Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niewiele pozostało dziś z dobrego wrażenia, jakie na europejskich elitach wywarł chiński przywódca Xi Jinping podczas forum ekonomicznego w Davos zimą 2017 r. Tuż po objęciu urzędu przez Donalda Trumpa, który zapowiadał handlowy protekcjonizm i politykę America First, Xi stanął w obronie globalizacji i kompromisu klimatycznego. Niektórzy widzieli w nim nawet nowego światowego lidera.
Teraz Bruksela oficjalnie nazywa Chiny swoim „systemowym rywalem”, a do poczynań Pekinu wobec Europy w czasie pandemii przylgnęło już określenie „wilczej dyplomacji”. Chińczycy próbowali obarczyć Włochy winą za rozniecenie pandemii, Holendrom zagrozili wstrzymaniem dostaw sprzętu medycznego do walki z koronawirusem, gdy uznali, że kraj ten spoufala się z Tajwanem. Chińska ambasada w Paryżu zaś zamieszczała na swojej stronie internetowej komentarze, że Francuzi pozostawiają pensjonariuszy domów starców na śmierć w czasie epidemii i że ludzie Zachodu „tracą zaufanie do liberalnej demokracji”.
Do tej pory Pekin był subtelniejszy wobec Europy. Swoją strategię dyplomatyczną, pomimo regularnych szczytów Chiny-UE, oparł na kontaktach dwustronnych lub z wybranymi blokami państw. Wykładając gotówkę po kryzysie 2008 r., Chińczycy uzyskali przyczółki na rubieżach kontynentu. W Grecji, na Bałkanach i Białorusi pojawiły się chińskie inwestycje w infrastrukturę, porty i energetykę. Nawiązali też współpracę z Europą Środkowo-Wschodnią, co stanowiło element budowy Nowego Jedwabnego Szlaku. Tworzenie stref wpływów w Serbii czy Czarnogórze ma po przystąpieniu tych państw do Unii ułatwić Chińczykom ekspansję na kontynent.
Państwa tzw. starej Unii do działania przystąpiły dopiero wtedy, gdy Chiny wyciągnęły ręce po ich własne firmy, zwłaszcza te z branży wysokich technologii. Pospiesznie tworzono przepisy mające chronić wrażliwe dla bezpieczeństwa narodowego sektory. Dziś, gdy wskutek kryzysu gospodarczego aktywa wielu przedsiębiorstw tanieją, problem jest tym bardziej aktualny. Chińczycy krzywo patrzą na protekcjonizm, ale sami, wbrew głoszonym globalistycznym sloganom, rygorystycznie regulują dostęp do własnego rynku.
Równocześnie maleje sympatia do Chin u większości Europejczyków. Tąpniecie nastąpiło już w ubiegłym roku, głównie w wyniku represji reżymu Xi Jinpinga wobec Hongkongu i Sinkiangu. Czas epidemii tych notowań raczej nie poprawi.
Nie znaczy to, że Pekin traci narzędzia oddziaływania na Europę. Projekt Nowego Jedwabnego Szlaku nie został przekreślony. Chiny wciąż produkują towary, których Europa potrzebuje, dysponują też kapitałem oraz wielkim rynkiem, za dostęp do których mogą jednak domagać się przysług. Węgry i Grecja, korzystające z chińskich inwestycji, potrafią więc zawetować unijną rezolucję o łamaniu praw człowieka w Chinach. A Niemcy blokowały niedawno ostrzejsze stanowisko Brukseli wobec Pekinu likwidującego autonomię Hongkongu.
W globalnym konflikcie z USA Chinom nie uda się en bloc przeciągnąć Europy na swoją stronę. Pomimo chłodu między Waszyngtonem a Brukselą NATO i wspólnota zachodnich wartości mają swoją wagę. Ale Chiny w Europie już są i cierpliwie robić będą swoje: wchodzić w pojawiające się szczeliny, kusić kredytami czy jak firma Huawei technologią 5G. Sukcesy Chin w relacjach z Europą były dotąd często efektem rozgrywania jej wewnętrznych słabości i sprzecznych interesów. Dotyczy to samej Unii, jak i państw poza nią, którym Bruksela nie potrafiła zaproponować atrakcyjniejszej alternatywy. ©