Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To, że Michał Kołodziejczak nie pasuje do Koalicji Obywatelskiej, jest dla wszystkich oczywiste. Jest politykiem antyunijnym, zdarzały mu się prorosyjskie wypowiedzi, opowiada się za skrajnym protekcjonizmem w gospodarce. Najbliżej mu w poglądach do Konfederacji. Przed zagrywką Tuska – bo to on osobiście podjął decyzję o wciągnięciu Kołodziejczaka na listy KO – większość obserwatorów sceny politycznej spodziewała się, że Agrounia zasili właśnie listy formacji Sławomira Mentzena.
Wcześniej Kołodziejczak rozmawiał prawie ze wszystkimi. I wszystkich, jak przyznawali w nieoficjalnych rozmowach m.in. liderzy Polski 2050, zwodził. Każdemu przywódcy partyjnemu, z którym się spotykał, mówił co innego. Hołowni, że Tusk mu oferuje sześć jedynek na listach (co finalnie okazało się nie tak dalekie od prawdy). Z kolei Kosiniaka-Kamysza namawiał, żeby razem pozbyli się Hołowni, a Tuska zbywał pewnym już układem z Trzecią Drogą.
To ostatnie rzeczywiście było realne, bo za wciągnięciem Agrounii na listy Trzeciej Drogi było PSL, ale twardo postawiła się Polska 2050, co omal nie doprowadziło do rozpadu sojuszu Hołowni z Kosiniakiem. Ten pierwszy uważał, że Kołodziejczak będzie koniem trojańskim Sejmu, bo zależy mu jedynie na tym, by się do niego dostać, a następnie wraz z Konfederacją grać na szybkie kolejne wybory. Poza tym politycy Polski 2050 przekonywali, że zestaw poglądów prezentowanych przez Agrounię jest dla nich nie do przyjęcia.
To wszystko oczywiście prawda, tyle że nie tylko o poglądy czy zasady w tej rozgrywce chodziło, ale głównie o wyborczy PR-owski efekt, w ramach którego Tusk znów mógł powiedzieć, że Koalicja Obywatelska jest jedyną szeroką formułą opozycyjną, sięgającą od Adama Bodnara do Kołodziejczaka. Czyli jedyną realną alternatywą dla PiS.
Hołownia z Kosiniakiem tę rozgrywkę przegrali. Zapłacili frycowe, zwłaszcza lider Polski 2050, za małe doświadczenie w polityce. Mogą się oczywiście bronić, że nie przegrała wierność elementarnym zasadom, czyli nowa jakość w polityce, której Hołownia chce być rzecznikiem. Jednak by te zasady wcielać, musi on w polityce przetrwać. Zagospodarowanie Agrounii przez Konfederację albo – co wcale nie było wykluczone przy determinacji Kołodziejczaka – przez PiS, przetrwania tego nie przybliżało.
Transfer lidera Agrounii do KO niesie oczywiście ze sobą wiele zagrożeń. Nie jest wcale powiedziane, że będzie dla KO polityczną i sondażową wartością dodaną. I że egzotyczność tej kandydatury nie stanie się jednak zbyt duża, by elektorat KO ją strawił. Takich odrzuconych politycznych „przeszczepów” było w historii PO sporo, choćby Marian Krzaklewski w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. czy Ludwik Dorn w wyborach parlamentarnych w 2015 r.
Referendum odarte z resztek przyzwoitości
Tym niemniej zaskakujący ruch Tuska należy odbierać pozytywnie z punktu widzenia interesu KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. Przede wszystkim dlatego, że jeśli ruchem tym komuś odebrał głosy, to przede wszystkim Konfederacji, z którą zapewne związałby się Kołodziejczak. Zrobił więc ruch, który nie był kolejnym aktem wzajemnego politycznego kanibalizmu, tylko poszerzył bazę wyborczą ugrupowań tworzących pakt senacki. A to oznacza, że Tusk strzelił PiS-owi w wyborczym meczu gola.