Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polscy dziennikarze specjalizujący się w tematyce Niemiec – Jerzy Haszczyński z „Rzeczpospolitej” i Bartosz Wieliński z „Gazety Wyborczej” – ocenili w minionym tygodniu umowę koalicyjną, którą uzgodnili wreszcie chadecy i socjaldemokraci, partnerzy nowego-starego rządu Angeli Merkel. Obaj doszli do optymistycznych wniosków, choć różnie rozłożyli akcenty. Haszczyński uznał, że jest ona korzystna dla Polski (która „okazała się partnerem o szczególnym znaczeniu” i „wraz z Niemcami i Francją będzie tworzyć strategię” Unii); Wieliński był mniej entuzjastyczny, ale akcentował dobrą wolę Berlina („Jest tak źle, że Niemcy chcą zacząć wszystko od nowa”).
Fakt: trzeba dużo złej woli, by interpretować na niekorzyść Berlina płynące stąd sygnały, świadczące o gotowości do zaczynania od nowa. Z kolei w Polsce nowy premier i szef MSZ też sygnalizują, że chcą nowego początku.
Tyle tylko, że na drodze stanąć mogą tu nie tylko warszawskie realia (polityka kontynuacji) i stare okoliczności (np. Nord Stream 2 – w Niemczech brak już tylko zgody jednego urzędu, by skompletować formalności związane z budową gazociągu na odcinku niemieckim, lądowym i morskim). Idei nowego początku może zagrozić też to, co jest coraz bardziej widocznym obciążeniem dla powstającego rządu: partnerzy starej-nowej koalicji wchodzą do niej słabi, skoncentrowani na sobie, jakby bez energii.
Dodatkowo, SPD tonie w personalnym chaosie. Gdy Haszczyński i Wieliński pisali swe analizy, szefem berlińskiego MSZ miał zostać planowo Martin Schulz: krytyk PiS, ale jeszcze bardziej krytyczny wobec Rosji. Jednak już dzień-dwa później Schulz miał dość presji oponentów we własnej partii i zrezygnował na koniec ze wszelkich funkcji. Teraz wiadomo, że MSZ pokieruje socjaldemokrata. Ale kto? Czy znów Sigmar Gabriel (uczeń Gerharda Schrödera, dziś rosyjskiego lobbysty)? Czy może – co jest bardziej realne po tym, jak Gabriel dał upust ego i w wywiadzie prasowym wulgarnie wyszydził Schulza – jakiś nowicjusz, skierowany na odcinek zagraniczny z partyjnego rozdania?
Obie opcje są kiepskie. Pozostaje nadzieja, że nowa-stara kanclerz nie będzie na tyle osłabiona i znużona, by zrezygnować z decydującego głosu przynajmniej w tych kluczowych sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, w których – mimo wszelkich różnic – interes Berlina i Warszawy może być wspólny.©℗