Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na jakiej wartości zatrzyma się ten licznik, zobaczymy jesienią. Tak samo jesienią przekonamy się, jaka będzie skala chaosu „dobrej zmiany” w edukacji – wygaszania gimnazjów, przekształcania podstawówek w szkoły ośmioletnie i liceów w czteroletnie.
Determinacja, upór i powtarzanie przez minister Annę Zalewską – wbrew faktom – że reforma nie odbije się ani na nauczycielach, ani dzieciach, nie znalazły odporu. Dzień przed końcem roku, w czwartek, odbędzie się przed siedzibą ministerstwa edukacji dansing. Organizatorzy przypominają – nawiązując do tradycji Pomarańczowej Alternatywy – że taniec i śmiech rozwalił już wiele systemów. „W lekki, radosny sposób pokażemy władzy, żeby o nas nie zapomniała” – mówią i dodają, że przed MEN zatańczy 900 osób.
Taki był cały tegoroczny ruch szkolnego protestu. Szlachetny i słuszny. Spóźniony. Bez lidera, słabo skoordynowany, pozbawiony społecznej energii, która mogłaby się udzielić Polakom mniej zainteresowanym demolką odbywającą się w szkołach.
Co po wrześniu? Możliwe, że wyrośnie nam – z gniewu na bałagan, który jesienią będzie bardziej widoczny – jakaś organizacja rodzicielska. Wysoce prawdopodobne, że ten gniew wezmą na siebie samorządowcy – to przecież ich rękami władza centralna wykonuje swój szkolny remont. Tyle że to wszystko będzie już „po dzwonku”. Może odwrócić społeczne nastroje, zaszkodzić PiS. Szkolnej reformy nie zatrzyma. ©℗