Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Minister Adam Bodnar postanowił wyrwać Krajową Radę Sądownictwa z rąk polityków i zwrócić ją sędziom. Ma być tak jak kiedyś, gdy 15 spośród 25 członków KRS wybierało samodzielnie środowisko sędziowskie – czego nie mógł znieść Jarosław Kaczyński. Pod jego naciskiem Sejm zmienił ustawę i przejął kontrolę nad tym, jacy to będą sędziowie. Niezwykle ważna instytucja, która przedstawia prezydentowi kandydatów na sędziów, trafiła pod skrzydła nie tyle posłów, co jednej partii.
To kuriozum kłócące się z trójpodziałem władzy, ale czy dobrym pomysłem jest niemal całkowita abdykacja polityki z sądownictwa? Patrząc na sejmowe awantury można wątpić, czy rządzą nami ludzie dojrzali, to zaś jest argumentem przeciwko np. wariantowi niemieckiemu, w którym politycy mają kontrolę nad wyborem sędziów na ważne stanowiska i są w stanie od lat się w tej kwestii dogadywać. W naszej rzeczywistości, w której nawet w obrębie tej samej koalicji posłanka potrafi zwrócić się do marszałka Sejmu słowem „wyp...laj”, być może nie ma innego wyboru niż „sędziokracja”.
Tego określenia namiętnie używają dziś przedstawiciele dawnej władzy, którzy reformy sądów sprowadzili do wypromowania swoich koleżanek i kolegów na wysokie stanowiska, a Trybunał Konstytucyjny zamienili w instytucję skłóconą wewnętrznie. Świetnie opłacaną, ale stosującą od ponad roku strajk włoski, nieuznającą własnej szefowej i zbierającą się tylko po to, by bronić Mariusza Kamińskiego lub wpływów PiS w TVP.
Powyższe może być ważną przesłanką dla zasady, by naszych posłów trzymać z dala od sądów (i prokuratur). Piszę to z przykrością, bo jednak są to ludzie pochodzący z powszechnych wyborów – w przeciwieństwie do sędziów. Ktoś oczywiście może powiedzieć, że prawnicy to wykształceni ludzie i dobrze wiedzą, co robić. Kłopot w tym, że przez lata pracy spotykałem nie tylko sędziów wspaniałych, ale też osoby z wielkim ego, które nie dostrzegały różnicy między niezawisłością a nieomylnością; widziałem sędziów skorumpowanych, których z uporem chroniono przed odpowiedzialnością, oraz takich, którzy z pogardą traktowali świadków. Nie jestem pewien, czy można temu gronu zaufać i zrezygnować ze społecznej kontroli, zwłaszcza że na tle krajów UE fatalnie oceniamy nasz wymiar sprawiedliwości. Obym się mylił, bo jeśli choroby toczące nasze sądy będą się rozwijać, stanie się to wodą na młyn wyłącznie dla populistów.