Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
by dziennikarskim (bo o nich przede wszystkim będę pisał) stróżom obiektywizmu i właściwych proporcji w końcu zaświtało, że w Święto Niepodległości nie mamy do czynienia ze starciem dwóch równorzędnych sił. Upadek kłamstwa, na którym fundowana była spora część prawicowej publicystyki ostatnich lat, nie sprawia mi jednak satysfakcji: gdyby rzekomo agresywni i konfrontacyjnie nastawieni lewicowcy ze squatu przy ul. Ks. Skorupki nie zabarykadowali się na czas, napastnicy rozszarpaliby ich na kawałki. Kwadrans pomiędzy początkiem ataku a momentem, kiedy na miejscu pojawiła się spóźniona policja, pokazał, jak stosunek sił wygląda w rzeczywistości.
Podobna dysproporcja występowała w ubiegłych latach. W 2011 r., kiedy Kolorową Niepodległą przed linczem uchronił podwójny kordon policyjny, ze zdumieniem czytałem tekst ówczesnego naczelnego „Rzeczpospolitej” Tomasza Wróblewskiego, który pisał: „11 listopada 2011 r. oficjalnie potwierdziła swoje istnienie nowa siła na polskiej scenie politycznej – militarystyczna lewica. Zjawisko znane z Aten, Rzymu, Madrytu, Londynu, w Polsce dotąd bardziej deklaratywne niż stanowiące fizyczne zagrożenie dla porządku. Siła doskonale zorganizowana, nie tylko, jak już pisaliśmy, zdolna do szkolenia zaczepnych oddziałów, powiązana z ekstremalnymi organizacjami w Zachodniej Europie, ale też korzystająca z zaplecza intelektualnego – popularnego wydawnictwa i klubów politycznych w całej Polsce”. Za dowód służyła grupa antyfaszystów z Niemiec (opluli rekonstruktora w stroju z epoki) oraz kilka pałek, scyzoryk i kastet znalezione w klubie „Krytyki Politycznej”.
Rok temu na drodze polskim narodowcom nie stanął już nikt: lewica wyszła z Muranowa, raptem 300-400 osób, na prośbę policji organizatorzy opóźnili marsz, żeby nie doszło do spotkania z oczekującym na nich pod kinem Muranów tłumem kiboli. Za starcia na placu Grzybowskim i pod Dworcem Centralnym oraz demolkę na rogu Marszałkowskiej i Żurawiej prawicowi publicyści obwiniali policję. Widać było, że teza o symetrii się chwieje.
W tym roku policji nie było. Lewica spotkała się dwa dni wcześniej. Nie było na kogo zepchnąć winy.
Po symetrii nie ma śladu, ale to mnie nie uspokaja. Za rok znajdzie się inny pretekst do demolki.