Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bardzo prawdopodobne, że słowackim leśnikom brakuje dewiz, stąd bicie na alarm i zapowiedź odstrzałów. Jakich byśmy jednak uzasadnień nie znaleźli, to kolejny dowód, że opowieści o zrównoważonym rozwoju i szacunku dla przyrody, w jakich prześcigają się od dawna tzw. czynniki oficjalne, można włożyć między bajki. Przychodzi bowiem głód finansowy albo jakiś niedźwiedź-łobuz z hałasem przegania turystów ze szlaku - i mit zrównoważonego rozwoju pryska. Przyroda musi się wycofać bądź polec. W końcu człowiek jest najważniejszy, nawet w tak podobno dzikim i naturalnym miejscu jak Tatry. Słowacy nie są wyjątkiem. Ponad rok temu Niemców zelektryzowała informacja, że na ich terenie plącze się miś, pierwszy od ponad stu lat. Euforia minęła, miś narozrabiał, trzeba go było odstrzelić.
Przyroda - czy to miś, czy świstak, czy unikalne bagna - może istnieć do momentu, kiedy nie wejdzie nam w paradę. W innym przypadku: pif, paf albo piłą ją przez pień.