Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ich zestawienie zaprezentowano w zeszłym tygodniu we wspólnym raporcie fundacji Evidence Institute i Związku Nauczycielstwa Polskiego. Z czołówką klasyfikacji nawet nie mamy się co równać: siła nabywcza poborów nauczyciela niemieckiego to ponad trzykrotność, a szwedzkiego, belgijskiego czy norweskiego mniej więcej dwukrotność tego, co za swoją wypłatę może kupić pedagog znad Wisły.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
A gdyby te europejskie dane nie wszystkim przemawiały do wyobraźni, autorzy raportu służą zestawieniem pensji nauczycieli na tle poborów osób o porównywalnych kwalifikacjach w Polsce. Są wyraźnie niższe niż średnie w tzw. drugiej grupie zawodów (specjaliści), a do tego znacznie wolniej w ostatnim czasie rosną. O ile w roku 2010 różnica wynosiła kilkaset złotych, o tyle już w 2018 „pedagodzy, decydując się na zmianę zawodu na inny z grupy drugiej, mogliby oczekiwać wzrostu pensji o około 1200-1400 zł miesięcznie (20-30 proc. średniej pensji nauczycieli)”.
Rząd na każdym kroku chwali się kilkuprocentową podwyżką dla nauczycieli od maja tego roku, a także wrześniowymi wzrostami dla pedagogów wchodzących do zawodu. Tyle że tych ostatnich będzie coraz mniej, bo polski belfer – także za sprawą szalejącej inflacji – z miesiąca na miesiąc biednieje.