Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mawiało się, nie bez racji, że bardziej interesuje go utrzymanie roli lidera opozycji niż realne przejęcie władzy. Że listy wyborcze układa nie po to, by mieć większość w Sejmie, lecz większość w klubie PO. Że umie budować spoistość partii, ale po drodze gubi kontakt z wyborcami.
Czy teraz, po zapowiedzi Schetyny, że nie będzie kandydować ponownie na jej przewodniczącego, PO ma szanse na bardziej porywającego lidera? Gdyby taki się szykował, to Schetyna – jeśli wierzyć opiniom o jego skuteczności w intrygach – pewnie dawno by go wyeliminował. Ale choć żaden z obecnych pretendentów do szefostwa nie wydaje się postacią przełomową, nie będzie to miało tak wielkiego znaczenia. Nawet pod niezbornym przywództwem i bez sukcesu w wyborach prezydenckich – Platforma pozostanie największą partią po stronie opozycji. Nadal będzie mieć armię posłów, włodarzy samorządowych i spory jak na polskie realia budżet. W polityce samo długie trwanie to także istotna wartość, a marazm nie musi być śmiertelną chorobą.
Natomiast toksyczne może okazać się starcie graczy niekrępowanych już formalnymi funkcjami. Schetyna będzie miał teraz więcej czasu, by knuć przeciw Donaldowi Tuskowi, który wszak dalej chce być kimś ważnym, choć bez podejmowania ryzyka. A bitwa pasażerów na tylnym siedzeniu może bardziej zaszkodzić jeździe niż kiepski kierowca. ©℗