Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Świat płonie. Mamy rozwiązanie, ale musimy działać teraz” – apelował sekretarz stanu USA Antony Blinken w ubiegłym tygodniu, podczas nowojorskiego szczytu poświęconego bezpieczeństwu żywnościowemu. Wiele jednak przemawia za tym, że na realizację rozwiązania, o którym mówi Blinken, jest albo za późno, albo będzie to wymagać ustępstw wobec Rosji.
O tym, że światu grozi kryzys żywnościowy, było wiadomo od dawna. Początkowo nałożyły się tu na siebie dwa czynniki: zerwanie łańcuchów dostaw podczas pandemii i zmiany klimatyczne. Eksperci wskazywali, że kryzys można złagodzić, jeśli tylko państwa nie zaczną zamykać rynków, kierując się strachem o własne interesy. Jak 15 lat temu: wtedy świat dotknęła katastrofalna susza, a Indie zakazały eksportu ryżu, co wywołało efekt domina – skutkiem był ogromny wzrost cen żywności. Powtórce takiej sytuacji miała zapobiec żywnościowa solidarność, ale na debatach o niej się kończyło.
24 lutego pojawił się trzeci czynnik: rosyjska inwazja przeciw Ukrainie, która odpowiadała dotąd za prawie 8 proc. światowego eksportu zboża. Z ukraińskich portów czarnomorskich wypływało miesięcznie 4,5 mln ton produktów rolnych, zwłaszcza pszenicy, kukurydzy i olejów spożywczych. Teraz od trzech miesięcy Rosja blokuje i bombarduje ukraińskie porty, a szlaki żeglugowe zaminowała. Chce być też pewna, że Ukraińcy nie będą mieli czego eksportować. Tylko w obwodzie dniepropetrowskim na skutek rosyjskiego ataku pod koniec kwietnia spłonęła taka ilość ziarna, jaką można by wykarmić 300 tys. ludzi przez rok. A to, czego Rosja nie niszczy, kradnie: władze w Kijowie podały, że Rosjanie z okupowanych terenów wywieźli już 400 tys. ton zboża.
Pierwsze oznaki paniki na rynkach już widać. Indie, drugi światowy producent pszenicy i dziesiąty jej największy eksporter, właśnie zakazały jej wywozu za granicę. Licząc od początku roku cena pszenicy wzrosła już o połowę. ONZ szacuje, że z powodu wojny Putina głód może zajrzeć w oczy 1,7 mld ludzi na świecie.
Podczas niedawnego szczytu G-7 jego uczestnicy wprost oskarżyli Moskwę, że próbuje rozpętać na świecie „wojnę zbożową”. Podobne zarzuty powtarzano w Nowym Jorku, gdzie sekretarz generalny ONZ António Guterres ujawnił, że jest w „intensywnym kontakcie” z Rosją i innymi krajami, ale szczegółów nie podał, gdyż „mogłoby to podważyć szanse na sukces”. W minioną sobotę Dmytro Kułeba, minister spraw zagranicznych Ukrainy, napisał na Twitterze, że udało się ustanowić dwie drogi lądowe, alternatywne dla szlaku morskiego, „aby ratować Afrykę i inne regiony przed głodem”. Problem w tym, że lądem – o czym informował wcześniej Kijów – da się wywieźć zaledwie 20 proc. ukraińskiego ziarna.
Co na to Rosja? Jest największym na świecie eksporterem pszenicy i pomimo sankcji nie zamierza z tego rezygnować. „Będziemy dostarczać żywność naszym przyjaciołom za ruble i ich waluty krajowe” – oświadczył niedawno Dmitrij Miedwiediew, były prezydent i zausznik Putina. Gdy temat kryzysu żywnościowego na świecie stanął na Radzie Bezpieczeństwa ONZ, ambasador Moskwy o wzrost cen żywności obwinił Zachód, a apele o odblokowanie czarnomorskich portów zignorował.
Za sprawą wojny Rosja kontroluje dziś jedną trzecią światowego eksportu pszenicy, a także 20 proc. eksportu kukurydzy i ponad 70 proc. eksportu oleju słonecznikowego. Do tego jest jednym z głównych producentów nawozów i jednym z największych eksporterów gazu ziemnego, niezbędnego do ich produkcji. To oznacza, że nawet kraje, które są niezależne żywnościowo, mogą stać się celem jej szantażu.