Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W jakiejś przekonywającej postaci, żebyśmy nie mogli udawać, że Cię nie widzimy, że nam się jakiś awatar albo sajensfikszyn wyświetla. Nie wiem, jakiś gorejący krzak odpowiednich rozmiarów na przykład. Tak, żeby nie dało się odwrócić wzroku albo kliknąć, żeby zniknęło. Więc żebyś się objawił w celu ogłoszenia, że już koniec z tym całym Kościołem. Że zwyczajnie nam nie wyszło, chociaż mieliśmy ponad dwa tysiące lat. Bo nie masz zamiaru dalej firmować całego tego cyrku. Oczywiście powinieneś zacząć od biskupów. Żeby przebrali się w jakieś normalne ubrania, wzięli sobie po parę groszy w charakterze odprawy i znaleźli sobie jakieś zwyczajne zajęcia. Bez prawa zajmowania stanowisk kierowniczych. Żeby poszli po prostu do pracy. Pożenili się, z kim tam który będzie chciał, albo żyli na kocią łapę, byle płacili podatki i trzymali się z dala od edukacji. Tak powinieneś zrobić – jeśli w ogóle potrzebujesz mojej rady. Ale myślę, że czasami powinieneś porozmawiać z kimś spoza branży. Tak, uważam, że powinieneś po dwóch tysiącach lat ogłosić upadłość, czy też delegalizację. Te dwa tysiąclecia z Twojej perspektywy to jest mgnienie. Dla nas zaś wystarczająco dużo czasu, by się przekonać, że to zwyczajnie nie działa. Że przynosi więcej strat niż zysków. A w każdym razie zyski, tak duchowe, jak i materialne dzielone są w sposób niezrozumiały dla większości. Tak więc powiedz im, że to koniec i żeby sobie poszli, zostawiając wszystko, co zgromadzili na Twoją chwałę, jak twierdzili, a Ty już tym się zajmiesz. Tak im powiedz i zobaczysz, że nic złego się nie stanie. Później powinieneś się objawić niższemu personelowi, bo na to, że szefostwo cokolwiek im przekaże, to bym nie liczył.
A potem mógłbyś przyjść do nas wszystkich i zorganizować coś w rodzaju mszy papieskiej. Powiedzmy na Pustyni Błędowskiej, żebyśmy się wszyscy pomieścili. Na pustyni właśnie, żeby ten Twój krzak miał godną oprawę wizualną oraz kontekst historyczny. Mógłbyś wtedy powiedzieć z jakiegoś pagórka: Idźcie do domów. Rozwiązuję organizację. Chorągwie wyprowadzić i najlepiej spalić, żeby nie kusiły. Tak. Idźcie do domów i zajmijcie się życiem. Nie traćcie już czasu na te wszystkie zgromadzenia, z których wracacie i wydaje się wam, że jesteście lepsi. Zwłaszcza od innych. Na Mój gust wcale nie jesteście. Według Mnie często jest odwrotnie. Więc idźcie do domów. Spotykajcie się gdzie indziej. Wybierzcie sobie jakiś inny dzień. Na przykład wtorek. Jesteście już dorośli. Szczerze mówiąc, mam was dość. I nie słuchajcie, gdy spryciarze będą wam mówić, że jeszcze wrócę. Nawet jeśli tak zrobię, to nie powtórzę starego błędu. Jeśli nawet wrócę, to nikt się o tym nie dowie.
Wybacz Panie, że udzielam Ci rad. Ale jest piękny dzień u schyłku października. Błękitnieje niebo, słońce rozświetla złoto delikatną mgłę. Modrzewie płoną jak gorejące krzaki. To tu, to tam polatuje zielony dzięcioł. Liści jest coraz mniej i dzięki temu widać coraz więcej świata. Wiesz, powinieneś zrobić to, o czym mówię. Chociażby po to, by cała ta firma, którą założono w Twoim imieniu, nie przesłaniała widoku na Twoje Stworzenie. Bo, tak mi się wydaje, to jest jej głównym celem. A przecież nie zostawiłeś nam niczego innego. Więc ją po prostu zlikwiduj. Żeby nam nie zasłaniała widoku. Bo niczego innego nie mamy. Zrób to, proszę, właśnie w taki piękny dzień. Amen. ©
Czytaj także: Andrzej Stasiuk: List