Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przekraczając próg sali wystawowej, zanurzamy się w dziwaczne uniwersum ekscentrycznego twórcy, który wyznaczył sobie rolę kronikarza najważniejszych wydarzeń historycznych niepodległej i powojennej Polski, a przy tym świetnie czuł się jako eksperymentator i wynalazca. Dzięki swojej pasji racjonalizatorskiej wprowadził fotografię na nieznane wcześniej drogi. Jego śladami, być może nie zawsze świadomie, podążamy do dziś, kiedy nakładamy na siebie kolejne warstwy w programach do cyfrowej obróbki fotografii. Wystawa w MuFo to zaproszenie do prywatnego kosmosu – jego mieszkanie i studio nie miały wyraźnie wydzielonych granic. Fotografia przeplatała się z codziennością.
Adam Karaś (urodzony 18 września 1896, zm. 21 października 1986 w Krakowie) fotografii uczył się od 1912 roku, początkowo jako czeladnik w zakładzie Antoniego Czajki, a później w zakładzie Józefa Kuczyńskiego i Antoniego Gürtlera. Swoje pierwsze atelier zbudował w wieku 14 lat. Nigdy nie wyjechał z Krakowa na dłużej, swoją pracownię przy ulicy Szewskiej 12 prowadził przez niemal pięćdziesiąt lat.
Rejestrował życie miasta – codzienny, miejski folklor, wydarzenia historyczne, pierwszy lecący nad Krakowem samolot. Dokumentował odzyskanie przez Polskę niepodległości i przekazanie władzy Polakom przez Austriaków. Po I wojnie światowej wspólnie z bratem Wiktorem założyli wytwórnię filmową „Bracia Karaś”. Na wystawie oglądać można ich liczne projekty logotypów, ulotek, haseł reklamowych mających wypromować ich filmowy biznes.
Kariera filmowa nie była jednak braciom pisana. Ich drogi się rozeszły, Adam wrócił do zawodu fotografa. Otworzył studio przy ul. Szewskiej. Na wystawie możemy poznać nieprzebrane bogactwo świata, który konsekwentnie tworzył aż do drugiej połowy lat 80. XX wieku. Składają się nań nietypowe jak na standardowe wyposażenie zakładu fotograficznego rekwizyty: potężna drewniana kula, sylwetkowa głowa Nefretete, hulajnogi, miecze i inne niewiadomego przeznaczenia akcesoria. Był konstruktorem, wynalazcą, ulepszał, modyfikował aparaty i konstruował oświetlenie. Lampom nadawał imiona – Grażyna, Wanda, Zuch.
To głównie jego pracy i odwadze zawdzięczamy zdjęcia Krakowa pod okupacją hitlerowską. Sfotografował m.in. moment likwidacji pomnika Adama Mickiewicza na Rynku oraz triumfalny przemarsz ulicą Szewską wojsk radzieckich. Po II wojnie światowej zrobił sobie lampę błyskową zamontowaną na starym hełmie niemieckim, który zakładał na głowę podczas fotografowania. Tak sfotografował premiera Cyrankiewicza przemawiającego w krakowskiej filharmonii.
Karaś był jednym z pionierów sztuki fotomontażu. Prace montowane pod powiększalnikiem z ponakładanych na siebie negatywów nazywał „fotoraturami”. Według filozofii, którą wyznawał, to właśnie fotoratury dawały fotografowi prawo nazywać się autorem i artystą. Miały przekazać myśl, która popychała do stworzenia obrazu.
W swoich kompozycjach zawierał zazwyczaj publicystyczny przekaz. Pierwszą pracą tego nurtu był montaż „Głód”, zainspirowany klęską pod Verdun i głodem, który był skutkiem I wojny światowej. Kolejne nosiły tytuł „Wiara” i „Śmierć”. Przemijanie, odchodzenie, przemiany, pytania o sens bytu to główne tematy, wokół których artysta koncentrował swoją twórczość. Widoczne jest również jego – dziś powiedzielibyśmy – „ekologiczne” zacięcie. Człowieka nazywał „bakterią ziemi”, a na jednej z prac (można ją zobaczyć na wystawie w MuFo) postulował ograniczenie dzietności, co miało przyczynić się do uzdrowienia natury i zredukowania wojen.
Pacyfizm u Karasia, świadka dwóch wojen światowych, zajmował ważne miejsce pośród poruszanych tematów. Nie zważając na cenzurę, swoje publicystyczne kolaże zamieszczał w witrynie zakładu fotograficznego tuż obok zdjęć do dokumentów, które zestawiał ze sobą tak, by wykazać podobieństwo przypadkowych, obcych sobie osób.
Wiara w to, że myśl jest podstawą fotografii, nie opuszczała go również gdy wykonywał na pozór proste i rzemieślnicze fotografie do dokumentów. Portretując klientów starał się, jak sam mówił, „wydobyć z nich myśl” lub uzyskać „odpowiedni wyraz”. Służyć temu miał tworzony przez niego nastrój – klimatyczna muzyka i jego opowieści, którymi starał się wydobyć z osoby fotografowanej oczekiwane przez niego emocje.
Siedzący przed obiektywem model widział naklejony na aparat napis: „Przed kamerą – artyści”. Zresztą jego studio pełne było haseł, komunikatów, jak choćby te na pozór zabawne: „Retusz chirurgiczny, zwężanie szyi, obcinanie policzków, poprawę oczu (…) należy omówić przed zdjęciem, za osobnym wynagrodzeniem” albo taki: „za wyraz twarzy fotograf nie odpowiada”. Świadczyły może o nietuzinkowym, witkacowskim poczuciu humoru, ale też o tym, jak uważnie traktował swoje rzemiosło. Większość z napisów znalazła się na wystawie w MuFo.
Wystawa „Być jak Adam Karaś” w Muzeum Fotografii MuFo w Krakowie potrwa do 29 września 2024 r.