Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Są wręcz zachęcające jak zdjęcia reklamowe, bez artystycznego ducha. Stary czekan albo zapętlona smycz od ipoda, przedmiot druciany o niewiadomym pochodzeniu mogłyby się znaleźć w jakimś dziwnym sklepie czy hipermarkecie. Nie zawsze wiadomo, jakie było ich pierwotne przeznaczenie. Wtórne jest dobrze znane: są narzędziami zbrodni.
Druga część pracy Katarzyny Mirczak, ukryta (dosłownie, bo trzeba otworzyć drzwiczki, żeby móc na to patrzeć), odkrywa właściwą perspektywę: ciała w dziwnych pozach, leżące albo jakby ukrzyżowane na stojących deskach. Nagie, poranione, czarnobiałe zdjęcia ze starych klisz, leżące dotąd w kryminalistycznych archiwach. Towarzyszy im opis, fragmentaryczny i lapidarny. Imię, czasem wiek, czasem nic, co dotyczy samego człowieka; tylko listy anomalii, które mogły spowodować śmierć lub są skutkami ataku, wypadku, samobójstwa.
W projekcie Mirczak moment wstydu jest nieoczywisty i aż dwukrotny. Obraz pokancerowanych zwłok, nieco już zmiękczony przez długie lata, jakie upłynęły od wykonania dokumentacji, jest dostępny, ale jednocześnie schowany w szafce (i muszę wziąć na siebie odpowiedzialność za to, że go biorę do ręki). Człowiekowi-który-był nie nadano nazwiska, jakby ze strachu, że to go odrze z intymności (choć leży przecież nagi, straszny).
Katarzynę Mirczak fascynuje, że to, co ostateczne, jest tak bliskie i zwykłe, a narzędzia zbrodni to przedmioty skromne i na swój sposób oswojone. Fascynacja śmiercią jest odwiecznym tematem fotografii; najpierw zdjęcia post mortem, dokumentacje pól walki, artyści naszych czasów też chętnie sięgają po martwe ciało – choćby Joel-Peter Witkin (i jego arcimboldowskie z ducha kompozycje z fragmentów zwłok) albo Sally Mann („Body Farm”).
Autorka jednak wyraźnie zaznacza własną drogę i wymyśla własny język: składa się na niego metoda, czyli praca z archiwum, fascynacja, czyli zatopienie się w tematyce śmierci, i gest odrzucenia, czyli sięganie do fotografii wyłącznie jako narzędzia, a nie celu samego w sobie. Jeszcze dobitniej niż w „Znakach specjalnych” – zdjęciach fragmentów skóry pokrytych tatuażami, zatopionych w formalinie – Katarzyna Mirczak daje do zrozumienia, że kończy z fotografią: swojej prawdy w sztuce.