Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już wcześniej triumfy święciła komedia „Toni Erdmann” (2016) Maren Ade, a „Berlin Alexanderplatz” (2020) Burhana Qurbaniego okazał się zastrzykiem świeżej krwi nie tylko dla adaptacji rodzimej klasyki. Tegoroczny przegląd najnowszych filmów niemieckich aż tak mocnych tytułów nie przynosi, są za to ciekawe próby mierzenia się i z historią, i z teraźniejszością.
Na przykład poprzez przypomnienie dwóch bardzo niemieckich biografii: Bettiny Wegner i Thomasa Brascha, których losy, rozpięte po obu stronach Berlińskiego Muru, w pewnym momencie przecięły się ze sobą i przez chwilę nawet mocno zapętliły. Dokument „Bettina” Lutza Pehnerta tworzy portret barwnej i niezniszczalnej kobiety-barda (taka postać aż prosi się o jakiś feminatyw), a wcześniej dysydentki i bibliotekarki z Berlina Wschodniego, co to „chciała śpiewać piosenki o miłości, lecz pojawiło się parę innych tematów”.
Przede wszystkim śpiewał w niej bunt przeciw komunistycznemu zamordyzmowi i wypaczaniu lewicowych ideałów, którym 75-letnia Wegner pozostała wierna do dzisiaj. W tle mamy więzienie i pracę w fabryce, przełomowy dla wielu idealistów rok 1968 w Czechosłowacji, życie osobiste złamane przez inwigilację Stasi czy przymusową emigrację do RFN-u.
Czytaj także: Filmy nominowane do Oscarów 2023 oraz gdzie je oglądać
Podobny z grubsza życiorys stał się udziałem tytułowego bohatera filmu „Thomas Brasch” Andreasa Kleinerta z iście kameleonową rolą Albrechta Schucha. Przedwcześnie zmarły pisarz i filmowiec o żydowskich korzeniach, syn komunistycznego aparatczyka, znacznie ciężej zniósł spełnienie swego „niemieckiego snu”, czyli wyjazd na Zachód. Łącząc fakty z życia oraz fikcje i fantazje zaczerpnięte z twórczości Brascha, ten czarno-biały obraz, rozłożony na kilkadziesiąt lat i stylizowany na filmową staroć, tworzy – dla odmiany – wizję artysty „zniszczalnego”. Takiego, który stopniowo traci wszelkie złudzenia, nie tylko wobec „realnego socjalizmu”, i pozostaje bezkompromisowy do granic instynktu przetrwania.
Z pewnością nie o taki świat walczyli kiedyś Wegner i Brasch: z dokumentu „Za kulisami” Daniela Sagera wyłania się przytłaczająca wizja zachodniej demokracji, niszczonej dziś przez dezinformację i populizm. Na szczęście, są jeszcze dziennikarze tacy jak Frederik Obermaier i Bastian Obermayer z „Süddeutsche Zeitung”. Ich śledztwo w sprawie tzw. „afery z Ibizy”, ujawniające korupcyjne machinacje austriackiej prawicy, z istotnym wątkiem rosyjskim, przyczyniło się w Wiedniu do politycznej zmiany warty. To niewątpliwie najbardziej frapująca propozycja w tym filmowym zestawie, choć Amerykanie pewnie nakręciliby taką opowieść z dużo większym dreszczykiem, parz: oscarowy „Citizenfour” Laury Poitras o Edwardzie Snowdenie, który też zresztą pojawia się w niemieckim dokumencie.
Sager koncentruje się na mało fotogenicznym aspekcie pracy dziennikarskiej. Pokazuje żmudne zbieranie informacji, sprawdzanie faktów, weryfikowanie informatorów i materiałów źródłowych. Kamera towarzyszy bohaterom już podczas ich wcześniejszych aktywności, związanych ze sprawą Daphne Caruany Galizii, maltańskiej dziennikarki prowadzącej dochodzenie wokół Panama Papers, która w 2017 roku padła ofiarą zleconego zabójstwa. Panowie, rzecz jasna, wiele podróżują, spotykają się z wpływowymi i szemranymi postaciami, jednak najbardziej odpowiedzialna okazuje się towarzysząca każdemu śledztwu drobiazgowa praca za biurkiem, kiedy waży się i obraca w głowie każde słowo.
Nie mówiąc o nagraniach wideo – w dobie fake newsów i deepfake’ów dochodzenie do prawdy stało się szczególnie utrudnione. Stąd obecność w dziennikarskiej kwerendzie nie tylko wyspecjalizowanych prawników, ale i… ekspertyzy antropologiczno-biometrycznej, potwierdzającej (lub nie) autentyczność na nagraniu inkryminowanej postaci. W cieniu toczącej się pełną parą wojny hybrydowej ogląda się to z jeszcze większym przejęciem.
TYDZIEŃ FILMU NIEMIECKIEGO, MOJEeKINO, 3–9 lutego