Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Historia lubi się powtarzać, nawet jeśli ryzykuje, że powtórzy się farsą.
Kiedy po zaleceniu małopolskiej kurator Barbary Nowak, by szkoły nie chodziły na „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej, pojawiły się porównania do reakcji na „Dziady” Kazimierza Dejmka, przedstawiciele obecnych władz wyśmiali je i odrzucili. Ja też uważałem je za przesadzone i niefortunne. Najwyraźniej jednak zarządowi województwa małopolskiego spodobał się scenariusz z marca 1968. Decyzja o wszczęciu procedury odwołania dyrektora Krzysztofa Głuchowskiego (na zdjęciu powyżej) pod oczywiście pretekstowymi zarzutami, wśród których szczególnie groteskowy jest ten o naruszaniu dobrego imienia Teatru im. Słowackiego, natychmiast wywołała protest pracowników placówki, do którego dołączają kolejne zespoły, organizacje i stowarzyszenia z całej Polski.
Skali i skutków tych protestów oczywiście nie sposób dziś przewidzieć, ale jeśli pójść za impulsem powtórki, który tak uwiódł marszałka Witolda Kozłowskiego i jego współpracowników, to rysuje się frapująca perspektywa. Wystąpienia przeciwko zdjęciu „Dziadów” wiosną 1968 r. zakończyły się klęską protestujących, ale przyniosły też kres złudzeń co do charakteru i celów władzy. Powtórka z „Dziadów” wiosną 2022 r. przynieść może skutek podobny. Trudno oczekiwać, że wywoła rewolucję. Raczej umocni poczucie bezradności, które bije z przedstawienia Kleczewskiej. Ale przynajmniej będzie jasne, kto na czyim miejscu stoi. Role Pawła Jasienicy i Witolda Fillera czekają na wykonawców.