Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 70 krajach na świecie co najmniej jedna instytucja rządowa albo partia używa mediów społecznościowych, by manipulować opinią publiczną – wynika z raportu Oxford Internet Institute.
Naukowcy wskazują na globalny trend: politycy w coraz większej liczbie państw z dezinformacji czynią broń. W 2017 r. takich krajów było 28, rok później 48, dziś jest ich 70. Nowa broń służy im do dyskredytowania przeciwników, zagłuszania niewygodnych opinii, tłumienia demokracji i praw człowieka. Doszło też do profesjonalizacji takich kampanii: strategie są starannie rozpisane, budżety szczegółowo zaplanowane. W Wietnamie użytkownicy publikują prorządowe treści na prywatnych profilach facebookowych. W Gwatemali politycy w walce z oponentami korzystają ze zhakowanych kont, a w Etiopii partia rządząca zatrudnia ludzi, którzy publikują wychwalające ją posty. Siedem państw używa mediów społecznościowych, by wpływać na opinię publiczną za granicą – tu na pozycji lidera są Chiny.
Można powiedzieć, że Polska wypada na tym tle blado. Jesteśmy w „70”, bo znaleziono dowody, że cyberpropagandą zajmują się u nas partie i wynajęte przez nie firmy, ale do trolowania przeciwników używają one jedynie twitterowych botów. To prymitywne narzędzia w porównaniu ze stosowanymi na świecie. Można by się z tego cieszyć, gdyby nie to, że cyberpropaganda w Polsce stosowana jest głównie w okresie kampanii wyborczych, a wiele wskazuje, że tej obecnej i związanych z nią afer nie uwzględniono.
„Chociaż stosowanie propagandy nie jest niczym szczególnie nowym, afordancje technologii sieci społecznościowych – algorytmy, automatyzacja i big data – zmieniają skalę, zakres i precyzję sposobu przesyłania informacji w erze cyfrowej” – napisali badacze, dodając, że media społecznościowe, choć kiedyś były zwiastunami siły wolności, dziś przyczyniają się do „wzmacniania dezinformacji, podżegania do przemocy oraz obniżania poziomu zaufania do mediów i instytucji demokratycznych”.
Czy jest na to lekarstwo? „By ochronić prawdę, nie wystarczy oskarżać innych o fake newsy. Mówiąc szczerze, wystarczyłoby przestać kłamać” – mówił podczas szczytu ONZ Donald Tusk. Widzowie zrozumieli już, że reklamy nie pokazują prawdy, i nie tylko przestali zwracać na nie uwagę, ale są gotowi płacić za to, by nie zabierały im czasu. To samo może stać się z politykami. Bez względu na to, jak oni sami wydają się sobie samym niezbędni. ©