Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nic dziwnego, społeczność ta była liczna i zróżnicowana. Jak pisze Joshua Shanes, „Żydzi stanowili ponad jedną czwartą ludności dwóch największych galicyjskich miast: Lwowa i Krakowa, i byli zdecydowaną lub znaczną większością w wielu mniejszych miastach i miasteczkach, zwłaszcza na wschodzie”.
Z czym więc kojarzy się Galicja w kontekście żydowskim? Z jednej strony z Bobową, Czortkowem, Sanzem (Sączem), Leżajskiem, Bełzem... – ważnymi centrami ruchu chasydzkiego, które nierzadko znajdywały po wojnie kontynuację w Stanach Zjednoczonych czy Izraelu (i tak np. tradycja bełskiej dynastii cadyków, założonej przez Sar Szaloma w 1817 r., od 1944 r. kontynuowana jest w Jerozolimie za sprawą Aarona Rokeacha, który dotarł tam via Budapeszt, Stambuł i Tel Awiw). Żywe było poczucie osadzenia, ciągłości, zadomowienia, które symbolizować miała legenda o Kazimierzu Wielkim i Esterce, statut kaliski czy XVI-wieczna lwowska synagoga Giłdene Rojze (zniszczona podczas okupacji niemieckiej).
Z drugiej strony, reformy cesarza Józefa II (1741–1790) wpłynęły na emancypację galicyjskich Żydów – oczywiście antychasydzką. Shanes: „Program germanizacyjny z Wiednia wspierał w sposób naturalny rozkwit haskali (żydowskiego ruchu intelektualnego dążącego do integracji Żydów w społeczeństwie i kulturze europejskiej – ale jako Żydów, bez odrzucenia tożsamości tej grupy etnicznej). Wielu z pierwszych luminarzy tego żydowskiego odrodzenia (...) wywodziło się z Galicji – byli to m.in. Juda Lejb Mieses (1798–1831), Josef Perl (1773–1839) i Nachman Krochmal (1785–1840)”.
Emancypacja postępowała jeszcze szybciej w dobie autonomii – gdy Żydzi stali się obywatelami. Jedni promowali polskość, zakładając np. pismo pt. „Ojczyzna” (wydawane w języku polskim, ale od 1886 r. uwzględniające również czytelników hebrajskojęzycznych). Symptomatyczny jest przypadek znanej krakowskiej rodziny kupieckiej Feintuchów. Synowie Marcina Feintucha, ochrzczeni w kościele luterańskim, przyjęli nazwiska Zawiejski i Szarski. Pierwszy został znanym architektem, drugi – współwłaścicielem modnego sklepu kolonialnego.
Inni współtworzyli ruch syjonistyczny, który miał tu jednak inny charakter niż w Rosji: wynikał nie tyle z poczucia zagrożenia, ile był „konsekwencją rosnącej dumy narodowej (...) a także – szerzej – skutkiem bujnego rozkwitu życia stowarzyszeniowego w monarchii austriackiej”.
Jeszcze inni, uciekając przed biedą i antysemityzmem (przybrał na sile pod koniec XIX w., m.in. za sprawą ks. Stojałowskiego), marzący o sukcesie, wybierali emigrację – do Wiednia albo za Atlantyk. Nowi przybysze nie zawsze byli w stolicy habsburskiego imperium dobrze widziani – nie tylko wśród nie-Żydów, ale i nowoczesnych, zgermanizowanych Żydów (pejoratywne określenie „Halb-Asien” stworzył np. Karl Emil Franzos, wiedeńsko-berliński pisarz i dziennikarz, sam wywodzący się z Galicji).
Jednak to właśnie w Wiedniu, Jerozolimie i Nowym Jorku zaczęto odkrywać duchowe i kulturalne dziedzictwo Galitzianerów, czego najlepszym przykładem jest Martin Buber – urodzony co prawda w stolicy Austro-Węgier, ale wywodzący się z Galicji (po rozwodzie rodziców dużo czasu spędzał u dziadka we Lwowie, świetnie mówił po polsku). Jego „Opowieści chasydów” czy „Gog i Magog” weszły do obowiązkowego kanonu lektur – także w Polsce.
Po II wojnie światowej Galicja zaczęła być kojarzona przede wszystkim z Zagładą. Coraz częściej potomkowie Galitzianerów przyjeżdżają tu jednak nie tylko po to, by uczcić pamięć pomordowanych, ale również, by odkryć ojczyznę swoich przodków.