Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Plakat pokazano, jak podkreśla Piotr Bernatowicz, kierujący Zamkiem od 2020 r., w proteście przeciw cenzurze. Dzieło to nie zostało bowiem zaprezentowane na 6. Międzynarodowym Biennale Plakatu w Lublinie. Jego jury zrezygnowało z pokazywania plakatów mogących godzić w czyjeś uczucia, szerzących mowę nienawiści lub będących pomówieniem.
Wpisanie sporu w dyskusję o wolności wypowiedzi artysty stawia w trudniej sytuacji środowiska, dla których jest ona ważna. Podobnie Bernatowicz tłumaczył prezentowanie w Zamku Ujazdowskim dzieł rasistowskich, homofobicznych i ksenofobicznych czy zaproszenie artysty głoszącego antysemickie treści. Jednak prawdziwym problemem nie jest wolność artysty – nie chodzi o zakaz tworzenia, lecz prezentacja dzieł w instytucjach publicznych, a tym samym normalizacja takich poglądów w głównym nurcie debaty.
Publiczne instytucje kultury są przestrzenią debat kulturowych, ideologicznych, a nawet politycznych. Bernatowicz nie ukrywał, że Zamek Ujazdowski traktuje jako narzędzie do przeprowadzenia tradycjonalistycznej zmiany w kulturze. Jednak zawieszenie tego plakatu przed marszem 4 czerwca i w pobliżu jego trasy musiało też zostać odebrane jako wpisanie się w partyjną akcję przeciw Donaldowi Tuskowi i uczestnikom tego wydarzenia. W efekcie instytucja ostatecznie straciła swój publiczny charakter. Stała się agendą rządową – de facto partyjną. Być może Piotr Bernatowicz nie zakładał tak radykalnego przeformułowania funkcji Zamku Ujazdowskiego. Lecz ta zmiana wpisuje się w politykę obecnego rządu, podporządkowującego partyjnym interesom kolejne obszary państwa. Co może się stać atrakcyjnym sposobem funkcjonowania także dla kolejnych rządzących. ©