Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już na progu Ewangelii Męki w narracji Mateusza uderza zwrot „urządzić Paschę”. Pozostali Ewangeliści mają w tym miejscu: „spożyć”. Tylko w zapisie Mateusza Jezus nie „spożywa” Paschy, ale ją „urządza”. W greckim tekście mamy tu słowo poieo. Ma ono wiele desygnatów. Może znaczyć: „uczynić”, „dokonać”, „zrobić”, „powiązać”, „wykonać”, „wypełnić”, „zachować”, „przećwiczyć” itd. W zapisie Mateuszowym Jezus nie idzie do Jerozolimy, aby spożywać Paschę, lecz po to, aby jej dokonać.
Spożywał Paschę przez przeszło 30 lat. Rok po roku chodząc do Jerozolimy. Pascha była dla Niego świętą wieczerzą – wydarzeniem wiary, celebrowanym w domowej liturgii. W znakach: każda ze spożywanych potraw, i towarzyszące im słowo Hagady, sprawiały, że stawał się uczestnikiem Wyjścia Izraela z Egiptu oraz Przejścia przez Morze Czerwone. Przejścia ze śmierci do życia. Z niewoli do wolności. Z ziemi ucisku do ziemi obiecanej.
Ta Pascha będzie jednak inna. Nie będzie jedynie świąteczną celebracją. Teraz dokona On jej własnym życiem. To będzie wydarzenie nie zapośredniczone przez znaki, ale realne. Nie obietnica, lecz jej spełnienie. Wszystkie wcześniejsze Paschy spożywał z racji na Tę Jedną. Wszystkie miały Go przygotować do dokonania Tej Jednej. Teraz przejdzie – już przechodzi – z tego świata... do Ojca. Ze śmierci do życia. To doświadczenie Paschy nie w celebracji, lecz w samym środku życia. Odtąd dla nas, chrześcijan, Paschą jest Eucharystia.
W każdej mszy świętej celebrujemy Paschę naszego Pana, Jego śmierć i zmartwychwstanie. I wniebowstąpienie. I udzielanie Ducha Świętego. Celebrujemy w znakach Chleba i Wina, którym towarzyszy Słowo. Cel owej celebracji jest taki sam, jak w przypadku Jezusa: ostatecznie nie idzie o to, by śmierć i zmartwychwstanie Jezusa były przez nas jedynie celebrowane – by były przeżyciem zamkniętym w Liturgii. Chodzi o to, by śmierć i zmartwychwstanie Jezusa dokonały się w naszym życiu. I śmierci.
Dzieje się to najpierw podczas chrztu. I w każdym jego odnowieniu – jak podczas Wigilii Paschalnej. Dokonuje się to w każdym prawdziwym nawróceniu. Kiedy umiera w nas stary człowiek, a rodzi się nowy, kiedy z grzechu (a więc śmierci) powstajemy do życia. Ostatecznie wydarzy się to jednak w chwili naszej śmierci. To ona ostatecznie jest dla nas najważniejszym momentem paschalnym. Ku niej idziemy: ku Przejściu ze śmierci do życia, z niewoli do wolności, od obietnicy do wypełnienia, z „łez padołu” do domu. Czy nie dlatego św. Franciszek nazywał śmierć „siostrą”?
Niemal 29 lat celebruję Eucharystię. Dzień w dzień. Czasami dwukrotnie. W niedzielę zdarza się trzykrotnie. Dopiero jednak w te Święta, i pod wpływem tej lektury, przemówił do mnie ten jej wymiar. Po co każda z tych Eucharystii? Po co moje codzienne w nich uczestnictwo? Otóż właśnie po to: celebrujemy w wierze i w znakach – w liturgicznym wydarzeniu – śmierć i zmartwychwstanie Pana po to, aby się one ostatecznie dokonały w chwili naszej śmierci. A wcześniej nieustannie dokonywały w nawróceniu. Celebracja i „spożywanie” zapowiadają i przygotowują, codziennie przybliżają moment dokonania się w nas Paschy Jezusa.
Marana tha! ©