Barbarzyńcy w ogrodach ukrainy

Masowe zbrodnie na ludności cywilnej mają charakter planowy i systemowy. Rosyjscy żołnierze zabijają, mszczą się i chcą zastraszyć. Inaczej nie potrafią.

15.04.2022

Czyta się kilka minut

Ekshumacja zbiorowego grobu. Bucza, 12 kwietnia 2022 r. / OLEG PETRASYUK / EPA / PAP
Ekshumacja zbiorowego grobu. Bucza, 12 kwietnia 2022 r. / OLEG PETRASYUK / EPA / PAP

Motożyn, zamożna wieś pod Kijowem, 40 km od Buczy. Przed wojną liczyła nieco ponad tysiąc mieszkańców. Od 27 lutego do początku kwietnia Motożyn znajdował się pod okupacją rosyjską. W pierwszych dniach Rosjanie nie prześladowali cywilów. Potem jednak kolejne wydarzenia – niepowodzenie planu szybkiego opanowania Kijowa, nieoczekiwanie silny opór armii ukraińskiej i jeszcze bardziej nieoczekiwany brak entuzjazmu ze strony mieszkańców – sprawiły, że zaczęli tracić hamulce.

Zaczęły się masowe grabieże, aresztowania przedstawicieli lokalnych władz i aktywistów, pobicia, gwałty i wreszcie morderstwa. W lesie pod wsią Rosjanie wykopali ziemiankę, która służyła za miejsce przesłuchań i katownię. Nieopodal wykopali dół, do którego wrzucali ciała. Wielokrotnie zgwałcona 17-latka została utopiona w studni.

Opowieści tych mieszkańców, którzy nie zdążyli, nie mogli lub nie chcieli uciec, pokazują postępującą demoralizację okupantów. Brak sukcesów militarnych sprawił, że zaczęli wyżywać się na cywilach. Dotąd ustalono, że życie straciło ponad 30 motożynian.

Zbrodnie jako standard

Ukraińskie i zachodnie media pełne są podobnych historii z dziesiątków miejscowości, których nazw niemal nikt wcześniej nie znał. Niezwykle trudno jest je czytać. Przykład niewielkiego Motożyna dowodzi, że choć symbolem rosyjskich zbrodni stała się tutaj Bucza, to na okupowanych przez ponad miesiąc terenach Kijowszczyzny, Czernihowszczyny i Sumszczyzny zbrodnie były nie wyjątkiem, lecz standardowym zachowaniem Rosjan.

Pytanie, które musi się pojawić, brzmi: dlaczego rosyjscy żołnierze tak postępowali? Przynajmniej częściowe wytłumaczenie przynosi relacja pewnej starszej mieszkanki jednej z podkijowskich miejscowości zapisana przez ukraińskiego dziennikarza: „Z zawiści. Do nas przyjechały dzikusy! Rowery i motocykle wyciągali z podwórek i sobie jeździli… U nas nawet w najbiedniejszej chacie jest gaz. U nich zaś nie ma. Wściekali się. Zazdrościli”.

Podobnych opowieści jest znacznie więcej. Można z nich wysnuć wniosek, że względna zamożność miejscowości pod Kijowem zaskoczyła żołnierzy pochodzących często z głębokiej prowincji Rosji. Zadziałały pierwotne instynkty łupieżców.

Narzuca się tu historyczna analogia. W wielu polskich wspomnieniach z okresu po 17 września 1939 r. pojawia się wątek, że żołnierze Armii Czerwonej byli zadziwieni, iż poziom życia na zajmowanych terenach był znacznie wyższy niż w Związku Sowieckim. A przecież mówiono im, że mają wyzwalać „masy uciskane przez polskich panów”.

Żołnierzom rosyjskim w 2022 r. powiedziano, że idą walczyć z „banderowcami”, a zwykli Ukraińcy przyjmą ich z otwartymi rękami. Tymczasem okazało się, że „denazyfikacji” – jak Putin określa w istocie niszczenie ukraińskiej tożsamości – wymaga praktycznie całe społeczeństwo ukraińskie.

Krajobraz po terrorze

Na wyzwolonych terenach Ukraińcy chowają swoich zamordowanych i wyjaśniają skalę zbrodni. Wszystko wskazuje, że nie były to „ekscesy”, ale systemowe działania wobec podbitego terytorium, które należało spacyfikować i przykładnie ukarać. Za brak entuzjazmu wobec agresji. Za zamożność. Za własne niepowodzenia na froncie. Za to, że mieszkańcy podbitych miejscowości mówili po rosyjsku, ale nie byli tacy jak najeźdźcy.

Ukraińska prokuratura, dziennikarze, a także terapeuci mają i będą mieli wiele pracy. Między Motożynem a odległymi o 40-50 km na północ i północny-wschód Borodzianką, Buczą i Irpieniem są wsie, w których nie ocalał ani jeden dom. Usuwanie ruin, pod którymi często spoczywają ciała mieszkańców, zajmie jeszcze wiele czasu. Do pełnej listy ofiar wciąż daleko i pewnie nigdy nie uda się stworzyć kompletnej. Wiadomo, że w Buczy znaleziono już ciała ponad 400 osób, co – uwzględniając, że ponad połowa mieszkańców zdążyła uciec – oznacza, iż w ciągu trwającego miesiąc terroru zginęło ok. 2,5 proc. ludności tego miasta, w którym chętnie osiedlała się stołeczna klasa średnia.

Do długiego spisu zbrodni trzeba doliczyć gwałty. Ludmyła Denysowa, ukraińska rzeczniczka praw człowieka twierdzi, że na zajętych terenach miały one charakter masowy. Kolejne porównania historyczne same się narzucają.

Podobnie jak kolejne pytanie: dlaczego Rosjanie nie ukrywali zbrodni? Albo nie zdążyli, albo uznali, że należy je pozostawić na widoku publicznym, by działały odstraszająco i łamały wolę społeczeństwa ukraińskiego do obrony. Jeśli na to liczyli, to się przeliczyli: wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ujawnianie kolejnych rosyjskich przestępstw tylko wzmacnia opór Ukraińców, którzy nie mają już złudzeń, że jest to wojna nie tylko o suwerenność Ukrainy, lecz również o ich egzystencję.

Także liczne wystąpienia kremlowskich polityków i ton rosyjskich mediów wzywających otwarcie do przymusowej „deukrainizacji” nie pozostawiają wątpliwości, co jest stawką w tej wojnie.

„Bucza to fejk!”

Niemal natychmiast po ujawnieniu zbrodni w Buczy zaczęło się ich kwestionowanie przez Rosję. Kreml i podporządkowane mu media oskarżają Ukraińców o „goebbelsowską prowokację” i stworzenie „wyreżyserowanej inscenizacji”, podważają zdjęcia i nagrania, mnożą wersje tego, co się „tak naprawdę wydarzyło”. Przy tym całkowicie ignorują skalę zbrodni, ich długotrwałość i zróżnicowany charakter. Rosyjska propaganda uznała za to, że Zachód wybrał Buczę na symbol rosyjskich zbrodni ze względu na… nazwę. Po angielsku butcher oznacza rzeźnika – i już wszystko ma być jasne.

Nietrudno zauważyć, że schemat rosyjskiej negacji jest tu podobny jak w przypadku zbrodni katyńskiej (niedawno minęła 79. rocznica jej ujawnienia przez Niemców). Również cel tej negacji jest podobny jak wtedy: chodzi przede wszystkim o przekonanie Rosjan, że za Buczę odpowiadają Ukraińcy i zachodnie wywiady.

Jeden z czołowych rosyjskich propagandzistów, Władimir Sołowiow ujął to w swoim programie bez owijania w bawełnę: „Nie przejmujmy się tym, że w warunkach operacji wojskowej nie jesteśmy w stanie wpłynąć na inne społeczeństwa. Grunt, że wpłynęliśmy na własne”. Sądząc po różnego rodzaju sondach ulicznych w miastach rosyjskich, Sołowiow i jemu podobni mogą mieć powód do satysfakcji. Prawda nie dociera do większości Rosjan. Słyszą o Buczy jako „inscenizacji”, ale już nie o dziesiątkach innych podobnych miejsc, o których kremlowskie media milczą.

Zbrodnie w Buczy stały się na tyle globalnym tematem, że w końcu musiał odnieść się do nich Putin. Jego komentarz ograniczył się do stwierdzenia, że Bucza jest „takim samym fejkiem, jak wcześniejsze informacje o użyciu broni chemicznej przez rząd Asada” (tymczasem kilkukrotne użycie tej broni przez reżim syryjski, który bez pomocy Moskwy dawno by upadł, zostało udowodnione). Dla uwiarygodnienia swoich słów w oczach Rosjan Putin dodał, że otrzymał od Alaksandra Łukaszenki materiały służb białoruskich, które pokazują, kto „zorganizował tę prowokację i fejk”. Stojący obok dyktator z Mińska przytakiwał, „potwierdzając”, że „Bucza to fejk”.

Może gdyby Zachód zareagował na ludobójstwo w Syrii, na masowe zbrodnie rosyjskie w Czeczenii i wcześniej w Abchazji, gdzie przecież model działania sił rosyjskich był analogiczny jak teraz w Ukrainie, ludzie z Buczy, Motożyna i innych miejsc nie zginęliby?

Krematoria w Mariupolu

Niestety podobnych „fejków” jest i będzie zapewne jeszcze więcej. Nic nie wskazuje na to, aby rosyjskie barbarzyństwo udało się powstrzymać inaczej, niż wygrywając tę wojnę. W powodzenie negocjacji pokojowych mało kto już wierzy. Dobrym tego miernikiem mogą być słowa Josepa Borella, wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej, który – ogłaszając zwiększenie pomocy wojskowej dla Ukrainy o 500 mln euro – stwierdził, że wojna „rozstrzygnie się na polu walki”.

W ostatnich dniach Rosjanie zintensyfikowali ostrzał Charkowa, gdzie od początku wojny zniszczeniu uległo ok. 1500 budynków. Jaka jest skala ofiar? Nie wiadomo. Jeszcze mniej wiemy o tym, co się dzieje w miastach i miasteczkach położonych w strefie działań wojennych w Donbasie. Kijów ponawia apele o niezwłoczną ewakuację nawet do mieszkańców terenów oddalonych od obecnej linii frontu. To oznacza, że nie wyklucza najgorszego scenariusza.


Anna Łabuszewska: Oto opowieść o tym, jak dyktator, który postanowił rządzić dożywotnio wielkim krajem, stworzył równoległą rzeczywistość. I o tym, jak ludzie uwierzyli, że takie rządy dadzą im szczęśliwe życie w chwale.


 

A przecież jest jeszcze Mariupol, oblężony od ponad półtora miesiąca. Choć siły rosyjskie zajęły znaczną część miasta, to Ukraińcy nadal bronią się w części centrum oraz w gigantycznym kombinacie Azowstal. Obrońcy – głównie żołnierze 36. Brygady Piechoty Morskiej i pułku Azow – piszą heroiczny rozdział ukraińskiej historii, ale bez dostaw amunicji kapitulacja będzie kwestią czasu.

W Mariupolu nadal pozostaje ponad 100 tys. mieszkańców, którzy od tygodni są odcięci od dostaw wody i jedzenia, Rosjanie blokują bowiem konwoje humanitarne, zmuszając zarazem ludność cywilną do wyjazdu do Rosji (z całego regionu deportowanych miało już zostać nawet kilkaset tysięcy Ukraińców). Wprawdzie nie znamy zbyt wielu szczegółów sytuacji w mieście, wiadomo jednak na pewno, że ma tam miejsce katastrofa humanitarna na skalę, jakiej Europa nie widziała od II wojny światowej. Niedoskonałe szacunki o stratach wśród ludności cywilnej mówią o 20-22 tys. zabitych. Te liczby są tak porażające, że trudno je objąć rozumiem.

Nie można przy tym wykluczyć, że prawdziwej liczby ofiar możemy nigdy nie poznać. Wygląda na to, że Rosjanie postanowili wyciągnąć wnioski ze swoich zbrodni na północy Ukrainy. Nie, nie znaczy to, że ucywilizowali podejście do ludności ukraińskiej. Postanowili jedynie swoje przestępstwa ukryć. Coraz więcej jest doniesień, że w Mariupolu działają mobilne krematoria. Obsługujące je specjalne jednostki mają za zadanie palić ciała cywilów, aby zatrzeć ślady zbrodni.

Jednak historia pokazuje, że przy tak wielkiej ich skali nie będzie to do końca możliwe. Nawet z najgorszych piekieł wieku XX posiadamy dziś relacje ocalałych.

Koniec drużby

Mariupol jest jednym z miejsc, które znamionują ostateczny koniec stosunków ukraińsko-rosyjskich. To miasto na zawsze pozostanie zapisane w historii ukraińskiej martyrologii oraz w historii rosyjskiej hańby.

Koniec ten dotyczy nie tylko relacji między państwami, ale i między narodami. Przed 24 lutego wielu Ukraińców potrafiło różnicować między negatywnym stosunkiem do Kremla a zachowaniem resztek sympatii do Rosjan. Dziś postawa społeczeństwa rosyjskiego, które w swojej większości wspiera zbrodniczą politykę Kremla, zakończyła tę dwoistość. Kreml i Rosjanie to obecnie dla Ukraińców jedno i to samo [patrz też tekst w dziale Historia – red.].

Negując masakrę w Buczy, Putin stwierdził, że „nasza operacja przebiega zgodnie z planem”, a „starcie z antyrosyjskimi siłami na Ukrainie było nieuchronne”. Dalej mówił: „Rosyjskie wojska działają odważnie, umiejętnie i efektywnie. Nie ma żadnych wątpliwości, że postawione zadania zostaną osiągnięte. Nasze cele na Ukrainie są całkowicie zrozumiałe i szlachetne”.

Horror na Ukrainie będzie więc trwać. Jak długo jeszcze – to zależy również od tego, na ile państwa Zachodu zdecydują się na dostawy ciężkiego uzbrojenia dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Ukraińcy mogą tę wojnę wygrać – także dla nas – ale zachodnie (w szczególności Berlina i Paryża) wsparcie wciąż jest dalece niewystarczające.

Przegrana Ukrainy będzie zaś przegraną nas wszystkich.©

Tekst ukończono 13 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2022