Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Motywem tegorocznej pielgrzymki jest 75. rocznica powstania Narodowych Sił Zbrojnych, a także 75. rocznicy męczeństwa Poznańskiej Piątki.
Te trzy narracje ze sobą ściśle się wiążą i przenikają: religijna, kibicowska i patriotyczna. I trudno powiedzieć, która z nich dominuje i organizuje całość.
Nie ulega wątpliwości, że środowisko kibiców – jak każde inne – ma prawo do tego, by je objąć opieką duszpasterską. I nie bez związku jest tutaj apel papieża Franciszka, by pasterz znał zapach owiec. Pytanie, jak daleko winien się do nich upodobnić. Przypomnijmy sobie debatę toczącą się wokół ks. Jacka Międlara i jego zaangażowania w duszpasterstwo narodowców. Mieliśmy księdza narodowca, został narodowiec bez sprawowanego kapłaństwa. Kiedy ks. Jacek odszedł z zakonu, Paweł Milcarek pisał w swoim felietonie dla „Przewodnika Katolickiego”: „Widocznie gdzieś jest poważniejszy problem niż utożsamienie duszpasterza z owcami: utożsamienie duszpasterza z Ewangelią nauczaną przez Kościół”.
Nie mi sądzić, jak daleko duszpasterze kibiców są bardziej kibicami niż księżmi. I która retoryka dominuje w ich życiu. To by były zbyt daleko idące wnioski. Ale jakiś niepokój się we mnie zrodził, gdy zobaczyłem w Internecie zdjęcie z tej pielgrzymki, gdzie kibicowskie szaliki klerycy ponakładali sobie na komże, a księża na alby i stuły. Dlaczego to takie ważne? Przestrzeń liturgiczna i sama liturgia rządzi się porządkiem symbolicznym. W przestrzeni i w rytuale wszystko coś mówi – albo powinno mówić. I z tym chyba jest problem. Szalik kibica niepokojąco podobny jest do stuły: kształt, długość, a nawet kolor, który można sobie liturgicznie dopasować.
Być może kleryk, który jeszcze nigdy na swoich ramionach nie nosił stuły, nie ma tej świadomości, którą powinien mieć ksiądz. Tak łatwo szalik zajmuje miejsce stuły albo z nią sąsiaduje – moim zdaniem – tylko dlatego, że brak nam teologicznej świadomości i liturgicznej wrażliwości wobec stroju, który wkładamy do Mszy św. Może po prostu już nie wiem, czym jest Msza św. i czym stuła?
Chyba źle się stało, że zaniechaliśmy odmawiania przede Mszą modlitw przy wkładaniu poszczególnych części szat liturgicznych. Może gdybyśmy wkładając stułę, codziennie mówili: Redde mihi, Domine, stolam immortalitatis, quam perdidi in praevaricatione primi parentis – „Oddaj mi, Panie, szatę nieśmiertelności, którą utraciłem przez nieprawość pierwszych rodziców”, to nasza liturgiczna świadomość byłaby silniejsza? Nie przekonują mnie tłumaczenia, że to już było po Mszy itd. Szalik kibica na albie i stule albo na komży to nie jest jego miejsce. Pytanie powraca w przestrzeni symbolicznej: która retoryka podporządkowana jest której? I jeszcze jedno: barwy są zawsze klubowe, partykularne, czyjeś, stronnicze, a nie powszechne, co sprzeciwia się duchowi liturgii. W gruncie rzeczy o to właśnie chodzi: o utożsamienie – z kim i z czym przede wszystkim?
Myślę też, że to jest symptom szerszego problemu z naszą liturgią. Po raz kolejny napiszę, że według mnie zatraciliśmy w dużej mierze poczucie sakralności liturgii. Zapomnieliśmy, że to pamiątka Krzyża, co wymaga od jej uczestników takiej obecności, która tę pamiątkę wyraża. Szalik kibica czymś takim nie jest, to pewne. Może dobrze byłoby się przyjrzeć w ogóle strojom liturgicznym, którym współcześnie daleko do sakralności. Często zdobione są one w szlaczki i aplikacje, które nie wyrażają żadnej religijnej treści. I może dlatego tak łatwo zamienić stułę, na której nawet nie ma krzyżyka, na szalik. „Odległość” symboliczno-estetyczna bywa naprawdę niewielka.
I druga uwaga kontekstualna. Instrukcja Redemptionis Sacramentum z roku 2004 przestrzega: „Mszy świętej nie wolno łączyć ze sprawami politycznymi albo świeckimi, czy też z tym wszystkim, co nie jest w pełni zgodne z nauczaniem Magisterium Kościoła katolickiego. Co więcej, aby nie pozbawiać Eucharystii jej autentycznego znaczenia, należy za wszelką cenę unikać celebrowania Mszy świętej jedynie w celu stworzenia okazałego widowiska, jak też nie nadawać jej stylu podobnego do innych ceremonii, zwłaszcza świeckich”. Myślę, że jako Kościół w Polsce wciąż mamy problem z tą normą. Co zrobić, by ją uszanować, a nie wylać dziecka z kąpielą? Życie religijne w Polsce jest bardzo silnie powiązane z życiem społecznym, politycznym, a jak widać także kibicowskim. Samo istnienie tego związku jest moim zdaniem właściwe. Religia nie jest duchowym wzniesieniem się ponad rzeczywistość, ani nie może tej rzeczywistości ignorować. Z drugiej strony, chcemy, by życie codzienne było przeniknięte Ewangelią. Na tym styku pojawia się także liturgia, która – chyba trochę niestety – sprawowana bywa „z okazji”, aby „uświetnić”. Jedyną racją dla Mszy św. jest pragnienie wspólnoty Kościoła, by zgromadzić się na wspominaniu Męki, Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa.
Innych racji nie ma. A kiedy już pojawia się jakaś „okazja”, by ją celebrować, dobrze by było, aby „okazja” nie wzięła górę nad liturgią. I dlatego tak bardzo mnie jako księdza zabolały te szaliki na kapłańskich ramionach w kościele i w kontekście liturgii. Od razu też uprzedzam ewentualne kontrargumenty z fotografii papieża Jana Pawła II z szalikiem. To audiencja, więc ani liturgia, ani kościół.
I żeby nie było niejasności. Sam bywam na meczach piłki nożnej, choć nie jestem zadeklarowanym kibicem żadnej z drużyn. Mam kilka szalików z meczów drużyny narodowej i szalik ulubionej drużyny angielskiej. Kto chce, znajdzie nawet moje zdjęcie w tymże szaliku zrobione przed stadionem Arsenalu. Kiedy Msza – stuła, kiedy mecz – szalik. W jednym do kościoła, w drugim – na stadion.
Znam biskupów, co grywają w piłkę. Ani piuski, ani pektorału nie widziałem, by razem z biskupem biegały po boisku.