Futbol australijski to w Polsce nowość. Phil uważa, że za 10 lat będziemy tak mocni, że Anioły i Diabły polecą na mistrzostwa świata

W jego ojczyźnie to najbardziej popularny sport: jeden na dwudziestu Australijczyków jest członkiem klubu AFL. W Polsce dopiero raczkuje. Są już jednak pierwsze drużyny i sukcesy. Ich ojcem założycielem jest 37-letni Phil Forbes. Jak to się stało, że zamieszkał w Warszawie? I czy futbol australijski się u nas przyjmie?
z Melbourne

07.05.2024

Czyta się kilka minut

Trening futbolu australijskiego z udzialem graczy z reprezentacji i drużyn warszawskich Polish Devils AFL . Na zdjeciu prezydent AFL Polska Phil Forbes (z brodą). Poznań, 27 lutego 2021 r. // Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza
Trening futbolu australijskiego z udzialem graczy z reprezentacji i drużyn warszawskich Polish Devils AFL . Na zdjeciu prezydent AFL Polska Phil Forbes (z brodą). Poznań, 27 lutego 2021 r. // Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza

Wszystko zaczęło się od zakochania. A było tak: na festiwalu heavymetalowym, gdzieś w Niemczech, Phil zobaczył kapelę z Polski. Wielcy długowłosi faceci, którzy walili do rytmu głowami. Zobaczył też wokalistkę. Zafascynowała go. Namierzył ich za kulisami, porozmawiał z nią.

Ona wróciła do Polski, on do Australii. Przez pół roku pozostawali w kontakcie, uczył się nawet trochę polskiego. Aż wreszcie postanowił przenieść się do niej, na drugi koniec świata, do Warszawy. Razem ze swoim australijskim psem.

Polska wydawała mu się piękna, mało znana, choć tu i tam nieco zaniedbana. Wchodził do sklepu, a tu naburmuszona sklepowa: „To będzie wszystko?”. On, Aussie (jak mówią na siebie Australijczycy), przyzwyczajony jest do uśmiechów.

OSIEM LAT | Jego nazwisko jest szkockie, dziadkowie pochodzili z Niemiec i Szwajcarii. Zero korzeni z Europy Środkowej. Ale w Melbourne, gdzie dorastał spokojnie i szczęśliwie, miał przyjaciół pochodzących z Węgier, Bułgarii, Macedonii, Grecji, Włoch, Chorwacji czy Serbii. Ich rodzice często mówili back home. Coś go ciągnęło na Stary Kontynent. Może chciał sprawdzić, co oznacza „tam w domu”?

Związek z wokalistką się rozpadł. Tak bywa, życie. Jednak Phil i pies pozostali w kraju nad Wisłą – choć po 24 lutego 2022 r. rodzina z Melbourne wzywała go do powrotu, uznając, że Polska jest za blisko terenu, gdzie toczy się wojna.

Będzie osiem lat, odkąd tu mieszka. Już nauczył się nieźle polskiego.

Często pytają go, dlaczego? Tam pracował jako spawacz, tu jako content writer, tak to się nazywa po angielsku. Tam miał wielkie i drogie Melbourne, tu mniejszą i tańszą Warszawę. Choć inflacja daje po kieszeni. – Za piwo w barze 23 złote, tyle płacę w Australii! – irytuje się.

Ale przede wszystkim: tu, w Polsce, 37-letni Phil Forbes może pełnić funkcję prezydenta Polskiej Ligi Futbolu Australijskiego. Czegoś takiego nie osiągnąłby u siebie.

Phil (z prawej) i Piotr przed meczem w Bytomiu. 29 lipca 2023 r. // Fot. Magda Matoszek / archiwum prywatne

BÓG I SYN BOŻY | Australijski futbol, czyli AFL, pojawił się w XIX stuleciu w Melbourne. To połączenie aborygeńskiej gry marngrook i tzw. piłki gaelickiej z Irlandii szybko rozprzestrzeniło się po miejskich parkach.

Dziś AFL to dla wielu Aussies religia, show i biznes. Pełno tej tematyki w mediach społecznościowych, telewizji i prasie. Najlepsi zawodnicy są ikonami, celebrytami. Jak Gary Robert Ablett: ten piłkarz, reprezentujący Jastrzębie (Hawthorn Football Club z Mulgrave, dzielnicy Melbourne), a potem Koty (The Cats, oficjalnie: Geelong Football Club z Geelong, także w Wiktorii), nazywany był „bogiem”, a jego syn Gary Ablett Junior, świetny środkowy, „synem bożym”.

Sportowo Australia jest podzielona: w stanach Wiktoria, Australia Zachodnia i Australia Południowa króluje futbol australijski, natomiast w Nowej Południowej Walii i Queensland popularne jest rugby. Jednak w samym tylko roku 2023 to liga AFL osiągnęła zysk operacyjny w wysokości 28 mln dolarów. W 2023 r. pobity został też rekord frekwencji: na finał Ligi Premierowej – Sroki Collingwood kontra Lwy Brisbane – na stadion w Melbourne przyszło dokładnie 100 024 kibiców. Natomiast liczba członków klubów AFL wyniosła 1 264 952 osoby. To oznacza, że jeden na dwudziestu Australijczyków jest członkiem klubu AFL.

OD MAŁEGO | Wśród kibiców futbolu australijskiego – zwanego w skrócie footy (Australijczycy lubią wszystko skracać) – panują własne rytuały. I tak, gdy rodzi się dziecko, od razu dostaje swój klub (najczęściej dziedziczony od strony ojca), a także ciepłą czapeczkę, szalik i maskotkę w barwach drużyny. Na przykład czerwono-czarnego komara drużyny Bombers z dzielnicy Essendon, tygrysa drużyny Tigers Richmond czy pluszową podobiznę „świętego Trevora”, zasłużonego gracza drużyny Święci z dzielnicy St Kilda.

Od małego Australijczycy uczeni są piosenek swoich drużyn i zabierani zimą do centrum miast, na ogromne stadiony, aby razem z rodzicami, babciami i dziadkami ekscytować się meczem i zajadać meat pie, gorące placki z mięsem. A na koniec z całych sił wyśpiewać prostą klubową piosenkę. Na przykład:

Zobacz, jak Bombers wzlatują w górę, w górę!

By zdobyć sztandar mistrzostw,

Nasi chłopcy, którzy grają w tę wielką starą grę,

Zawsze dążą do chwały i sławy!

Zobacz, jak Bombers wzlatują w górę, w górę,

Inne drużyny się nie boją,

Wszyscy dają z siebie wszystko,

Ale nie mogą się zbliżyć,

Kiedy Bombers wzlatują w górę!

Może dlatego, że na mecze przychodzą masowo różne warstwy społeczne, wykształceni i nie, bogaci i biedni, młodzi i starzy, na stadionach jest bezpiecznie. Choć australijski futbol wyzwala niezmierzone pokłady emocji, i choć jest to przecież sport bardzo „kontaktowy”, nie istnieje tu zjawisko agresywnych kiboli.

PIERWSZY TRENING | – Mój ojciec kibicował drużynie Bombers – wspomina Phil. – Również i ja aż do śmierci będę ich wielkim fanem.

Phil zaczął grać w footy, gdy miał 10 lat, jak to australijskie dzieciaki. Kopał w szkole na przerwach (potłuczone okna to w Melbourne standard), kopał w parkach. Jako nastolatek kopał w Buldogach, drużynie z dzielnicy Croydon South, gdzie mieszkał.

W Polsce bardzo tęsknił za tym swoim kopaniem.

Któregoś dnia poznał Australijczyka z Bydgoszczy, który wyjeżdżał z Polski. Przekazał on Philowi piłki do footy, buty, bramki. Potem, na koncercie hiphopowej kapeli Hilltop Hoods z antypodów, poznał dwóch kolejnych Aussies.

Pierwszy trening: rok 2018, 11 listopada, godzina 11, Pola Mokotowskie. Trzech Australijczyków, jeden Amerykanin, jeden Polak.

– Było zimno i mgliście – wspomina Phil. – Rzucaliśmy, kopaliśmy. Polak pytał, jak się w to gra. Przechodziła jakaś babcia, nakrzyczała na nas, bo jej pies, taki chihuahua, gonił za naszą piłką.

Potem usiedli i ustalili: na kolejny trening każdy przyprowadzi trzech przyjaciół, aż powstanie prawdziwa 15-osobowa drużyna. Pomarzyli: fajnie, jakby udało się kiedyś stworzyć ekipę reprezentującą Polskę.

A że to Phil mówił najwięcej, obwołali go prezydentem.

WYBITA SZCZĘKA | Tylko jak do nieznanej dyscypliny sportowej przekonać Polaków, którzy kochają piłkę nożną, siatkówkę bądź szczypiorniak?

– Kiedy ostatni raz próbowałeś czegoś nowego? – tak Phil zachęca Polaków. – Przyjdź pograć z Australijczykami.

Gdy pytają, czym jest footy, wyjaśnia: – To nie rugby, gdzie musisz podawać do tyłu, ani futbol amerykański, gdzie rzucasz naprzód. Mamy dużo biegania w różnych kierunkach, dużo wyskoków. Celem gry jest kopnięcie piłki między dwa wysokie kije. Jeśli trafisz, dostajesz sześć punktów, jeśli trafisz obok, otrzymujesz punkt.

Gdy to nie chwyta, dodaje: – To sport wymyślony w Australii, aby gracze krykieta utrzymywali kondycję w okresie zimowym. Rozumiesz, piłkarze AFL nie są spasieni jak ci od rugby, mają atletyczne ciała jak bokserzy albo biegacze.

Tu zwykle Polacy zaczynają słuchać. A gdy Phil dodaje „potrenuj z nami, wystarczy dwa miesiące, a będziesz reprezentować Polskę”, to już trafia.

Przychodzą na pierwszy trening, ci wysportowani i ci mniej, którzy nie lubią hibernować się zimą albo nie lubią siłowni, chcą poprawić kondycję oraz sylwetkę na wolnym powietrzu, w zespole. Wszyscy z nadzieją, że będą reprezentować Polskę.

OK, tylko jak wytłumaczyć zasady gry po polsku?

Phil wzdycha, to wyzwanie: – Jest tyle nieprzetłumaczalnej terminologii, np. karę za przetrzymywanie piłki, zwaną holding the ball, przetłumaczyliśmy na „trzymać piłkę”. Dochodzi do nieporozumień wśród nowych graczy. „Oczywiście, że trzymałem piłkę, co w tym złego?”, mówią.

Albo jak wytłumaczyć kick off the ground Polakom, którzy intuicyjnie, jak to w nożnej, kopią z ziemi i boją się użyć rąk?

– Kiedyś wybito mi szczękę, bo schyliłem się po piłkę, a inny gracz instynktownie ją kopnął – opowiada Phil.

BEZ CHAMSTWA | Ale największy problem ma z różnicami kulturowymi. Bo, jak mówi, ciężko uczyć od podstaw Polaków, którzy od razu chcą być najlepsi. Albo gdy w ferworze gry dochodzi do full body contact, gdy pełno jest adrenaliny, jak ich zatrzymać, aby się zastanowili, że trochę przesadzili? Jak wyjaśnić, że w tej grze tak można, gdy narzekają, że „skoczył na mnie i wbił mi kolano w plecy”?

Niepojęte dla niego jest, że Polacy nie szanują trenera i gadają, gdy ten coś wyjaśnia. – Daj spokój! Trener darmowo oddaje swój czas, a ten przeszkadza! – denerwuje się.

Jak zarazić Polaków, przyzwyczajonych do hymnu narodowego, wysłuchanego z poważnymi minami, do radosnego wywrzeszczenia klubowej piosenki?

Jak zmienić nastawienie polskich coachów, którzy, gdy coś nie wychodzi w grze, szybko się frustrują („kurwa, kurwa!”). – Chłopaki – tłumaczy im Phil – doceńcie wysiłek włożony, żeby strzelić gola, bardziej niż strzelonego gola.

Bo dla niego najważniejsze są, jak mówi, typowe australijskie wartości: pozytywne wzmacnianie i przyjazna atmosfera. Wierzy, że to właśnie sprawia, iż ludzie wracają na treningi.

Dlatego napisał prosty dokument (po polsku: „Polityka braku chamstwa”), który każdy wstępujący do klubu musi podpisać: że nie będzie agresji, przemocy, przeklinania, homofobicznych, rasistowskich czy szowinistycznych komentarzy. Co na to Polacy? 

– Często mówią „nie będę tego podpisywać”. Albo: „mój prawnik musi najpierw to zobaczyć”.

Ale to drobiazgi. Phil podkreśla, że polscy zawodnicy mają wiele chęci i zapału.

ANIOŁY I DIABŁY | Po miesiącu od tamtego pierwszego treningu w 2018 r. na Polach Mokotowskich uzbierali w Warszawie całą drużynę, 15 osób. W środy trenują na zaprzyjaźnionej siłowni, gdzie mocno dostają w kość, w soboty grają na halach, trzy razy w tygodniu na boiskach. Jest sporo osób po czterdziestce, a niektóre dziewczyny mają po dwadzieścia kilka lat. Miesięczna składka 120 złotych, strój w barwach drużyny – wliczony.

Dziś AFL Polska to: warszawskie Bizony (i warszawska drużyna treningowa Dziki), wrocławskie Lwy i bytomski Górnik. Powstają kluby w Krakowie i Lublinie, tworzone są drużyny żeńskie. Razem jakieś 90 osób. Osiemdziesiąt procent zawodników to Polacy i Polki, pozostali to Australijczycy, Ukrainiec, Marokańczyk, Irlandczyk i Senegalczyk.

Najlepsi gracze wybierani są do reprezentacji Polski – drużyny żeńskiej Anioły i męskiej Diabły, które co roku jadą na mistrzostwa AFL Europa. Grali już na Węgrzech, w Czechach, Estonii, Austrii, Niemczech, Szwecji.

AFL Polska podlega AFL Europa, która ma biuro w Londynie. Phil jest z nimi w kontakcie. Anglia ma najsilniejszą drużynę, bo tam mieszka mnóstwo Australijczyków.

– Jak na razie polskie zawodniczki wygrały tylko w Szwajcarii – wyjaśnia Phil, który podczas rozgrywek międzynarodowych nie może być zawodnikiem, bo nie jest Polakiem. – Ale mężczyźni byli blisko pokonania Austrii i Finlandii, więc ten rok będzie o wiele lepszy – dodaje z nadzieją.

WIELKI FINAŁ | Co roku, od marca do września, w Australii odbywają się mecze futbolu australijskiego, tak zwane home-and-away. Ze wszystkich osiemnastu drużyn przechodzi dalej osiem, a na koniec walczą dwie najlepsze. Ta ostateczna rozgrywka – Grand Final, zawsze na stadionie Melbourne Cricket Ground, zawsze pod koniec września – to celebracja. Pustoszeją wtedy ulice, po pustych galeriach handlowych kręcą się tylko zagubieni obcokrajowcy, dla których footy to „osiłki w obcisłych gaciach goniący za jajowatą piłką”.

Na ten finał Aussies spotykają się przy grillach, w ogródkach, z włączonym na cały głos telewizorem i popijając piwo z gumowych ochładzaczy, oglądają transmisję. Dużo jest krzyku, dużo dumy i agitowania, zazwyczaj bez pieniactwa, poklepywanie mates (kumpli) po ramionach, żarty pod adresem drużyny przeciwnika, radość i rozrywka.

W Polsce jest wówczas sobota i dopiero świta. Phil z kolegami Australijczykami ma od lat taki zwyczaj: na Grand Final spotykają się w zaprzyjaźnionych barach, w Akademii Wychowania Fizycznego czy w Food Hall Elektrownia Powiśle. Tam na wielkich ekranach o szóstej rano oglądają mecz, piją piwo i jedzą śniadanie.

– Przechodzą ludzie, patrzą, dziwią się, ale nikt o nic nie pyta – uśmiecha się Phil. – Pewnie myślą, że jesteśmy turystami, którzy przyjechali na wieczór kawalerski do Polski.

MARZENIE | Footy bardzo pomaga Philowi w pokonywaniu tęsknoty. Po angielsku jest na to dobra nazwa: homesickness, chorowanie za domem. – Najgorzej jest w święta – wyznaje. – Żeby nie zwariować w Boże Narodzenie, spotykamy się przy zastawionym stole ze znajomymi obcokrajowcami, wymieniamy prezenty, tworzy się namiastka rodziny. Na Wielkanoc chodzę z kumplami Australijczykami gdzieś na obiad, nic wielkiego.

Jakie ma marzenia? Bo wiadomo, chce zostać w Polsce. Phil: – Pracujemy nad tym, aby AFL Polska stała się podmiotem prawnym. Wtedy łatwiej będzie znaleźć sponsorów i generować przychody. Przecież wszystko kosztuje: ubezpieczenie, zakup piłek z Australii, strony internetowe, wynajem boisk. Wyjazd dwóch drużyn na międzynarodowe rozgrywki to koszty 15 tys. złotych. Na razie mamy jednego sponsora, firmę jednego z naszych zawodników. Niestety AFL Europa ma ograniczone możliwości finansowe. A bogata AFL Australia? Cóż, ich priorytetem jest rozwijanie sportu u siebie.

Phil jest przekonany, że za około dziesięć lat AFL Polska będzie tak silna, że Anioły i Diabły polecą na międzynarodowe rozgrywki do Australii.

Jak mówią Aussies: Good luck.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Będziesz grać dla Polski