ameryki.

Jeffrey Gibson, The space in which to place me, 2024, Pawilon Stanów Zjednoczonych, Biennale Sztuki w Wenecji. 17 kwietnia 2024 r. // Fot. Piotr Kosiewski

W egipskim pawilonie pokazywany jest film Waela Shawky’ego opowiadający o nieudanym narodowym powstaniu w 1882 r. – po jego stłumieniu kraj był pod brytyjską okupacją, zakończoną ostatecznie w 1956 r. odzyskaniem przez Egipt kontroli nad Kanałem Sueskim. To jedno z najbardziej niezwykłych dzieł na tegorocznym Biennale. Shawky w swym filmie połączył operową konwencję z tradycją teatru kukiełkowego. Są tu dramatyczne zwroty akcji, ludzkie dramaty, ale też humor. Mounira Al Solh w pawilonie libańskim reinterpretuje starożytny grecki mit o porwaniu Europy przez Zeusa. Przewrotnie, z humorem opowiada tę historię z punku widzenia kobiety i mieszkanki Bliskiego Wschodu.

Jednak najbardziej spektakularny jest pawilon niemiecki, w którym przeszłość łączy się z przyszłością. W jego wnętrzu Ersan Mondtag wzniósł drugi budynek – niewielki modernistyczny dom. Niszczejący, zakurzony. Lecz nadal zasiedlony. Zwiedzający przyglądają się codziennemu krzątaniu, pracy zamieszkującej w nim rodziny. Obserwują śmierć starego mężczyzny i rytuały pogrzebowe. Odbywający się non-stop spektakl nawiązuje do historii dziadka artysty, który przybył do Niemiec ze środkowej Anatolii w latach 60. zeszłego wieku. Mondtag przypomina o zapomnianym już emigranckim doświadczeniu. Obok zaś dzieje się inna historia. Izraelska artystka Yael Bartana, znana u nas z głośnej pracy „Mary koszmary” wzywającej Żydów do powrotu do Polski, w Wenecji opowiada – m.in. w wizualnie olśniewającym filmie – o opuszczeniu przez ludzi Ziemi znajdującej się na krawędzi zniszczenia. Udają się oni w podróż w kosmos, by planeta mogła odrodzić się na nowo.

Polski pawilon mówi o tym, co tu i teraz. Znalazły się w nim dwa filmy ukraińskiej Open Group, w których uchodźcy krótko mówią o swoich losach. Pierwszy został nakręcony w 2022 r. w obozie pod Lwowem. Drugi – dwa lata później w państwach, w których znaleźli schronienie uciekinierzy z Ukrainy. „Mam na imię Natalia, mam 55 lat, w 2023 r. przyjechaliśmy z obwodu kijowskiego do Berlina”. „Mam na imię Maria, pochodzę z Mariupola i od kwietnia 2022 r. mieszkam w Wilnie”. „Nazywam się Timofij i przeprowadziłem się z Kijowa do Polski w marcu 2022 roku”. Każda z tych relacji kończy się opowieścią o zapamiętanych dźwiękach broni, którą ich atakowano. I potem proszą publiczność – niczym w karaoke – o ich powtórzenie. Stoją nawet mikrofony, do których można podejść. 

Z każdym dniem trwania wystawy przybywało w pawilonie publiczności, a wielu podejmowało zaproponowaną przez artystów grę, która pod pozorem zabawy uświadamiała, jak ważne dla przeżycia jest dobre rozpoznanie dźwięków broni. Co więcej, to ukraińskie doświadczenie może stać się udziałem innych. „Powtarzajcie za mną” – Open Group jest opowieścią o przyszłości, która może stać się udziałem Europejczyków.

Współpraca Robert Zakrzewski

60. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji, wystawy czynne do 24 listopada 2024 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Wszędzie obcy