Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na wniosek Rzecznika Finansowego jeszcze w tym roku Sąd Najwyższy może wydać wyrok, który powinien ustabilizować linię orzeczniczą sądów w sprawach o tzw. kredyty frankowe.
Po zeszłorocznej decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczącej sporu o kredyt frankowy w polskim banku krajowe sądy zalała fala kilkudziesięciu tysięcy podobnych spraw. W pierwszej instancji orzecznictwo wyraźnie skręca w stronę korzystną dla klientów: sądy coraz częściej dochodzą do wniosku, że pozwany bank stosował klauzule abuzywne, co często prowadzi do unieważnienia umowy. Daleko tu jednak od spójnej linii orzeczniczej, dlatego sprawy frankowe ciągną się miesiącami i coraz bardziej obciążają wymiar sprawiedliwości. W niektórych sądach liczba nowych pozwów wzrosła od stycznia o 400 proc.
Właśnie dlatego rozbieżnościami w linii orzeczniczej w sprawach o kredyty walutowe zajmie się teraz Sąd Najwyższy. Ewentualny wyrok będzie obowiązywać także sądy drugiej instancji – i to najbardziej martwi banki. Związek Banków Polskich, branżowy wehikuł lobbingowy, zaapelował właśnie do Komitetu Stabilności Finansowej (w skład którego wchodzą Narodowy Bank Polski, Komisja Nadzoru Finansowego, Ministerstwo Finansów oraz Bankowy Fundusz Gwarancyjny) o interwencję w sprawie sporów o kredyty frankowe, zanim Sąd Najwyższy wyda orzeczenie. Zdaniem bankowców sądy wydają wyroki uderzające w „fundamenty funkcjonowania bankowości”.
W tej kuriozalnej akcji widać oczywiście desperację branży, która próbuje przedstawiać utracone korzyści jako swoje „straty” i straszyć nimi opinię publiczną. A także coś bardziej niepokojącego – próbę podporządkowania reguł państwa prawa interesom ekonomicznym. Banki chcą kurczowo trzymać się litery prawa, dopóki chroni ono ich interesy. ©℗