Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po ogłoszeniu zwycięstwa nad koronawirusem władze Chińskiej Republiki Ludowej próbują obdarzać swoim uczuciem inne kraje zmagające się z pandemią – i co najmniej w jednym przypadku mogą liczyć już na wzajemność. Po otrzymaniu wsparcia medycznego z Chin, prezydent Serbii Aleksandar Vučić ucałował nawet chińską flagę, dodając, że „solidarność europejską można włożyć między bajki”. Serbia nie jest jednak w Unii i Chiny próbują tworzyć tu własną strefę wpływów. Inne kraje, jak Hiszpania czy Holandia, nie tylko musiały zapłacić za chińską „pomoc”, lecz sprzęt, który im przysłano, okazywał się często bezużyteczny.
Intencję Chińczyków, by wspomóc innych, można było z początku odczytywać jako formę rekompensaty, może nawet skruchy – w końcu to od nich epidemia rozlała się na cały świat, za sprawą początkowych zaniechań władz i tuszowania. Jednak szybko okazało się, że górę wzięła stara komunistyczna tradycja, wedle której winny jest zawsze ktoś inny. Najpierw sugerowano więc, że to armia USA przywlekła koronawirusa do Wuhan, potem zaś, że pochodzi on z Włoch. Toporność tej propagandy i szybka riposta z Waszyngtonu oraz Brukseli wymogły zmianę narracji: dziś Pekin mówi tylko o potrzebie międzynarodowej współpracy w walce z pandemią.
Taki jest przekaz dla świata. Na potrzeby wewnętrzne władze kreują natomiast obraz Chin jako oblężonej twierdzy. Media skwapliwie podkreślają, że nieliczne przypadki nowych infekcji pochodzą niemal wyłącznie z zagranicy. Coraz więcej restauracji w Chinach odmawia obsługi obcokrajowcom – nawet tym, którzy mieszkają tam od lat. Informacje o rosnącej szybko liczbie ofiar we Włoszech, Hiszpanii i USA zestawia się z opiniami o skuteczności chińskiego modelu walki z epidemią. Władze Wuhan zaproponowały nawet wprowadzenie „edukacji dziękczynnej” dla Xi Jinpinga, przewodniczącego państwa i szefa partii, który „z miłości do narodu” kierował tą zwycięską batalią.
Życie w Chinach rzeczywiście wraca powoli do normy. Nawet w Wuhan ruszyła komunikacja miejska i ludzie zaczynają chodzić do pracy. Jednak czy naprawdę jest już bezpiecznie? Czy też może władze tak po prostu zadekretowały, by uniknąć krachu w gospodarce i niepokojów społecznych? Kolejki przed szpitalami zakaźnymi i zamieszczane anonimowo w internecie wyniki testów na koronawirusa każą z dystansem podchodzić do oficjalnych danych. Liczba zaś urn z prochami w krematoriach Wuhan sugeruje, że ofiar może być wielokrotnie więcej, niż podaje miasto. Podobnych pytań i spekulacji jest więcej. Tak dzieje się w kraju pozbawionym wolnych mediów, w którym władze przez kilka tygodni ukrywały epidemię, narażając zdrowie i życie swoich obywateli. ©
CZYTAJ TAKŻE: