Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Piszę w poczuciu obowiązku: zdarzenie, które zmuszony jestem opisać, przekracza dla mnie granicę tego, co można tolerować. Kilka dni temu moja ciotka udała się do jednego z lubelskich kościołów w celu odbycia spowiedzi. W jej trakcie pomiędzy spowiednikiem a moją ciocią wywiązała się dyskusja dotycząca bieżącej sytuacji politycznej (już to jest naganne). Po kilku słowach rozmowa przybrała formę nieprzyjemnej wymiany zdań. Ksiądz, napotykając opór ze strony starszej pani, stwierdził oburzony, że nie udzieli rozgrzeszenia. Wściekła ciotka odburknęła, że pójdzie do innego kościoła. Podniosła się i odeszła od konfesjonału. Ksiądz w tym momencie wyszedł i grzecznie, ale zdecydowanie poprosił, by jednak wróciła. Tak też zrobiła, a spowiednik przeprosił ją za swoje zachowanie i udzielił rozgrzeszenia. Cioci również było przykro z powodu zajścia.
Nie muszę objaśniać, jaką linię polityczną reprezentował spowiednik – to zresztą nie ma znaczenia. Znaczenie zaś ma fakt, że oto na naszych oczach przekraczana jest kolejna granica. Co jeszcze wydarzy się w tym kraju przy tak niesłychanym poziomie gniewu, przy tak głębokim podziale, jaki przebiega przez Polskę? Moja rodzina przychodzi do tej właśnie świątyni od 1918 r. Należę więc do czwartego pokolenia, które uczęszcza do tegoż kościoła, i po raz pierwszy zdarzyło się coś takiego. Pierwszy raz od 99 lat...
Mam nadzieję, że Kościół polski stanie w końcu pomiędzy zwaśnionymi stronami, nawołując do zrozumienia, poszanowania i do pojednania narodowego, bo taka jest właśnie jego ewangeliczna rola. Jest to dla Kościoła wielka szansa i mam nadzieję, że tej szansy nie zaprzepaści. Chociaż, niestety, wszystko na to wskazuje.