Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kwestie praw mniejszości seksualnych, nie tylko w dyskursie politycznym, ale również religijnym, stały się w ostatnich latach przedmiotem licznych sporów, nie dziwi więc, że stanowisko w tej sprawie zajęli biskupi. Opublikowany przez Konferencję Episkopatu dokument przedstawiający stanowisko w kwestii LGBT+ ma na celu wyklarowanie nie tylko stanowiska Kościoła, ale przede wszystkim obronę prawdy o człowieku i jego godności, a także o jego przeznaczeniu (zbawieniu). Dokument jest obszerny – liczy 27 stron, składa się z czterech rozdziałów obejmujących 105 paragrafów odnoszących się do takich kwestii jak: (1) płciowość mężczyzny i kobiety w chrześcijańskiej wizji człowieka; (2) ruchy LGBT+ w społeczeństwie demokratycznym; (3) osoby LGBT+ w Kościele katolickim oraz (4) Kościół wobec stanowiska LGBT+ w sprawie wychowania seksualnego dzieci i młodzieży.
Przedstawiona w nim argumentacja nie wnosi nic nowego od strony teologicznej dla zrozumienia kwestii różnorodności w obrębie ludzkiej seksualności, bo trudno za odkrywcze uznać to, że w tym dokumencie polscy biskupi po raz pierwszy użyli terminu „orientacja seksualna”, równocześnie dzieląc ją według własnego uznania na „naturalną” i „nienaturalną”. W takim przypadku wypada raczej mówić o „preferencjach teologicznych” niż poprawnym posługiwaniu się terminologią naukową. Podobnie trudno myśleć o jakimś poważnym przełomie tylko dlatego, że po raz pierwszy w deklaracji KEP pojawia się skrót LGBT+ zamiast religijnie brzmiących eufemizmów. Potwierdzenie, że przynależność do tego środowiska nie wyklucza z Kościoła to z kolei żadna nowość, tylko stan faktyczny poza Polską widoczny także w konkretnych parafiach czy wspólnotach. Nie jest więc również niczym „rewolucyjnym” potwierdzenie religijnych praw dzieci ze związków monopłciowych. Jedynie osoby transseksualne mogą powiedzieć o łucie szczęścia, bowiem biskupi uznają chrzest transseksualisty, który w młodości zmienił płeć. Co jednak z resztą dokumentu?
Ciągłości kościelnego nauczania w kwestii ludzkiej seksualności na którą powołują się biskupi nie można z góry traktować jako dowodu rozstrzygającego w sporach światopoglądowych, bowiem ani geneza seksualności ani jej przejawy nie odnoszą się wprost do wiary. Dokument stawia sobie za zadanie obronę „tradycyjnego” i „konserwatywnego” widzenia relacji rodzinnych oraz seksualności człowieka poprzez przywołanie argumentów czerpanych z esencjalistycznego paradygmatu światopoglądowego. Opiera się on na założeniu o determinizmie i wrodzoności oraz pewnym ponadkulturowym, uniwersalnym prawie (bądź prawach) tłumaczącym genezę płci i orientacji seksualnej. Zdaniem biskupów orientacja i tożsamość płciowa jest z natury ze sobą tożsama i wyłącznie binarna. W przypadku rozbieżności trzeba mówić o dewiacji. Na gruncie światopoglądowym jest to oczywiście dopuszczalna opcja, teologicznie może być uważana za objawioną, nie jest jednak tożsama z nauką. Stanowisko przeciwne również nie jest więc w obrębie nauki tożsame z ideologią – choć autorzy dokumentu sugerują coś innego.
Po pierwsze, błędnie zakładają, że jeśli jakaś teoria nie jest zgodna z Biblią oraz nauczaniem Kościoła, to nie może być teorią naukową. Po drugie, nawet jeśli głoszą ją naukowcy, to nie jest to teoria prawdziwa, skoro stoi w sprzeczności z Magisterium. Po trzecie, argumenty konstrukcjonizmu społecznego z definicji traktowane są jako nienaukowe, nieprawdziwe, społecznie szkodliwe i określane mianem „ideologii gender” – jako tak samo ideologiczne nie są jednak traktowane poglądy teologiczne niemające wystarczającego uzasadnienia poza samą teologią. Po czwarte, za naukowe w odniesieniu do seksualności autorzy dokumentu uznają jedynie badania genetyczne i epigenetyczne, których wyniki pasują pod z góry przyjętą przez nich tezę. Dokument daje więc mylne wrażenie, że podział esencjonalne/skonstruowane jest równoważny z podziałem na wrodzone/nabyte czy zdeterminowane/z wyboru. Badania pokazują tymczasem, że istnieją przecięcia między tymi wymiarami i wskazują na brak jednego modelu rozwoju danej orientacji dla kobiet i mężczyzn. Z naukowego punktu widzenia można bowiem przyjąć, że istnieje genetyczna lub psychologiczna przyczyna pożądania wobec konkretnej płci. Nie musi się ona jednak przekładać na kulturowe rozróżnienie ludzi na bazie kierunku pożądania i w związku z tym również na tożsamość seksualną.
Z psychologicznego i psychoterapeutycznego punktu widzenia dokument biskupów ma charakter antynaukowy i w niektórych kwestiach jest wręcz szkodliwy. Dotyczy to zwłaszcza pomocy psychologicznej homoseksualnym katolikom polegającej na „zmianie” ich orientacji. Czy w takim razie rozpoznają się w nim osoby, o których mowa w jego tytule? Sęk w tym, że ich w nim nie ma, o nich się tylko mówi, myląc godność osobową z religijnie narzucaną etykietą. Nie sądzę, aby w ten sposób udało się rozwiązać jakiekolwiek spory nie tylko o prawa mniejszości seksualnych, ale o zbawienie takich osób. Szkoda, że dokument nie stara się nawiązać dialogu pomiędzy teologią (religią) a nauką, tylko stanowi rozbudowaną obronę niektórych kontrowersyjnych społecznie wypowiedzi jego sygnatariuszy. Obawiam się, że w takiej postaci stanie się łatwą „ściągawką” dla rzeszy ignorantów, którzy uznają go za „pomoc niebios” w prowadzonych przez siebie „krucjatach”.