Spotkania z Rezą

Czuje się we Francji absolutnie zaszczuta. Unicestwiona. Wyszydzona i zdewaluowana nadzwyczaj podle i umiejętnie.

01.09.2014

Czyta się kilka minut

Próby do spektaklu „Sztuka” Yasminy Rezy w reż. Krystiana Lupy z udziałem Zbigniewa Kosowskiego, Piotra Skiby i Andrzeja Hudziaka / Fot. Marek Gardulski
Próby do spektaklu „Sztuka” Yasminy Rezy w reż. Krystiana Lupy z udziałem Zbigniewa Kosowskiego, Piotra Skiby i Andrzeja Hudziaka / Fot. Marek Gardulski

Pamiętam tę radość pierwszych prób „Sztuki”, spontaniczne transe wesołości przy kolejnych aktorskich lekturach tekstu.

Wszyscy natychmiast zakochaliśmy się w nieznanej autorce z egzotycznie brzmiącym imieniem i nazwiskiem. Kiedy po kilku dniach takich rauszowych czytań przyniosłem jej zdjęcie (zdobycie tego zdjęcia nie było takie łatwe jak dziś), to zakochanie, szybko przeskakując przez etap zdziwienia: „no niemożliwe, żeby tak wyglądała ta Reza!”, poszybowało jeszcze w jakieś inne rejony...

O „Sztuce” opowiedział mi Andrzej Wajda. Byliśmy wtedy, reżyserzy Teatru Starego, w euforii odradzania naszego twórczego miejsca, czego narzędziem miała być powołana właśnie dyrektor Krystyna Meissner. Ale również niezwykłe doprawdy zacieśnienie relacji reżyserów, jak i intensywność dyskusji o teatrze, o możliwościach zmiany teatralnego życia, zmiany naszych osobistych i wspólnotowych strategii... Andrzej Wajda widział to cudo w Berlinie i pomyślał, że powinienem je koniecznie zrobić w Starym. Krystyna Zachwatowicz przyniosła mi tekst. „Sztuka” w tłumaczeniu Barbary Grzegorzewskiej była właśnie świeżo wydrukowana w „Dialogu”, wszystko szczęśliwie i zgrabnie się składało...

(Na marginesie: była to w tamtym momencie, w moim poczuciu, autentyczna i poruszająca integracja reżyserów Teatru Starego, próba ucieleśnienia marzenia iście młodzieńczego, marzenia ponownego wskrzeszenia Teatru jako wspólnoty, jako fenomenu dyskursu, próbowaliśmy tego nadspodziewanie szczerze. Pozostał do dziś żal, że zespół nie miał dość zaufania i cierpliwości. Pozostało z tamtych rozmów do dziś wyobrażenie, czym może być teatr jako miejsce spotkania WIELU INDYWIDUALNYCH MARZEŃ I INTUICJI.)

Sekret genialności

Z początku śmialiśmy się nieustannie, dialog zarażał kiełkujące postaci, śmialiśmy się z tego, co powstawało w wyobraźni: u partnera i u samego siebie. W pewnym momencie musieliśmy przestać się śmiać, żeby postaci mogły się dalej rozwijać. Komizm mógł być pułapką, często zresztą bywa pułapką...

Co chwila uznawaliśmy na nowo dialog za genialny, wielokrotnie próbowaliśmy zgłębiać sekret tej „genialności”. To, że tekst jest rasową komedią, bezbłędnie dozującą kolejne fale śmieszności, nie wyczerpywało sprawy. „Sztuka” zrobiła błyskawiczną światową karierę, co jest oczywiście dowodem jej komicznej atrakcyjności. Bardzo szybko jednak przez część międzynarodowej krytyki została uznana za bulwarową, a Yasmina Reza za pisarkę komercyjną. Tym tropem poszła zresztą większość realizacji, sprawnie przypisując do tekstu wypróbowane schematy komediowe.

Nie zgadzaliśmy się od samego początku, że „genialność” tekstu Rezy to wyłącznie jego vis comica. Oczywiście że był komiczny, sami przecież śmialiśmy się bez przerwy... Podobnie śmialiśmy się przy Bernhardzie, przy „Kalkwerku”, przy „Rodzeństwie”... Zresztą nasze doświadczenia ze śmiesznością stają się z biegiem czasu coraz dziwniejsze.

Nie ma mowy, żeby jakieś dzieło literackie, teatralne czy filmowe było śmieszne, nie będąc jednocześnie prawdziwe. Śmiech wylewa się na coraz większy obszar ludzkiej prawdy i ludzkiego dramatu, w miarę jak otwieramy się na groteskowy rewers tego ludzkiego dramatu. Mówiąc o „prawdzie wszelkiej śmieszności” i poszerzając jej obszar, powinniśmy doskonalić naszą orientację w tym obszarze. Komizm cyrkowych klaunów zawiera w sobie nieubłagane ludzkie prawdy, bez tego nie śmialibyśmy się po prostu, niezależnie jak bardzo mechanizmy ich relacji są uproszczone. Śmiałość tego uproszczenia staje się zresztą kryterium genialności klauna. Jego sztuka jednak to podtrzymywanie „płomienia śmiechu”, a nie zgłębianie natury ludzkiej... Choć sam śmiech jest być może też jakimś rodzajem zgłębiania?

Syndrom kłótliwości

Tylko zajrzałem, przeczytałem, co do tej pory napisałem, poprawiłem parę zdań, żeby wysterować myśli na to, co jest do napisania, żeby móc dalej spać, ale może i po to, żeby we śnie dalej się coś myślało, żebym rano już to wiedział...

Stoję znów przed tym samym, co wtedy, pytaniem. Przed pytaniem o sekret i mechanizmy tego, co tak spontanicznie i imperatywnie nazwaliśmy genialnością. Nie to, żebym nie wiedział, ale jest to jeszcze zbyt obszerne, zbyt zagmatwane... Ta intuicja o genialności dialogu ludzkiego Rezy! Śmieszność i inteligencja tego dialogu, tych kłótni, bo dialogi Rezy to głównie kłótnie, sprzeczki, spory, polemiki... Ich intensywność jest charakterystyczna, może część sekretu tych kłótni jest w tym, że Yasmina Reza jest kobietą, tę francusko-kobiecą kłótliwość zasadza w duszach swych bohaterów, mężczyzn?

Trójka bohaterów „Sztuki” wpada w okres kłótliwości, we wspólną chorobę kłótliwości – przyczyną jest nie tylko tajemniczo prowokujący biały obraz, ale również stan duchowego i psychicznego kryzysu, w którym bohaterowie się znajdują, w którym znalazła się ich relacja. Ta nerwica kłótliwości bohaterów jej sztuk (również w późniejszych tekstach Rezy) staje się osobliwą diagnozą, diagnozą środowiskową, może i generacyjną. Tkwi w nich coś, z czym nie potrafią sobie poradzić, i co jest przyczyną chorobliwej kłótliwości ich rozmów.

Ta kłótliwość jest jednym z atrybutów strategii komediowych (czy nawet farsowych), tu jednak idzie dalej, rozrasta się i komplikuje, idzie dalej w swej pasji poznawczej – idzie zarówno tropem autorefleksji samych bohaterów, jak i tropem narratorki, czyli obserwatorki i prowokatorki mechanizmów polemicznych.

Co się dzieje z ludźmi, kiedy chorobliwie się kłócą, co się dzieje z ich myślami, przekonaniami i z całym tym jeszcze nieprzetworzonym w myśli obszarem duchowym wziętym na WARSZTAT NIEPOKOJU? Czy jest to chemia (a może alchemia) naszych przekonań i poglądów, czy też głębszych i mniej znanych pokładów samopoczucia, irracjonalnych nurtów niepokojów, irytacji i obsesji, które generują swoje własne autonomiczne fantazje wplątujące się w nasze święte przekonania i deformujące je w nieprzewidywalny dla nas samych sposób? Reza staje się genialną obserwatorką... Ale również prowokatorką tej choroby...

Śmieszna prawda

Właśnie to prowokujące śledzenie mechanizmów dialogu, a właściwie nieustannie i chorobliwie nawracającej polemiki, właśnie ta rodząca się w sporach autonomia tej polemiki, tak deformująca osobowości, że stają się nieprzewidywalne i tajemnicze – wszystko to wykracza daleko poza schematy komedii bulwarowej. Prowadzi uważnego czytelnika, albo aktora obdarzonego poznawczą pasją i wyobraźnią – bardziej w kierunku możliwych w tej materii tropów poznawczych, w kierunku możliwości zgłębienia niekonsekwencji i zasadzek osobowości, niż w stronę traktowania tych osobowości jako figur mieszczańskiej rozrywki.

Figury (postaci, osobowości) teatru bulwarowego są raczej niezmienne, wpisane wciąż w te same mechanizmy komiczne – pozwala to widzowi na połowiczną identyfikację z poczuciem wyższości – daje mu to komfort wygodnego urządzenia się w swoim śmiechu. Można i tak zagrać „Sztukę” Rezy i bywalec bulwarowego teatru będzie zadowolony, choć i twórcy, i widzowie będą mogli mieć kłopoty z drugą częścią tekstu i jego zakończeniem, ale trzeba wtedy przeoczyć (świadomie lub nieświadomie) większość prowokujących mikrozdarzeń i przewrotności, które są weń wpisane.

Jestem również przekonany, że wtedy trzeba przeoczyć (przeważnie udaje się to zresztą bez trudu) większość najcenniejszych mikromechanizmów i mikrozdarzeń komicznych. To zresztą powszechne, choć przez większość uporczywie ignorowane zjawisko: tracimy siłę i magię komiczną, dążąc wyłącznie do komicznego efektu. Genialni komicy mają to głęboko w rdzeniu intuicji, nie muszą tego wiedzieć: tworząc postać komiczną pracują nad prawdą, nie nad śmiesznością...

Chorobliwe spory

To, że Reza jest jednym z nielicznych geniuszy dialogu, polega być może na, nazwijmy to: wariackiej intuicji, irracjonalnej umiejętności identyfikacyjnej – wyjścia, wyskoczenia z polemicznej logiki dawanych postaciom argumentów. Polemika, kłótnia nie polega wyłącznie na starciu przeciwstawnych poglądów toczącym się mechaniką szachowej gry – to w większej mierze nieobliczalne zmiany tych poglądów, deformacje osobowości, wtargnięcia obcych nurtów myślowych, całej tkwiącej w nas i ukrywanej skrzętnie przed światem magmy niegotowości, wątków niezałatwionej w nas w trakcie sfuszerowanego dojrzewania (można również zaryzykować określenie: MIESZCZAŃSKIEGO DOJRZEWANIA) – osobowości infantylnej, jak i innych porzuconych w trakcie życia (tego niekończącego się, popsutego, pozornego dojrzewania) – osobowości poprzednich, porzuconych etapów.

Zwłaszcza w relacjach miłosnych i przyjacielskich dochodzą te rejony, te motywy do głosu – stają się energiami chorobliwych sporów, nad którymi JA indywiduum, uzbrojonego w komplet swoich, uznanych przez siebie za dojrzałe poglądów, ma ograniczoną kontrolę. JA staje się nieuchwytną hybrydą w trakcie takich przyjacielskich kłótni.

Głębia wglądu Yasminy Rezy w tę osobowościowo-relacyjną alchemię daleko wykracza poza standardy psychologii sztuk bulwarowych i choć osobowość samej autorki i jej narracyjne strategie różnią się bardzo od, na przykład, Thomasa Bernharda, to jednak nieporównanie bliżej jej do Bernharda niż do autorów bulwarowego mainstreamu.

Yasmina Reza uwielbia Thomasa Bernharda, kiedyś zwierzyła mi się, że czyta go zapamiętale i że zawsze, zanim jeszcze stała się pisarką, pragnęła pisać jak Thomas Bernhard. Tę fascynację widać bardziej w jej powieściach, szczególnie w jej debiutanckim „Spustoszeniu” („Une désolation”), gdzie co rusz pojawia się maniakalny wariacki monolog pełen natręctw i redundancji... W sztukach królują groteskowo piętrzące się mechanizmy kłótni, żaden z partnerów nie jest w stanie wymusić na drugim monologu, a jednak niewidzialny maniakalny upór wewnętrznego motywu, który nie dopuszcza kontrargumentu – wskazuje na podobieństwa obserwacji i poczucia humoru u obojga autorów.

Mieszczańskie oszustwa

Yasmina Reza obejrzała naszą „Sztukę” w Krakowie, dzień wcześniej widziała „Rodzeństwo”. Powiedziała mi wtedy, że po raz drugi (po raz pierwszy podobno w Londynie) widzi realizację swego tekstu blisko swojego marzenia i intencji... ale i tak wolałaby, jak powiedziała, zobaczyć aktorów swojej „Sztuki” bliżej tonacji Bernhardowskiego tercetu. Długo rozmawialiśmy o zawiłościach powiązań narracji komicznej i tropu poznawczego, często okrutnego – z okrucieństwem narracji jako strategią poznawczą – tropu w głąb ukrytego rewersu zafałszowanej persony człowieka. Komedia jako poznawczy instrument! Tak rozumiała Bernharda.

Żałosny i wzruszający proces poznania i samopoznania to jakby płynięcie nieumiejącego pływać przez spienione nurty komiczności. Nie można pozwolić widzowi na poczucie wyższości wobec bohaterów „Sztuki”, mimo że wciąż na nowo, wciąż powtarzalnie stoją przed nami obnażeni ze swoim częściowo tylko uświadomionym bezradnym mieszczaństwem, ze swoim „mieszczańskim infantylizmem” (pamiętam z tamtych rozmów to określenie Rezy). To mieszczaństwo powinno nas w pełni dotyczyć, wrzucić nas w proces utożsamień, mamy szansę rozpoznać siebie w groteskowych duchowych wysiłkach bohaterów, rozpoznać swoje własne mieszczańskie oszustwa. Bo jednak pomiędzy tą trójką przyjaciół (jest to drugi genialny motyw tej sztuki, oprócz centralnego białego obrazu) toczy się mordercza duchowa praca, mordercze zmaganie o prawdę (jakby ją tam od środka nie widzieć) i o zagrożoną katastrofą wartość ich przyjaźni...

To nie znaczy, że nie mamy się śmiać na „Sztuce” Rezy, może wręcz przeciwnie, możemy się śmiać jeszcze bardziej. Chodzi o gatunek i pracę poznawczą tego śmiechu...

Od tego momentu stałem się dla Yasminy Rezy jednym z obrońców jej rangi literackiej i jej literackich i teatralnych intencji. Zaczęło się od prawa wyłączności do jej kolejnych, następnych sztuk w Polsce, którym mnie obdarzyła. Miało to chwilami dość groteskowe konsekwencje...

Istotnie reakcje na jej kolejne sztuki w teatralnym świecie, a zwłaszcza we Francji, stawały się coraz chłodniejsze. Yasmina czuła w tym jakiś spisek: „jakaś zemsta francuskich gryzipiórów za nadmierny światowy sukces”. Nie można było wykluczyć takiej możliwości.

„Francuska zawiść sublimuje się jak wytrawne wino w wyrafinowane ironiczne ignorowanie. Jestem tutaj zlikwidowana, nie ma mnie” – mówiła równie ironicznie, z pomijającym gestem, jakim partnerka Marca (w „Sztuce”) kwitowała palenie Serge’a, i z ujmującym uśmiechem. Yasmina Reza jest w najwyższym stopniu urzekająca, muszę to po raz któryś powtórzyć, czasami doprawdy trudno o niej mówić, nie widząc jej fizycznie...

W światowych teatrach kolejne sztuki odnosiły kolejne sukcesy i potwierdzały coraz dobitniej – przynajmniej dla krytyki, albo „liczącej się krytyki”, albo „krytyki uzależnionej od corocznych fal awangardy” – swój status sztuk bulwarowych. Czytałem kolejne teksty, czekałem na ponowne olśnienie, ale żaden z nich nie miał tego genialnego chwytu „Sztuki”.

Nie znosiła Sarah Kane w okresie szczytu sukcesu brutalistów, odrzucał ją ekshibicjonizm własnej choroby, który, jak mówiła, „Sarah Kane wstawia w miejsce artystycznej, to znaczy literackiej kreacji”.

Nienawidziła „dekonstrukcji” – powiedziała to zresztą w „Sztuce”... Trochę pokłóciliśmy się wtedy na temat eksperymentów narracyjnych współczesnego teatru...

Prawicowe pudła

A jednak wdała się w przygodę dekonstrukcji! Tak bardzo pragnęła zerwać z etykietą autorki bulwarowej, tak bardzo w głębi duszy czuła się awangardowym twórcą. Napisała dramat eksperymentalny, zainicjowany strzępami wspomnień, jej aktorskich fascynacji Czechowem, poszukiwaniem – bardzo osobistym poszukiwaniem sposobów, którymi próbowała jako aktorka złapać tworzoną postać. Monologi postaci chwilami nie do końca wyklutych z jaja, monologi aktorskie rejestrujące drgania postaci, aktorskie doświadczenia przybliżania się do postaci – procesy monologowe z wielu perspektyw okrążały dramat rodzinny skupiony wokół Pilar, matki dwóch aktorek, i wokół konsternującej młodych i ją samą – jej spóźnionej nowej miłości.

Yasmina powiedziała: „Myślę, że udało mi się napisać coś dla ciebie”, nalegała, żebym to jak najprędzej przeczytał, bo chciałaby mieć w Polsce światową prapremierę. „Sztuka hiszpańska”: pamiętam zdania tłumaczone mi galopem na żywo z francuskiego, kiedy ja chory i w gorączce leżałem w łóżku – to pewnie jeszcze pogłębiło tę „dekonstrukcję”, pewnie właśnie ta dekonstrukcyjna, zrzucająca i nakładająca kolejne perspektywy narracja wtedy mnie zachwyciła. Sztuka wydała mi się w gorączce i w gorączkowej ekspresji tłumaczki zdumiewająco wariacka. W najlepszym znaczeniu tego słowa – wariacka.

Natychmiast zdecydowałem się ją robić, a że miałem już w planach „Mewę” Czechowa, wpadłem równie natychmiastowo na pomysł zespawania obu sztuk motywem aktora penetrującego w doświadczeniu aktorskim, a jednak bardzo osobistym – Czechowowską postać. Rodzina Pilar też była w końcu bardzo Czechowowska – choć naznaczona rzeczoną dekonstrukcją...

Nasza praca z tym tekstem (łącznie z tekstem „Mewy” Czechowa) była dla zespołu Teatru Dramatycznego w Warszawie niezwykle inspirującą i ważną przygodą – doświadczeniem monologu aktorskiego przybliżającego się do postaci – stojącej na zewnątrz jako ktoś obcy i tajemniczy, to znowu wycofującego się z postaci – by pozostać samotnie z owocującą odkryciami tęsknotą. Bardzo osobiście odebrałem i przeżyłem w pracy ten tekst, tekst o tajemniczej tęsknocie aktora do postaci, która ofiarowuje mu, aktorowi, życie realniejsze i głębsze niż własne.

Jednak pewnie za długo mocowaliśmy się z naszymi odkryciami, w Paryżu wyprzedził nas Luc Bondy ze swoją inscenizacją „Sztuki hiszpańskiej” – przedsięwzięcie zostało schlastane przez francuską krytykę, zwłaszcza tekst Rezy – określony znowu jako mieszczańska farsa z pretensjonalnymi ornamentami. Yasmina bardzo pragnęła przywieźć naszą wersję do Paryża, żeby „im pokazać, jak to można zrozumieć i ucieleśnić”, przygotowania do wizyty z Mewą-Rezą były bardzo zaawansowane, nie pamiętam, dlaczego tournée nie doszło ostatecznie do skutku...

Wtedy dotarło do mnie, jak bardzo jest zraniona niechęcią francuskich artystów i krytyków. Z kolei oni nie mogli się nadziwić, nie mogli zrozumieć mojej fascynacji. Dla nich Reza była artystycznym i politycznym faux pas, no bo jeszcze te jej prawicowe umizgi, ten jej dytyramb dla Sarkozy’ego! Ktoś mi powiedział: „Krystian, to twoja kompletnie dla mnie niepojęta słowiańska schizofrenia, że jesteś wielbicielem Brigitte Bardot i Yasminy Rezy, dwóch prawicowych pudeł, które nie mają światu nic do powiedzenia”.

Czuje się we Francji absolutnie zaszczuta. Unicestwiona. Wyszydzona i zdewaluowana nadzwyczaj podle i umiejętnie. Niedługo po obu premierach „Sztuki hiszpańskiej” zostało z jej inicjatywy zorganizowane w Paryżu spotkanie i dyskusja panelowa na temat „Sztuki hiszpańskiej” i w ogóle na temat jej twórczości, na temat nieporozumień wokół jej twórczości i przyczyn tych nieporozumień etc... Powiedziała: „przyjedź koniecznie i powiedz Francuzom, o czym ja piszę”...

Pojechałem oczywiście, dyskusja była fantastyczna, był również Luc Bondy i paru innych fantastycznych ludzi. Yasmina była szczęśliwa... Ale ci, którzy na dyskusji nie byli, dalej myślą i mówią swoje...


ZMASAKROWANE ARCYDZIEŁO
W poprzednim numerze „Tygodnika” o Yasminie Rezie pisała Magdalena Nowicka w związku z jej wydaną właśnie po polsku książką „Hammerklavier. Zmasakrowane arcydzieło”: „Sukces można mierzyć liczbą przedstawień, aplauzem widowni i prestiżem nagród albo czystością wymowy dzieła i bezwzględną wiarą w siebie. Yasmina Reza wygrywa w tych wszystkich konkurencjach”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2014