Europa jest coraz bardziej krytyczna wobec Chin, a na czele tej zmiany stoi Europa Środkowa. Z jednym wyjątkiem: Węgier

Derisking – tak określa się nową strategię Europy wobec Pekinu – oznacza zmniejszanie ryzyka wynikającego z uzależnień powstałych w ostatnich dekadach. To efekt namysłu po inwazji Rosji na Ukrainę. Ale nie tylko tego.

07.05.2024

Czyta się kilka minut

Prezydent Chin Xi Jinping i Kanclerz Niemiec  Olaf Scholz, Pekin, 16 kwietnia 2024 r.   // Fot. Ding Haitao / Xinhua / East News
Prezydent Chin Xi Jinping i Kanclerz Niemiec Olaf Scholz, Pekin, 16 kwietnia 2024 r. // Fot. Ding Haitao / Xinhua / East News

Po pięciu latach Xi Jinping postanowił wrócić do Europy. Jego majowe tournée, rozpoczęte już po zamknięciu tego numeru „Tygodnika”, miało prowadzić go najpierw do Francji, skąd przywódca Chin miał udać się na Węgry i do Serbii. Oficjalnie okazją dla spotkania z Emmanuelem Macronem była 60. rocznica nawiązania dyplomatycznych stosunków między Chińską Republiką Ludową a Francją.

Gdy dekadę temu, z okazji 50. rocznicy, ówczesny prezydent François Hollande przyjął Xi, ten miał jeszcze czarną czuprynę i dopiero od paru miesięcy był na szczycie władzy w Pekinie. Mało kto sądził, że zostanie najpotężniejszym władcą Chin od czasów Mao Zedonga, założyciela ChRL.

W 2014 r. niewielu sądziło też, że w ciągu następnych 10 lat relacje europejsko-chińskie tak bardzo się popsują. W unijnych stolicach narasta dziś obawa, że to, co jeszcze niedawno Pekin nazywał „partnerstwem obopólnych korzyści” lub relacją „win-win”, zamienia się w „win-lose” – kosztem Europy.

DERISKING | Atmosfera na linii Pekin–Bruksela zaczęła poważnie gęstnieć w marcu 2023 r. Wtedy to przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła strategię zmniejszania ryzyka płynącego z zależności od Chin. Plan ten, nazwany deriskingiem, to efekt namysłu po inwazji Rosji na Ukrainę: uświadomiła ona Europie, jak groźne może być uzależnienie gospodarcze od krajów niedemokratycznych.

Odtąd Bruksela zbroi się w kolejne narzędzia, mające chronić unijny rynek przed nieuczciwymi praktykami Chin. Ostatnio Komisja wszczęła serię postępowań przeciw chińskim firmom z branży zielonych technologii (m.in. producentom aut i turbin), uznając, iż dzięki subsydiom państwa zaniżają ceny. Daje im to przewagę wobec unijnych rywali, którzy muszą grać na zasadach rynkowych.

Unia zaznacza wprawdzie, że nie chce iść drogą decouplingu (amerykańskiej wersji odcinania się od Chin), bo czerpie korzyści ze współpracy. Ale w Pekinie panuje przekonanie, że Europa mydli Chinom oczy, a w istocie derisking od decouplingu wiele się nie różni.

Oczekiwano więc, że podczas swej podróży Xi będzie ostrzegać przed „protekcjonistycznymi zapędami”, które „psują reputację Europy” – takich pouczeń musiał słuchać kanclerz Olaf Scholz w trakcie swej kwietniowej wizyty w Chinach – i że Xi będzie podkreślał zasługi chińskich technologii w walce ze zmianami klimatu.

POD PRESJĄ | Tymczasem w ostatnich latach pod naporem chińskich firm w Europie padają kolejne sektory przemysłu. Najbardziej wyrazisty jest przypadek produkcji paneli słonecznych: europejski rynek w 90 proc. opanowały chińskie firmy, a ostatni rodzimi producenci plajtują.

Podobny los zagraża branży pojazdów elektrycznych. Jeszcze w 2019 r. udział chińskich elektryków w unijnym rynku wynosił 0,5 proc., w 2021 r. było to 3,9 proc., a w 2023 r. – już 8,2 proc. W europejskich portach zalegają dziś tysiące aut z Chin, których jeszcze nie sprzedano. Jeśli Unia nie zainterweniuje, tutejsze firmy będą bez szans pod naporem tańszych „chińczyków”.

Upadek tej branży byłby zaś fatalny. Sektor motoryzacji odpowiada za 7 proc. PKB Unii i daje 12 mln miejsc pracy. Jego marginalizacja grozi masowymi zwolnieniami, a to w czarnych scenariuszach liberalnej klasy politycznej może nawet podważyć projekt europejski. Jak słyszę od unijnego dyplomaty, „wystarczy spojrzeć, jak kryzys inflacyjny wzmocnił europejską skrajną prawicę, nawet w dość odpornych na nią dotychczas Niemczech. Co dopiero wówczas, jak padnie cały przemysł”.

SŁABE OGNIWA | Nie jest tajemnicą, że za decyzją Komisji o wszczęciu postępowania przeciw chińskim e-autom miał stać Emmanuel Macron. To francuscy producenci aut najbardziej boją się konkurencji Państwa Środka. Chińskie firmy, podobnie jak francuskie, celują w nieco mniej zamożną klientelę.

O swoją pozycję na razie mniej boją się niemieckie koncerny, specjalizujące się w produkcji aut dla bardziej zamożnych. Dla VW czy BMW współpraca z Chinami niesie wciąż więcej korzyści niż ryzyka. Chiny to ich ważna baza produkcyjna i rynek zbytu. Volkswagen sprzedaje blisko 40 proc. swych aut w Chinach, ma tam 39 fabryk i 90 tys. pracowników. Pragnąć ograniczać unijny derisking, Pekin szuka więc sojuszników głównie w Berlinie.

Najbardziej problematyczne są jednak Węgry – „przyczółek” Chin w Europie. Viktor Orbán blokował już krytyczne wobec Chin kroki Unii. Teraz, przed wizytą Xi, szef MSZ Węgier Péter Szijjártó stwierdził, że nie ma czegoś takiego jak nadpodaż chińskich aut i że taka narracja jest wymysłem „politycznej ideologii” Unii.

Budapeszt jest beneficjentem dwóch dużych chińskich inwestycji: w Segedynie powstaje fabryka koncernu BYD (ma produkować nawet 200 tys. elektryków rocznie), a w Debreczynie stoi już fabryka CATL, największego producenta baterii do aut elektrycznych na świecie. Jeśli Bruksela nałoży cła na elektryki importowane z Chin, ulokowanie fabryk może pozwolić obu koncernom na uniknięcie takich opłat.

GRA POZORÓW | Przed wizytą Xi oczekiwano też, że w jego agendzie ważna będzie kwestia Rosji. Podczas wizyty Scholza w Pekinie chiński lider podkreślał swoje „pokojowe” stanowisko, wzywając Zachód, by nie „dolewał oliwy do ognia” (co w języku Xi oznacza militarną pomoc dla Kijowa).

W teorii Chiny zachowują w tej sprawie neutralność. Pekin przedstawia się jako rozjemca, zatroskany losem świata. Niejako w opozycji do Stanów, które oskarża o „zimnowojenną mentalność”, podżeganie do wojny, a ostatnio, w kontekście wojny na Bliskim Wschodzie – o hipokryzję. To w związku ze słabą reakcją USA na izraelskie ataki na cywilów w Gazie.

Chcąc dodać wiarygodności swej kreacji, w lutym 2023 r. Pekin przedstawił „stanowisko wobec politycznego rozwiązania kryzysu ukraińskiego”. Z bezstronnością ma ono mało wspólnego. Chiny chcą wprawdzie zaprzestania walk, ale bez wycofania się Rosji z terenów okupowanych. Niby deklarują poszanowanie dla suwerenności państw, ale zarazem wzywają, by zaprzestać budowy bezpieczeństwa przez wzmacnianie i poszerzanie bloków militarnych. To nie do przyjęcia w Europie, gdzie wielu niedawnych sceptyków odzyskało wiarę w NATO.

„CZERWONA LINIA” | Rosnącą zażyłość Moskwa–Pekin widać też w liczbach. W 2023 r. wartość handlu chińsko-rosyjskiego wyniosła 240 mld dolarów. To skok o 40 proc. w porównaniu z przedwojennym rokiem 2021 oraz o blisko 60 proc. względem roku 2018. Większość eksportu z Rosji do Chin to paliwa kopalne. Izolowanej od Europy Rosji zapewnia to rynek zbytu, a Chinom pozwala tanio oliwić wytracającą pęd gospodarkę.

Jednak Europę bardziej niepokoi wsparcie militarne Chin dla Putina. W kwietniu światło dzienne ujrzały ustalenia wywiadu USA, iż Chiny zwiększają sprzedaż do Rosji sprzętu, który można wykorzystać np. do rozpoznania satelitarnego czy produkcji czołgów. Na razie w Unii nie ma zgody, że Chiny przekroczyły „czerwoną linię”, którą byłoby dostarczanie uzbrojenia. Ale pod koniec lutego na listę ostatniego – trzynastego już – pakietu unijnych sankcji trafiły chińskie firmy, które wspierały Rosję towarami i technologiami podwójnego zastosowania (tj. takimi, które mogą być użyte i w celach cywilnych, i wojskowych). Pekin stąpa więc po kruchym lodzie.

BIDEN POZYSKUJE EUROPĘ | Chiny postrzegają Unię głównie przez pryzmat swej rywalizacji z USA, które są przedmiotem obsesji strategów w Pekinie. Im lepsze relacje Stany utrzymują ze swymi sojusznikami, tym gorzej dla Pekinu. Mocny sojusz transatlantycki oznacza bowiem trudniejszego przeciwnika w regionie Indo-Pacyfiku i ograniczony dostęp do technologii wojskowych z Zachodu – nadal bardziej zaawansowanych niż chińskie.

Tymczasem od początku kadencji Joego Bidena widać zbliżenie optyki europejskiej z amerykańską. Wojnę handlową z Chinami zaczął Trump, ale wówczas jego izolacjonistyczna i ogólnie destrukcyjna polityka nie pozyskała mu zbyt wielu sojuszników na świecie. Biden kontynuuje asertywną politykę Trumpa wobec Chin, ale – inaczej niż poprzednik – jest skuteczny w przekonywaniu europejskich partnerów o jej słuszności.

Sygnałem wzmocnienia amerykańsko-europejskiego sojuszu wymierzonego w Chiny w obszarze technologii była decyzja Holandii, by dołączyć do restrykcji USA na eksport do Państwa Środka urządzeń do produkcji mikroprocesorów (cel tych restrykcji to spowolnienie rozwoju najnowocześniejszych chipów w Chinach). Stany skutecznie też wprowadzają do debaty publicznej temat Tajwanu, wyspy do niedawna poza europejskim „radarem”, a mającej kluczowe znaczenie dla pozycji USA w regionie Indo-Pacyfiku.

WBIĆ KLIN | Obawiając się zacieśniania współpracy transatlantyckiej, Chiny wspierają wszelkie inicjatywy mające na celu rozluźnienie stosunków amerykańsko-unijnych.

Pekin przychylnie spogląda choćby na próby odnalezienia europejskiej „trzeciej drogi” w sporze USA i Chin, którą – według jego interpretacji – zakłada promowana przez prezydenta Macrona koncepcja „autonomii strategicznej” Unii. Stąd nie bez znaczenia był wybór Francji jako pierwszego celu europejskiej podróży Xi.

Na razie, w realiach wojny trwającej na wschodzie Europy, wizja zdystansowania się od Stanów nie znajduje wielkiego odzewu w Europie. Mogłaby jednak zyskać zwolenników, gdyby listopadowe wybory w USA wygrał Trump. Paradoksalnie, powrót zdeklarowanego wroga Chin do Białego Domu mógłby być w tym sensie dla Pekinu korzystny.

W CIENIU UKRAINY | Najszybsza zmiana myślenia o Chinach zaszła w Europie Środkowej – regionie, który jeszcze w poprzedniej dekadzie postrzegany był jako przyczółek Chin w Unii.

Po tamtym złotym okresie współpracy Europy Środkowej z Chinami, dziś nasz region jest nią rozczarowany. Jest odbiorcą mniej niż 5 proc. inwestycji chińskich w Unii, a te i tak koncentrują się na Węgrzech. Słabo idzie realizacja projektów infrastrukturalnych w ramach chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku (niegdyś niosła ona obietnicę zawrotnego tempa rozwoju połączeń drogowych i kolejowych na całym świecie).

Na zmianę podejścia do Chin wpłynęła jednak przede wszystkim rosyjska inwazja i równoczesne zbliżenie Pekinu z Moskwą. Po raz pierwszy uświadomiło to państwom regionu, że Chiny mają istotne przełożenie na bezpieczeństwo Europy.

Wyrazem przeorientowania w regionie było np. uszczuplenie liczby członków platformy współpracy Chin z Europą Środkową i Wschodnią. Z formatu tego jeszcze przed rosyjską inwazją odeszła Litwa, a po niej Estonia i Łotwa. Podobny ruch rozważają Czechy. W ostatnim czasie Litwa i Czechy przyjęły też dokumenty strategiczne ds. Indo-Pacyfiku zakładające asertywne podejście do Chin i współpracę z demokratycznymi partnerami w regionie. Eksperymentują też ze współpracą z Tajwanem – mając na uwadze, że to główny producent chipów na świecie.

A NIE MÓWILIŚMY? | Polska jest w tym względzie ostrożniejsza, ale i ona rozwija nieformalne relacje z Tajwanem, zwłaszcza na poziomie parlamentów. W Sejmie działa polsko-tajwański zespół, który w poprzedniej kadencji odwiedził Tajpej i spotkał się z prezydentką Tsai Ing-wen. W marcu w Warszawie przyjął zaś tajwańską wiceprezydent elekt Bi-Khim Hsiao (prócz Polski w Unii odwiedziła tylko Wilno, Pragę i Brukselę).

Najsłabszym ogniwem jest tu prezydent Andrzej Duda, który na parę tygodni przed inwazją rosyjską jako jedyny przywódca europejski wziął udział w otwarciu olimpiady zimowej w Pekinie. Wkrótce, w czerwcu, prezydent planuje kolejną wizytę w Chinach. Złośliwi mówią, że dba o względy Chin, gdyż szuka posady w organizacjach międzynarodowych po zakończeniu kadencji w 2025 r.

Ostrzeżenia Polski i innych krajów Europy Środkowej przed Rosją były zbywane jako rusofobiczne i alarmistyczne – aż do 24 lutego 2022 r. Teraz, jak mówi mi czeski analityk pracujący na Tajwanie, po raz kolejny nasz region jest w awangardzie zmian w polityce zagranicznej Unii. Czy tym razem przekona sojuszników o zagrożeniach, z którymi wiąże się bezkrytyczna współpraca z Chinami? Czy też, jak to ujął, będzie kolejne „a nie mówiliśmy?”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Bruksela i Pekin idą na noże