Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy bohater „Tyle co nic”, wiejski idealista i obrońca rolniczych interesów, dołączyłby dziś do protestów zbożowych z ukraińską wojną w tle? Jedno jest pewne: świetny film Grzegorza Dębowskiego pokazuje nam, że wbrew pozorom nie wszystko bywa czarno-białe. A już z pewnością na polskiej wsi, którą w naszym kinie Dębowski prześwietlił jak mało kto. Zrobił to bez miastowo-klasowego paternalizmu, który zazwyczaj przybiera formę albo chłopomańskiej mitologizacji, albo naturalistycznej karykatury. Opowiedział historię o tym, jak bezkompromisowa postawa rozmija się z rzeczywistością.
Nie przypadkiem filmowe dzieciaki bawią się na gumnie w Indian i kowbojów. Jarek, w ciągłym ruchu i w charakterystycznej czerwonej kurtce, od początku przypomina współczesnego rewolwerowca, osamotnionego w swojej walce. I jedynego sprawiedliwego – przynajmniej we własnych oczach. Kiedy kumplowi spali się dom, to on urządza zrzutkę i natychmiast uderza do księdza, żeby z ambony zaapelował do parafian o wsparcie. Ale proboszcz nie chce pomóc Waldkowi, bo ten nie chodził do kościoła („pomodlę się za niego”), a osławiona samopomoc chłopska też czasem zawodzi.
Jarek jest także nieformalnym liderem akcji przeciwko miejscowemu politykowi, który po wyborach zdradził swoją wieś, toteż wieczorem pod jego dworkopodobną willę zajeżdża wywrotka z obornikiem. W tym momencie gniewny film o rolniczym buncie zamienia się w kryminał: oto w zrzuconym nawozie zostaje znalezione ciało Waldka, a głównym podejrzanym okazuje się Jarek. I nie będzie to dla niego jedyny powód, by na własną rękę dochodzić sprawiedliwości.
Dębowski napisał postać arcyciekawą. Kibicujemy jej w tej samotniczej krucjacie o prawdę i godność, a równocześnie na każdym kroku widzimy, jak bohater niechcący strzela sobie w kolano. Z jednej strony mamy dobrego, a nawet czułego gospodarza oraz solidarnego sąsiada, który przyjmuje rodzinę pogorzelców pod swój dach i z szacunku dla pamięci o zmarłym koledze prawie wywraca, iście chrystusowym gestem, weselne stoły. Lecz w swoim przywiązaniu do ojcowizny i wierności chłopskiemu etosowi wiele potrafi prześlepić. Na przykład fakt, iż wieś dynamicznie się zmienia i nie każdy chciałby – lub za chwilę nie będzie mógł – pozwolić sobie na kultywowanie tradycyjnego modelu życia. Albowiem dla wielu, zwłaszcza młodych, oznacza to jedynie codzienny znój i gnój. Tymczasem Jarek ma wrodzoną szlachetność i zarazem nieustępliwą pryncypialność, coraz mniej przystającą do realiów. Jest ofiarą arogancji władzy, jednocześnie będąc ofiarą własnego idealizmu. Poczucie winy i „chłopski rozum” bywają czasami złym doradcą.
„Tyle co nic” umiejscawia tę walkę z wiatrakami na niezwykle wiarygodnym tle. Dzisiejsza polska wieś jeszcze nie była na ekranie tak prawdziwa. Mamy więc portret środowiskowy, złożony oczywiście z „samych swoich”, bo przecież wszyscy się tutaj dobrze znają albo wręcz są ze sobą spokrewnieni. Dlatego inaczej się wszystko załatwia. I lepiej za bardzo się nie wyróżniać – wie coś o tym bratanek Jarka, obecnie jego obrońca w wiadomej sprawie, który przed laty opuścił podolsztyńską wieś.
Co nie oznacza, że Dębowski demonizuje tamtejsze układy czy przesądy. Nawet jego spojrzenie na miejscową elitę kryje wiele niuansów. W osobie nieuczciwego posła pobrzmiewa co prawda dawna relacja folwarczna, aczkolwiek Lesław, choć sam zdążył się dobrze ustawić, doskonale wie, skąd przyszedł, zna swoje miejsce w hierarchii i nie jest w tej opowieści typowym „złym panem”. Panująca w filmie przednówkowa pora nie sprzyja sielskim obrazkom, ale zdjęcia Ołeksandra Pozdniakowa unikają wódczano-turpistycznych przerysowań, znanych nam z kina Wojciecha Smarzowskiego. Mimo to w powietrzu czuje się mocno te wszystkie organiczne zapachy, które czasem przeszkadzają mieszczuchom marzącym o wiejskim ustroniu.
Przed nami kolejna, po filmach „Cicha noc” (2017) Piotra Domalewskiego, „Supernova” (2019) Bartosza Kruhlika czy „Chleb i sól” (2022) Damiana Kocura, bardzo dobra produkcja Studia Munka. Od lat zapewnia ono finansowe i fachowe wsparcie młodym twórcom, promując kino świadome społecznie, z niewielkim budżetem. Tej surowo opowiedzianej historii nie towarzyszą wielkie wybuchy ani muzyka Chopina, za to główny bohater nosi (przypadkiem?) nazwisko Martyniuk i posiada zatroskaną twarz Artura Paczesnego z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu.
Jest tu zresztą na drugim czy dalszym planie wiele innych znakomitych ról i, póki co, mało znanych twarzy (stąd apel do polskich filmowców: bywajcie częściej w teatrach i nie tylko w stolicy!). Agnieszka Kwietniewska jako żona Jarka i Monika Kwiatkowska, czyli wdowa po Waldku, swoją skupioną, intensywną obecnością sprawiają, że oglądamy tę historię pod jeszcze innym kątem. Bo chociaż zagadka związana ze śmiercią z grubsza się rozwiązuje, najważniejsze są międzyludzkie uwikłania, jakie budują postać Jarka. Pod tym względem „Tyle co nic”, wbrew swojemu wybitnie antykomercyjnemu tytułowi, ma w sobie dużą siłę ciężkości.
Tytuł ten – na szczęście – okazuje się wieloznaczny. Co prawda słychać go dwukrotnie w dialogach i to w zupełnie różnych sytuacjach, zostawia jednak pole do innych interpretacji. Podobnie jak osoba głównego bohatera, którą łatwo dałoby się ubrać w polityczne konteksty, poręczne stereotypy, w modne obecnie teorie socjologiczne czy kulturowe. Takie odczytania również są uprawnione, jakkolwiek dobrze, iż opowiedziana przez Dębowskiego historia nabiera uniwersalności. Że możemy w niej zobaczyć, niezależnie od realistycznego „mięsa”, nie tyle wściekłego wiejskiego antysystemowca, co człowieka, który po prostu chciał być dobry i zachować własną podmiotowość.
Film Dębowskiego traktuje o osobistej cenie, jaką przyszło zapłacić za to jemu, lecz także jego najbliższym, w konkretnych okolicznościach, miejscu i czasie. „Chciałem opowiedzieć, jak z pozoru drobne rzeczy z naszego otoczenia stają się tak naprawdę »nami« – to, ile zarabiamy, o której wstajemy, czy jeździmy na wakacje, czy mamy dostęp do komunikacji miejskiej, jakie mamy relacje z sąsiadami i jak to wszystko wpływa na nasz związek, rodzinę czy w końcu poczucie sensu życia” – to słowa samego reżysera. Cytuję je tylko dlatego, że w przeciwieństwie do wielu podobnych deklaracji tę akurat udało się spełnić.
TYLE CO NIC – reż. Grzegorz Dębowski. Prod. Polska 2023. Dystryb. Forum Film Poland. W kinach od 8 marca.