Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Plan dnia Esther, mieszkanki Jerozolimy, żydowskiej mamy czteromiesięcznej dziewczynki i żony powołanego na front w Gazie, wygląda dziś tak: wstać, nakarmić i przewinąć dziecko, potwierdzić planowaną operację nerek, zastanowić się, kto w tym czasie zaopiekuje się małą. W razie alarmu rakietowego: zabrać dziecko, w półtorej minuty dobiec do schronu. Stały punkt dnia to także krótki kontakt z mężem: upewnić się, że żyje.
Plan dla Narjis, palestyńskiej mieszkanki Hajfy, pielęgniarki i mamy trójki dzieci, to: przygotować się na rakiety Hezbollahu, zmobilizować sąsiadów, znaleźć pomieszczenia w okolicy, które mogą służyć za schrony, wyczyścić je. Na koniec przyjemnie się zdziwić, że do tej pracy zmobilizowali się i arabscy, i żydowscy sąsiedzi.
Instrukcja dla żołnierzy mających towarzyszyć uwalnianym izraelskim dzieciom-zakładnikom: przedstaw się, podkreśl, że dziecko jest bezpieczne. Zapytaj, czy nie jest mu zimno, czy nie chce pić. Nie dotykaj go ani nie przytulaj bez jego zgody. Na pytania „gdzie jest mama/tata?” nie odpowiadaj, nawet jeśli znasz odpowiedź.
POCZUCIE OSAMOTNIENIA | Kwestia uwolnienia ok. 240 zakładników porwanych przez Hamas to główny przedmiot dyskusji od pierwszego dnia tej wojny. Ich twarze patrzą z plakatów oblepiających ulice, a hasztag #BringThemHome jest wszędzie, nawet na opakowaniu popularnego serka. To już nie czyjeś dzieci lub rodzice, oni są jak członkowie rodziny. Lęk o nich dokłada cegiełkę do syndromu ocalałego i innych posttraumatycznych zaburzeń, których w Izraelu diagnozuje się teraz mnóstwo, a antydepresanty i tabletki antylękowe łyka spora część społeczności. Porwani są też motywacją dla tych, którzy wysłali bliskich na front, a sami angażują się w liczne wolontariaty na rzecz żołnierzy i rodzin przesiedlonych z zagrożonego południa oraz z północy.
Gdy piszę ten tekst, trwa oczekiwanie: Izrael i Hamas – przy pośrednictwie USA i Kataru – ogłosiły uwolnienie 50 zakładników, kobiet i dzieci, w zamian za wypuszczenie 150 palestyńskich więźniów i czterodniowy rozejm.
Choć wielu zakładników ma podwójne obywatelstwo – izraelskie i krajów z całego świata, także Polski, i zdawałoby się, że ich uwolnienie leży w interesie wielu państw – to sympatia światowej opinii jest dziś niewątpliwie z Palestyńczykami. Tragiczna sytuacja humanitarna i wielka liczba zabitych w Gazie (według Palestyńczyków ponad 14 tys. osób), w połączeniu z obrazami z Gazy, budzą na świecie krytykę co do skali izraelskiego odwetu.
Izraelczycy tych reakcji nie rozumieją. Są przekonani o słuszności walki, którą toczą w obronie własnej. Izrael ma w niej dwa cele: odbicie zakładników i zniszczenie Hamasu. Izraelczycy mówią: przecież gazańscy cywile nie są celem, oni giną, bo to Hamas używa ich jak żywych tarcz. Dlatego debaty ulic Zachodu nie rozumieją. Pytają, czemu światowa opinia odmawia im prawa do obrony i żałoby po swoich zmarłych, dlaczego domaga się większej wrażliwości na potrzeby cywilów wroga, choć sam Hamas się z nimi nie liczy.
ZWROT NA PRAWO | Muli Segev jest scenarzystą najpopularniejszego izraelskiego programu satyrycznego „Erec Nehederet”. Wrócił na antenę telewizji krótko po wybuchu wojny z przesłaniem postawienia ludzi na nogi. Segev nie ukrywa swoich liberalnych poglądów, jednak w skeczach bezlitośnie krytykuje komentarze z Zachodu. „Ta wojna to nie jest zabawa. Walczymy tu o nasze życie, i bylibyśmy wdzięczni, gdybyście to uszanowali” – apeluje do kolegów z zagranicznych mediów.
Badania opinii prowadzone w Izraelu po wybuchu wojny, a także analiza tekstów na łamach prasy i w mediach społecznościowych, nie pozostawiają złudzeń: Izraelczycy, którzy dotąd reprezentowali lewicowy światopogląd, zaczynają kierować się ku centrum i na prawo.
Isabel Kershner jest izraelską pisarką i dziennikarką „New York Timesa”, autorką świeżo wydanej książki „Ziemia nadziei i strachu: izraelska walka o własną duszę”, w której pisze o podziałach społecznych w kraju. W rozmowie z „Tygodnikiem” mówi: – Od 7 października obserwujemy zjednoczenie kraju, a już na pewno żydowskiej większości, co do walki w tej wojnie. Cywile zgłosili się na ochotników, zobaczyliśmy też ogromny odzew rezerwistów powołanych do służby. I to po tym, jak latem, podczas protestów przeciw reformie sądownictwa, rezerwiści ostrzegali, że zrezygnują z walki, jeśli rząd będzie ją kontynuował.
ROZLICZYĆ RZĄD | Jednak konsensus dotyczy tego, co wydarzyło się 7 października i jego skutków, w tym zwłaszcza prowadzenia wojny. Wszystkie podziały, które istniały w społeczeństwie wcześniej, po wojnie prawdopodobnie wrócą.
Równocześnie zaufanie do rządu premiera Netanjahu gwałtownie spadło i w tej chwili jest znikome. We wszystkich sondażach widać za to, że zaufanie społeczne do armii jest ogromne. Nie ma wątpliwości, że ten rząd po zakończeniu wojny zapłaci polityczną cenę. Netanjahu, który przed 7 października wygenerował wielkie społeczne podziały, jest teraz obarczany odpowiedzialnością za brak przygotowania i niepowodzenie wywiadu i rządu, które w kluczowym momencie nie patrzyły we właściwym kierunku.
Zobaczymy też pewnie grę w obwinianie. – Już słyszymy aluzje rządu i jego zwolenników, którzy obwiniają liberałów i protestujących przeciw reformie sądownictwa, że mieli uczynić kraj słabym w oczach wroga i sprowadzić katastrofę na Izrael – mówi Kershner.
WSPÓŁOBYWATELE | Wśród ofiar z 7 października było ponad 20 Beduinów; kilka osób z tej społeczności zostało porwanych do Gazy.
Ciekawym wątkiem w przemianach po wybuchu wojny jest reakcja społeczności palestyńskiej w Izraelu. Wbrew obawom i ku zaskoczeniu żydowskiej większości ci Arabowie nie dołączyli do wojny przeciw Izraelowi. Choć w 2021 r., podczas tamtej eskalacji w Gazie, brali udział w zamieszkach na ulicach izraelskich miast. Zaskakujące dane publikuje Israel Democracy Institute: kilka miesięcy temu identyfikacja izraelskich Arabów z państwem Izrael wynosiła 48 proc., a w listopadzie 70 proc.
Izrael-Hamas: oko za oko
Nasreen Hadad Haj-Yahya, izraelska Arabka, badaczka społeczności arabskiej i aktywistka, mieszkanka Taybeh: – 7 października sprawił nam, Izraelczykom, ogromny ból. Wszystkim: i Żydom, i Palestyńczykom. Obrazy masakry, liczby zamordowanych, historie uprowadzonych: nie ma chyba osoby, której by to nie zszokowało i nie zraniło. Bo społeczeństwo arabskie jest integralną częścią tego, co dzieje się w Izraelu. To m.in. lekarze i zespoły medyczne, które leczą rannych, a od 7 października dają z siebie wszystko. Trzeba podkreślić tę skalę włączenia się w zbiorową troskę, skalę odpowiedzialności naszej społeczności. Tego, jak bardzo zrozumiała skalę październikowych wydarzeń.
POD WOJSKOWYM REŻIMEM | – Większość z nas ma rodziny w Gazie – dodaje Nasreen. – Obserwujemy z bólem, co się tam dzieje. Jesteśmy między młotem a kowadłem: z jednej strony jesteśmy obywatelami narodu palestyńskiego, a z drugiej osobiście ucierpieliśmy 7 października.
Jak wyglądają dziś relacje między Żydami a Arabami w Izraelu? Nasreen: – Tamten dzień, 7 października, napełnił nas wielkim strachem: tu, w Izraelu, Żydzi i Arabowie bali się siebie nawzajem. Nie brakuje ostrych wypowiedzi polityków. Pojawia się wiele oświadczeń, policja wszczyna postępowania wobec młodych Arabów, którzy w sieci wyrażają swoje zdanie i sympatyzują z tym, co się dzieje w Gazie. Palestyńczycy boją się chodzić do pracy do miejsc, w których spotykają się ze społecznością żydowską.
– Żydowska opinia publiczna w Izraelu ma mniejsze zapotrzebowanie na relacje mediów międzynarodowych czy arabskich. Rozumiem więc, że trudne obrazy z Gazy mogą do niej docierać w mniejszym stopniu – uważa Nasreen. – W związku z przyjętymi obostrzeniami nie wolno nawet wyrazić w mediach społecznościowych współczucia z powodu bólu nawet tym niewinnym ludziom, którzy sprzeciwiają się Hamasowi. Czujemy się, jakbyśmy byli pod wojskowym reżimem. Nie ma tu wolności słowa w tej sprawie.
CO POTEM? | Rozmowy pokazują rozbieżności w ocenie przyszłości.
Isabel Kershner: – Perspektywa procesu pokojowego bardzo się odsunęła. Kraj jest w stanie wojny, Gaza jest niszczona, Autonomia Palestyńska w defensywie. Po obu stronach jest mnóstwo gniewu i śmierci. Jedziemy na tym samym wózku: w wojnie z Hamasem walczą ludzie ze wszystkich środowisk politycznych. Ludność kibuców wzdłuż granicy z Gazą, najbardziej dotknięta atakiem 7 października, to byli w dużej mierze lewicowcy, zwolennicy pokoju, współistnienia, niektórzy mieli dobre relacje z ludnością w Gazie. Teraz czują się zdradzeni, podejrzewają, że niektórzy palestyńscy robotnicy wykorzystali dostęp do kibuców i pomogli przy planowaniu ataku. Nie sądzę, by teraz ktokolwiek tu uważał, że nadszedł czas na poważny proces pokojowy.
Między Gazą a Kijowem. Zachód zmęczony wojną
Nasreen Hadad Haj-Yahya: – W Izraelu, nie tylko w społeczeństwie arabskim, istnieje zrozumienie, że to, co było, nie jest już tym, co będzie. Światopoglądowo coraz więcej ludzi przesuwa się na prawo z powodu wojny i świadomości, do czego ona prowadzi. Ale też opadły maski: pojawia się zrozumienie, że nie da się dalej zarządzać konfliktem. Trzeba dojść do porozumienia. Dlatego uważam, że pojawia się tu szansa.
– Tak było z Egiptem – dodaje Nasreen. – Koniec wojny Jom Kippur w 1973 r. doprowadził do pokoju z Egiptem. To samo mogłoby się stać teraz. Po całym tym bólu, krwi i łzach może zjawić się szansa na porozumienie, które odda sprawiedliwość palestyńskiemu narodowi.
Czy Izraelczycy będą na to gotowi? Nasreen: – Jeśli po stronie izraelskiej znajdzie się inny przywódca, któremu będzie zależeć na długoterminowym rozwiązaniu, jest to realne.
JUŻ DOŚĆ | Pytam, jak się czują.
Isabele: – Staram się być profesjonalna, ale nie mogę powstrzymać smutku. Ciąży mi świadomość, że wyleczenie ludzi po obu stronach z traumy zajmie mnóstwo czasu.
Nasreen: – Mimo strachu, bólu i niepewności czuję nadzieję na zmianę porządku naszego świata. Nie wiemy, kiedy skończy się wojna, jakie będą jej skutki, boimy się „dnia po”. Ale jest też szansa, że po tym bólu obu narodom mogą się przydarzyć rzeczy historyczne. Dla naszych dzieci. Bo mamy dość wojen i cmentarzy. Mamy już dość bólu.