Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lars Saabye Christensen, zapytany przez Sylwię Chutnik, czy jest buntownikiem, nie chciał udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Nic dziwnego, bo w tym przypadku deklaracje nie mają znaczenia, liczy się działanie. „Piszę książki przez całe życie. Gdy byłem dwudziestolatkiem miałem jasną definicję tego, czym jest bunt. Gdy miałem lat czterdzieści, nie byłem już taki pewny. Teraz wolę się już nie wypowiadać” – tłumaczył się norweski autor.
O tym, że prawdziwy bunt zazwyczaj nie chadza utartymi ścieżkami, dobrze pokazuje wydana właśnie po polsku monumentalna powieść „Magnes”. Jej bohater Jokum, to postać skrajnie anachroniczna – nieporadna w relacjach społecznych i niedopasowana do rzeczywistości. Ironia polega na tym, że Jokum żyje w Oslo lat 70., gdzie szalejąca kontrkultura, podszyta agresywnym (ale tylko werbalnie) marksizmem, staje się bardziej opresyjna i restrykcyjna niż najgorsze drobnomieszczaństwo. „Moje książki pełne są polityki, ale nigdy nie piszę o niej wprost. Odmowa udziału w doraźnym życiu politycznym też jest formą buntu” – mówił autor.
Program Conrad Festival 2018 >>>
Prawdziwy bunt polega na czymś zupełnie innym. „Każdy artysta jest ekstremistą, bo swoją twórczość traktuje poważniej niż rzeczywistość”, mówił Christensen w dalszej części spotkania. W przypadku autora kilkunastu olbrzymich powieści, dobrze widać, że literatura – a raczej forma życia, którą wymusza – jest skuteczną formą buntu. Powieść pomyślane z takim rozmachem, wyrywają nas ze świata, choćby dlatego, że musimy poświęcić wiele godzin, aby je przeczytać. Ale to nigdy nie jest czas stracony, bo tylko w ten sposób możemy nabrać tak niezbędnego nam dystansu. W ten sposób możemy też dokonać rewizji naszych priorytetów i perspektyw. „Jestem pisarzem lokalnym, dlatego nie wierzę w inną formę buntu niż lokalna” – powiedział Christensen na koniec.