Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Modlono się nad Bugiem, Odrą, w Tatrach, nad Bałtykiem i na lotniskach. Uczestnicy „Różańca Do Granic” byli na mszach w 330 kościołach, a potem udali się do ponad trzech tysięcy tzw. stref modlitwy.
Oprócz zwykłych ludzi do inicjatywy dołączyli politycy PiS. „Lepiej walczyć różańcem niż karabinem” – mówił dziennikarzom wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński, który modlił się w Siekierkach. Premier Beata Szydło pozdrowiła uczestników na Twitterze.
Data „Różańca Do Granic” nie była przypadkowa – 7 października to święto Matki Bożej Różańcowej. Ustanowiono je na pamiątkę zwycięstwa pod Lepanto. 7 października 1571 r. wojska koalicji katolickiej pokonały armię muzułmańskiego Imperium Osmańskiego.
Czytaj także: Stanisław Zasada: Ojczyzna otoczona
Nie da się ukryć, że inspiracją akcji była polityka. Przypominano, że pod Lepanto „flota chrześcijańska” uratowała Europę przed „islamizacją”. Ale organizatorom nie chodziło tylko o przywołanie historycznego faktu – bardziej o aluzję do dzisiejszej sytuacji. Ostrzegano, iż do Europy „wchodzi mocna cywilizacja”. Prawicowe media sugerowały, że różaniec ma „uchronić Polskę przed islamizacją”.
Biskupi przekonywali, że to modlitwa o pokój. „Tego typu granica, jeśli jest namodlona, to łączy, a nie dzieli” – mówił w sobotę w Siekierkach przy granicy polsko-niemieckiej abp Andrzej Dzięga.
Jednak wrażenia, że w zbiorowym różańcu chodzi o obronę przed islamem, a naprawdę przed uchodźcami, nie dało się ukryć. Bo w Polsce słowo „islam” kojarzy się z muzułmańskimi imigrantami, którzy uciekają przed wojną i biedą z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Sprawujący władzę w naszym kraju szczycą się, że państwo polskie nie przyjęło ani jednego uchodźcy. I budzą niechęć do imigrantów. Jak inaczej odbierać słowa pani premier: „Europo, powstań z kolan i obudź się z letargu, bo będziesz codziennie opłakiwała swoje dzieci!”?
A co ma zrobić Europa? Zepchnąć uchodźców i imigrantów z powrotem do morza?
W niedzielę byłem na innej modlitwie. Maleńki kościół św. Wojciecha w Poznaniu, nabożeństwo „Umrzeć z nadziei”, kilkadziesiąt osób. Razem z abp. Stanisławem Gądeckim wspominaliśmy imiona tych, którzy w tym roku zginęli w drodze do Europy. Wśród 35 362 ofiar byli Fayrouz i Amal z pięcioletnią Belal i trzyletnim Abdullahem z Syrii. Utonęli u wybrzeży greckiej wyspy Lesbos. Jakaś dziewczyna zapaliła im w niedzielę świeczkę, zaśpiewaliśmy „Kyrie eleison”.
Modlitwę przygotowała Wspólnota Sant’Egidio – ta sama, która we Włoszech wymyśliła „korytarze humanitarne”. Akcja polega na tym, że państwo włoskie sprowadza samolotami syryjskie dzieci i kobiety, żeby uchronić je od niebezpiecznej podróży przez Morze Śródziemne. Dzieje się to we Włoszech, dokąd obok Grecji przybywa najwięcej imigrantów.
Gdyby państwo polskie zgodziło się na „korytarz humanitarny”, może którejś z tych śmierci by nie było. O sprawę „korytarzy” biskupi zabiegają u władz od ponad roku. A Fayrouz, Amal z Belal i Abdullahem utonęli w ostatnich miesiącach.