Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wizerunkowa katastrofa Polskiego Ładu jest tak wielka, że najważniejsi politycy PiS, którzy w takich razach co najwyżej posypują popiołem głowy podwładnych, tym razem ścigają się na drodze do sondażowej Canossy. Premier Mateusz Morawiecki przeprasza „za niepotrzebny stres i nerwy”. Prezes Jarosław Kaczyński zapowiada wyciągnięcie wniosków z wpadki.
Jest za co przepraszać. Po raz pierwszy od 1993 r., kiedy wprowadzono podatki od dochodów osobistych, wchodzimy w nowy rok nie mając pojęcia, ile zarobimy, a ile oddamy fiskusowi. Nie jesteśmy w stanie obliczyć, jaka forma opodatkowania będzie najkorzystniejsza. Czy przysługuje nam ulga dla klasy średniej i czy lepiej pobierać ją co miesiąc, czy skorzystać z rocznego odliczenia? Komu należy się ulga na dzieci? Rządowa infolinia zablokowała się tuż po uruchomieniu; do jej obsługi oddelegowano tylko pięciu specjalistów z Ministerstwa Rozwoju i Technologii oraz kilkunastu z resortu finansów. Telefony urywają się też doradcom podatkowym, ale i oni nie zawsze potrafią udzielić jednoznacznych odpowiedzi.
Niepewni Polskiego Ładu są nawet pracownicy urzędów skarbowych. „Nie jesteśmy w stanie z pełnym przekonaniem informować obywateli o nowych rozwiązaniach, skoro najwyżsi przedstawiciele rządu nie są przekonani o tym, jak je interpretować i jaki będzie ich ostateczny kształt. Zważywszy na fakt, jak Polski Ład jest wdrażany, mamy poważne wątpliwości m.in. co do wpływu obecnych zmian na kształt rocznych rozliczeń podatkowych” – piszą do premiera pracownicy Krajowej Administracji Skarbowej.
Warto zatrzymać się przy ostatnim zdaniu tej korespondencji, bo mowa w nim nie tylko o tym, że państwo nie wywiązuje się z obowiązku jasnego określenia reguł podatkowej gry. Jeśli nawet obywatele nie wiedzą, ile mają oddać fiskusowi, to na jakiej podstawie państwo szacuje swoje wpływy z podatków?
Rząd zapowiedział już poprawki, ale łatanie Polskiego Ładu niewiele zmieni. Nasza ordynacja podatkowa nigdy nie grzeszyła prostotą, a zmiany zapoczątkowane w ubiegłym roku przez PiS upodobniły ją do Frankensteina. Podatnicy, którym przyjdzie teraz paradować w tym upiornym kostiumie, dopiero odkrywają kolejne pęknięcia, które władza będzie oczywiście cerować, ale już nie poprawi użyteczności i estetyki całości. Paradoksalnie, odbiór społeczny Polskiego Ładu nie jest dziś najgorszy, wedle różnych badań popiera go od 27 do 48 proc. ankietowanych, ale na razie to głównie wrażenia podkarmione rządową propagandą sukcesu.
Lista zalet Polskiego Ładu jest bowiem krótka. Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł uwolni wreszcie od fiskusa tych, którzy znajdują się na progu ubóstwa. Chwalić, zwłaszcza w obliczu pandemii, można by też podwyżkę składki zdrowotnej – gdyby skutkowała proporcjonalnym wzrostem budżetu NFZ. Tymczasem, jak wynika z planu finansowego Funduszu, jego wpływy ze składki zdrowotnej zwiększą się w tym roku o 7,2 mld zł – gdy w zeszłym roku, w porównaniu z rokiem 2020, wzrosły aż o 10,7 mld zł.
Prawdziwe oceny Polskiego Ładu przyniosą dopiero kolejne miesiące, a dokładniej – pierwsze wypłaty. Jeśli bilans zmian wyjdzie większości podatników na minus, wówczas projekt, który miał załatwić PiS-owi łatwą wygraną w wyborach, może pociągnąć go w przepaść.