Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydarzenia związane z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego po raz kolejny pokazały, jak bardzo polski episkopat uwikłany jest w myślenie w kategoriach nie tyle ewangelicznych, co prawnych, i jak trudno mu jest zdystansować się od prawicowej władzy politycznej. Biskupi nie tylko natychmiast pospieszyli z podziękowaniami. Zapomnieli o ostrzeżeniach Jana Pawła II, że bywa, iż nawet jeśli dana sytuacji traktowana jako grzeszna, „może być zmieniona pod względem strukturalnym i instytucjonalnym siłą prawa lub – jak często się niestety zdarza – prawem siły, to w rzeczywistości taka zmiana okazuje się niepełna, krótkotrwała, a w ostateczności daremna i nieskuteczna – i nawet przynosząca odwrotny skutek – jeśli nie towarzyszy jej nawrócenie osób bezpośrednio czy pośrednio za tę sytuację odpowiedzialnych”.
Co więcej – gdy ze strony Jarosława Kaczyńskiego i środowisk nacjonalistycznych padły propozycje „obrony kościołów”, Rada Stała KEP nie była w stanie odrzucić tych jawnie politycznych propozycji, a nawet dziękowała „wiernym broniących kościołów”. Jedynym biskupem jakoś dystansującym się w tych dniach od polityków był prymas Wojciech Polak, który w kontekście wystąpienia Kaczyńskiego stwierdził, że „Kościół nie potrzebuje parasola ochronnego ze strony państwa”.
Dużo wyraźniej zabrzmiały głosy pewnej grupy świeckich katolików oraz zwykłych księży. Świeccy napisali w apelu do biskupów, by jednoznacznie odcięli się od słów prezesa PiS jako kogoś, kto nie ma prawa wypowiadać się w imieniu katolików.
List otwarty, utrzymany w podobnym duchu, napisało 27 księży (po kilku dniach lista sygnatariuszy przekroczyła setkę). Jednoznacznie zaapelowali w nim, by „skończyć z używaniem religii do celów politycznych i porzucić przekonanie, że rozstrzygnięcia prawne mogą przynieść trwałą zmianę wrażliwości sumień, czego my pragniemy, głosząc Ewangelię”.
Sojusz ołtarza i tronu powinien być przerwany już dawno, ale biskupi sami tego nie zrobią. ©℗