Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Maj od V wieku jest w Kościele miesiącem maryjnym. Nasze chrześcijaństwo było od początku – jak dowodzą historycy – maryjne. Było i jest. Nawet Hans Frank wpisał do jasnogórskiej Księgi Pamiątkowej to zdumiewające zdanie: „gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była święta z Częstochowy i Kościół”. Prymas Wyszyński starał się skupić Polaków wokół Jasnej Góry, ośrodka narodowego i maryjnego. Dlatego „Śluby Narodu” były „jasnogórskie”, co naród uznał za oczywiste. Najstarsza polska pieśń religijna (jakby nasz hymn narodowy) to „Bogurodzica”. Mickiewicz w III części „Dziadów” opowiada, jak kapral-Polak został ocalony jako „Polonus, unus defensor Mariae!”, a Konrad reaguje na śpiewaną przez Jankowskiego ironiczną litanię z refrenem „Jezus, Maryja” zdaniem chętnie przytaczanym przez kaznodziejów: „Słuchaj, ty! – tych mnie imion przy kielichach wara. / Dawno nie wiem, gdzie moja podziała się wiara, / Nie mieszam się do wszystkich świętych z litaniji. / Lecz nie dozwolę bluźnić imienia Maryi”.
Ta polska maryjność bywa oceniana krytycznie. Że pieśni zbyt tkliwe i czasem niepoprawne teologicznie („a kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze”), że Matka Boska zbyt unarodowiona (Królowa Polski, więc niemal Polka, w każdym razie nie Żydówka). Popularność maryjnych sanktuariów trąci magią: przed laty istniał spór, która Matka Boska jest silniejsza – Ostrobramska czy Częstochowska. Zarzucano naszej maryjności nadmiar emocji i teologiczną płyciznę, a wędrówkę obrazu w latach 60. władze PRL traktowały jako wrogą akcję polityczną.
Rzeczywiście bywało, że maryjność, nie tylko u nas, schodziła na teologiczne manowce, toteż Paweł VI ogłosił w 1974 r. adhortację „Marialis cultus” (O należytym kształtowaniu i rozwijaniu kultu Najświętszej Maryi Panny). Powołując się na Sobór Watykański II, który „zganił pewne niewłaściwe sposoby wyrażania kultu, jakimi są: zwodnicza łatwowierność, zwracająca uwagę raczej na zewnętrzne praktyki niż na poważną gorliwość religijną; czcze i przemijające wzruszenie uczuciowe, zupełnie obce duchowi Ewangelii, gdyż ta domaga się wytrwałego i gorliwego działania. To ponownie piętnujemy – napisał Paweł VI – ponieważ chodzi o formy pobożności, które nie zgadzają się z wiarą katolicką, i dlatego nie ma dla nich miejsca w kulcie katolickim”.
Jaka jest polska maryjność? Myślę, że bliższa wskazaniom Pawła VI, niż patrzącym z boku się wydaje. Żaden pielgrzym nie ma wątpliwości co do tego, że Matka Jezusa jest jedna, choć czczona w różnych miejscach, różniących się stylem i tradycjami. Każdy wybiera to, w którym się dobrze czuje. Tłumy w tych sanktuariach można sobie tłumaczyć manipulacją kleru, ale jaka akcja promocyjna byłaby w stanie przyciągać miliony (tak!) ludzi nie na jedno nadzwyczajne wydarzenie, tylko przyciągać wciąż, jak to się dzieje w Lourdes, Fatimie, Częstochowie czy Licheniu? Co sprawia, że w niezliczonych kościołach, przed „cudownymi” wizerunkami Matki Boskiej, wciąż widać ludzi modlących się w skupieniu? Naprawdę myślicie, że to ciemni wyznawcy magii, którzy modlą się do obrazu?
Konający Jezus zostawił nam, jak testament, słowa: „Oto Matka twoja”. Ostatnie zaś – znów jak testament – zapisane w Ewangelii słowo Maryi, to polecenie: „Zróbcie wszystko, cokolwiek [Jezus] wam powie”.
Niektóre formy kultu Maryi odchodzą do historii. Powoli kształtują się nowe. Ale pełną biblijnych aluzji Litanię Loretańską po staremu śpiewamy na nabożeństwach będących medytacją w rytm melodii. Zapraszam na majowe... ©℗