Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Orzeczenie TK, któremu zielone światło dała Nowogrodzka, nie tylko wypchnęło na ulice niemal takie tłumy, jak te po zeszłorocznym wyroku w sprawie aborcji, ale stało się też jaskrawym dowodem na prawdziwość tezy Tuska. Ów to wykorzystał i na placu Zamkowym zbił kapitał polityczny.
Czyżby zatem prezes PiS-u stał się dla Tuska pożytecznym idiotą? Niekoniecznie. Wytyczenie osi sporu wokół członkostwa Polski w UE może być dla rządzących nawet korzystne. Choćby dlatego, że większość społeczeństwa uważa naszą obecność we Wspólnocie za niewzruszoną. Stąd opowieści o wyjściu skwitują wzruszeniem ramion, zwłaszcza jeśli obozowi władzy uda się w końcu odblokować pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Opozycja wyjdzie wówczas na sygnalistę, który bez powodu bije na trwogę. Poza tym fiksacja na tym temacie może przysłonić opozycji sprawy, którymi żyje dziś przeciętny Polak, jak ceny żywności, usług, prądu, gazu i paliwa. A PiS – jak to PiS – zamiast rozwiązywać problemy, wziął się za propagandę i znalazł winnych w Brukseli. Odtąd będzie sączył wyborcom narrację o złych eurokratach, którzy nie dość, że uzurpują sobie władzę, to jeszcze zakazują nam palić węglem.
Tym samym zrzuci odpowiedzialność z siebie i będzie rozbudzał niechęć do Wspólnoty, piekąc dwie pieczenie na jednym ogniu. Ta taktyka była widoczna w sejmowym przemówieniu premiera, który najpierw starał się łagodzić lęki elektoratu opozycji, mówiąc, że PO walczy z polexitem jak Don Kichot z wiatrakami, by zaraz potem obsłużyć swoich wiernych wyborców („W Polsce suwerenem jest naród, a nie urzędnik unijny”). ©
Autorka jest dziennikarką radia Tok FM.