Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oglądam te zdjęcia, bezskutecznie próbując wykrzesać w sobie poczucie słusznego oburzenia. Oto kolejne dziennikarskie przekroczenie, co do tego nie mam wątpliwości. Daleko poza granicą przyzwoitości i szacunku dla martwego ciała. Kolejny dowód na to, że gorszy pieniądz wypiera lepszy, a nawyki z tabloidów przenikają do gazet, wydawałoby się, poważnych. Jeszcze jeden szczegół w ciągle rosnącej galerii dziennikarskich win. "Jakich win? - skrzywi się fotoedytor. - Jakich win, skoro te dwie odrąbane głowy zdarzyły się naprawdę, a fotoreporter jedynie je sfotografował?"
Oburzenia nie wystarcza, rozpływa się i zanika, ponieważ zbyt wiele takich zdjęć, by nad każdym z nich potrząsać z niesmakiem głową. Te dwie głowy są elementem szerszego pejzażu, a jeśli ktoś chce zapoznać się z nim bliżej, powinien obejrzeć choćby dowolnie wybraną edycję "World Press Photo" z ostatnich kilku lat. Co roku ten sam zestaw trupów, krwi, odrąbanych kończyn i głów. Zmieniają się jedynie miejsca, w których zdjęcia zostały wykonane.
Zamiast słusznego oburzenia coraz częściej zastanawiam się nad kompozycją. Te dwie głowy sfotografowane są naprawdę pomysłowo, fotograf zorganizował to tak, że murek biegnie po przekątnej, a przepocone włosy, krew i taśma klejąca znajdują się w mocnym punkcie kadru. A taka refleksja świadczy o czymś znacznie gorszym niż kłopoty z jasną odpowiedzią na pytanie, czy wszystko, co zdarzyło się naprawdę, powinno trafiać do gazet.