Wiosenna odyseja po polskich rzekach

Dopiero gdy na kilka tygodni wyjedziesz z miasta, a potem wrócisz, słyszysz je na nowo. Przyzwyczaiłeś się do szumu wiatru, plusków, śpiewu ptaków albo melodii deszczu, a dostajesz klaksony i silniki. Przejście od dzikiego do miasta musi być oczywiście doznaniem intensywnym.

14.05.2024

Czyta się kilka minut

Michał Zygmunt podczas swojej symbolicznej podróży z Bugu na Odrę. Kwiecień 2023 r.  // Fot. Adam Lach
Michał Zygmunt podczas swojej symbolicznej podróży z Bugu na Odrę. Kwiecień 2023 r. // Fot. Adam Lach

Adam Robiński: „Przynoszę Ci dzikość” zaczyna się od ujęć martwych ryb na Odrze. Czy to jest film o żałobie?

Dyba Lach: O wychodzeniu z żałoby. O czasie, gdy wciąż nie wierzysz, że czeka cię jakaś przyszłość, choć ona się już na horyzoncie powoli rysuje.

Adam Lach: Nasz bohater jest w przestrzeni pomiędzy starym a nowym. Przeżył traumę w związku z tym, co stało się na Odrze w czasie katastrofy ekologicznej w 2022 r. Żeby sobie z tym poradzić, postanawia wrócić do źródeł. Czyli do słuchania, bo jest muzykiem, który w swojej twórczości czerpie ze świata przyrody. Wyrusza w rejs, by szukać dzikości na pozostałych polskich rzekach. Moim zdaniem to jest film o słuchaniu i o uwrażliwianiu się na otoczenie.

Poznałem Michała Zygmunta pięć lat temu. Był zasłuchanym w otoczeniu artystą, który o dźwiękach mógł rozprawiać godzinami. Kiedy pojechałem do niego nad Odrę w zeszłym roku, w przededniu rejsu, o którym opowiada Wasz film, spotkałem aktywistę, który, jak sam przyznał, nie potrafi już słuchać. O którym z tych Michałów chcieliście zrobić film?

DL: Wciąż mamy do czynienia z artystą. To, że stał się również aktywistą, wynika z poczucia bezradności wobec instytucji, które zajmują się ochroną przyrody w Polsce.

AL: Kręcąc film, spędziłem z nim wiele dni na łodzi. Filmowałem go w różnych sytuacjach i bardzo często widziałem przed sobą faceta, który siedzi wsłuchany w to, co dzieje się dookoła. Siedziałem tyłem do rzeki, cały czas miałem przed sobą jego twarz. Wpatrywałem się w nią niezwykle intensywnie, czytałem z niej całą masę emocji. Widziałem, jak się w tej rzece zatraca, jak odpływa. Nie, Michał nie jest aktywistą. Jest wkurzonym obywatelem. Wkurzonym na to, że instytucje państwowe po prostu nie działają. Tylko że Michał, w przeciwieństwie do większości z nas, reaguje na to, co się dzieje.

Reakcje na katastrofę z 2022 r. były różne. Wróciły postulaty ustanowienia parku narodowego na Odrze czy nadania rzece osobowości prawnej. Michał zdecydował się na samotną odyseję po polskich rzekach, od wschodu do zachodu kraju. W którym momencie pojawiliście się Wy?

DL: Pół godziny po tym, jak ogłosił, że będzie płynął.

AL: Cztery minuty! Zgodził się od razu po naszym telefonie, chociaż chyba nie do końca wiedział, na co się pisze. Zresztą my też nie wiedzieliśmy. Wiesz, mam poczucie, że wtedy, bezpośrednio po katastrofie, jako artyści nie zajęliśmy się Odrą w należyty sposób. Wciąż wypatrywaliśmy jakiejś metaforycznej historii, która mogłaby być pretekstem do opowiedzenia o rzece. Więc kiedy Michał ogłosił, że będzie płynąć przez Polskę, by przywieźć Odrze dzikość, od razu poczuliśmy, że to jest to, czego szukaliśmy.

Odry jest paradoksalnie w Waszym filmie najmniej. Michał płynie przede wszystkim Bugiem, Wisłą, Notecią, Wartą i kanałami łączącymi te rzeki.

DL: Dopłynięcie do Odry zajęło nam 40 dni. Po drodze natknęliśmy się na zawirowania związane z tym, że śluzy na kanałach były zamknięte. Potem, tuż przed samym wpłynięciem z Warty na Odrę, Michała wstrzymał na kilka dni silny front, który uniemożliwił bezpieczne płynięcie dalej. W efekcie na samej Odrze spędziliśmy z nim mniej czasu, niż planowaliśmy, ale zrozumieliśmy, że nie potrzebujemy więcej. To jest jego rzeka, rzeka, którą doskonale zna, której brzmienie rozpoznaje. Wpłynął do siebie, do domu, i choć miał przed sobą jeszcze wiele kilometrów, były to kilometry oswojone, domknięcie całej drogi.

AL: Michał wpływa na Odrę i słyszy, że mimo wszystko ona wciąż oddycha. Mamrocze, szemrze, jest, istnieje.

Michał Zygmunt podczas swojej symbolicznej podróży z Bugu na Odrę. Kwiecień 2023 r.  // Fot. Adam Lach

Film rozpięty jest między dwiema granicami. W jednej z migawek z Bugu widać koncertinę, mur na granicy polsko-białoruskiej. Nie komentujecie tego kadru, płyniecie dalej.

DL: Musieliśmy podjąć decyzję, o czym będzie nasz film. Jeśli na samym początku podróży, jeszcze na Bugu, będziemy szukać wątków zupełnie odciągających nas od celu Michała, jakim jest przywiezienie dzikości, to szybko ten cel stracimy z oczu. To były kluczowe decyzje narracyjne. Jednocześnie ten mur jest czymś potężnym, rozciągniętym na całej długości brzegu granicznej rzeki. Zapora nie tyle przeciwko ludziom, ile przeciw całemu życiu. Nie da się jej nie zauważyć. Jeśli przepływamy obok czegoś tak dominującego, na co Michał patrzy w sposób pełen bezradności, to nie da się pominąć takiej sceny. Uznaliśmy jednak, że zostawimy to bez komentarza.

AL: Pierwsze dni na Bugu były dla mnie srogą lekcją. Przyniosły dużo nerwów, bo kompletnie nie wiedziałem, czego jako operator mam się spodziewać. Dlaczego to wszystko dzieje się tak szybko? Ten zakręt już minął, a ja nie mam ujęcia! Cholera jasna, przecież nie ma opcji, żeby je powtórzyć. Poza tym ciągle zmieniające się warunki. Cień i słońce, cień i słońce, kompletne wariactwo. Tam zmieniająca się rzeka, a tu Michał. Gdzie mam patrzeć, co kręcić? Trochę czasu minęło, zanim poddałem się rzece. Przestałem się z nią ścigać, a zacząłem po prostu patrzeć.

Ty byłaś w tym czasie zapleczem logistycznym?

DL: Przez półtora miesiąca domem nas dwojga był samochód osobowy. Na odcinku wiślanym mieliśmy swoją łódź, z której kręciliśmy Michała. Ale pierwotny plan zakładał, że będziemy do niego dojeżdżać jak najczęściej się da. Szybko jednak zrozumieliśmy, że musimy z nim być cały czas. Musimy budzić się i zasypiać w miejscach, w których i on śpi. Wejść w jego tryb funkcjonowania. Czyli być na nogach od piątej rano do dwudziestej pierwszej, od świtu do zmierzchu.

Sekwencja wpłynięcia z Bugu na Wisłę jest wręcz bolesna. Tam przestrzeń i ptaki, tu – rumor Warszawy.

AL: Ale ona nie opowiada o samej Wiśle. To jest eksperyment, w którym chodzi o to, by usłyszeć dźwięki, które w codziennym funkcjonowaniu miejskim już dawno stały się tłem. Nasz mózg przestał na nie reagować. Dopiero gdy na kilka tygodni wyjedziesz z miasta, a potem wrócisz, słyszysz je na nowo. Przyzwyczaiłeś się do szumu wiatru, plusków, śpiewu ptaków albo melodii deszczu, a dostajesz klaksony i silniki. Przejście od dzikiego do miasta musi być oczywiście doznaniem intensywnym. O tym jest ten fragment filmu. Każdy, kto styka się z Michałem, ma dzięki niemu okazję usłyszeć świat na nowo. Uwrażliwić się na dźwięki wokół.

DL: Ta scena to zresztą umowny ekstrakt z miasta. Nie tylko Warszawa, ale też Toruń, Bydgoszcz. Konstrukt miejski, który w sposób skompresowany pojawia się na naszej trasie.

W twórczości Michała dźwięki antropogeniczne, ludzkie, nie są obcym elementem. Rzeka brzmi również człowiekiem. Syrenami portowymi albo terkotem promu rzecznego.

AL: Pociąg jadący po stalowym moście to też dźwięk rzeki. I to jaki piękny! Chcemy to widzowi uświadomić. Pokazać palcem. Zobacz, to nie jest zmyślony dźwięk. On tam jest, istnieje. Naucz się go na nowo słyszeć. Kiedy płynęliśmy pod mostami Warszawy i słuchaliśmy tego wszystkiego za pomocą rejestratorów i słuchawek, to mimo że byliśmy przygotowani na to doznanie, i tak jego intensywność nami wstrząsnęła.

Ale Warszawa, jak wszystko inne na rzece, szybko znika za zakrętem. Jest jak przecinek w długim zdaniu.

DL: Jednym z naszych pierwszych pomysłów był ten, by filmować Michała na tle przewijających się krajobrazów nasyconych ludzką obecnością. Pokazać z wody pomniki architektury, budynki, miasta. Analiza polskiego pejzażu jest czymś, co nas bardzo pociąga. Ale nie o to w tym rejsie chodziło. Punktem wyjścia była przecież opowieść o tym, że czterdziestoletni artysta dźwiękowy, zawodowo zajmujący się słuchaniem świata, wyrusza w długą podróż, podczas której zbiera okruchy dzikości. Dlatego o tej ludzkiej ingerencji opowiedzieliśmy za pomocą dźwięków. Dzięki temu ani przez moment nie porzuciliśmy perspektywy naszego bohatera.

Michał Zygmunt podczas swojej symbolicznej podróży z Bugu na Odrę. Kwiecień 2023 r.  // Fot. Adam Lach

Bohatera, który ze stoickim spokojem przyjmuje sztorm na Warcie, ale do furii doprowadza go kierowca autokaru, który stojąc na włączonym silniku, smrodzi mu w nos spalinami.

AL: Scena, o której wspominasz, jest jedną z najistotniejszych w całym filmie. Miała miejsce w konkretnym momencie, w którym znad Odry zaczęły dobiegać nas informacje, że rok po katastrofie znów płyną nią martwe ryby. Że dramat się zaraz powtórzy. Przywilej opowiadania o artystach wiąże się między innymi z tym, że takie sceny po prostu się zdarzają. Emocje są na wierzchu. To, że Michał wstaje i idzie zwrócić temu kierowcy uwagę, jest też świadectwem jego życiowych motywacji. To jest człowiek z krwi i kości.

DL: Jednocześnie ten kierowca staje się uosobieniem wszystkich instytucji, na które Michał jest wściekły. Fabryk i kopalni, które nas trują. A my, ludzie, jesteśmy tylko istotami, którym pod nos podetknięto rurę wydechową. „Jak ci się nie podoba, to nie oddychaj”, to jest dosłowny komentarz tego człowieka, gdy Michał zwraca mu uwagę.

Problemem po drodze stają się też śluzy na kanałach. Nie da się przez nie przepłynąć. I to w kraju, który wciąż mówi o regulacji rzek na potrzeby transportu.

DL: To jest największy paradoks. Mityczne drogi wodne, którymi szczyci się Polska, przez pół roku są zamknięte. Człowiek, który wsiada na drewnianą łódkę i chce po prostu przepłynąć przez śluzę, słyszy od instytucji państwowych, że musi z tym poczekać do lata. Owo otwarcie letniego sezonu jest tymczasem jakąś odgórnie narzuconą przez urzędnika datą, która nie ma nic wspólnego z sytuacją na wodzie. A w realiach kryzysu klimatycznego latem w rzekach jest po prostu za mało wody na jakiekolwiek pływanie.

AL: Michał oczywiście wiedział, jakie jest ryzyko. Jeszcze w styczniu, na kilka miesięcy przed rejsem, upewniał się, że będzie mógł przepłynąć. Wykonywał telefon za telefonem. Bo zależało mu na tym, by płynąć wiosną, gdy przyroda jest w rozkwicie. Gdy rzeka jest najbardziej żywa. Najgłośniejsza i najpiękniejsza. A potem okazywało się, że te wszystkie telefony były na nic, bo na paru odcinkach droga wodna była po prostu zamknięta.

Kim jest Michał Zygmunt dziś, po odbyciu sfilmowanej przez Was podróży?

DL: Mam wrażenie, że jego podróż trwa. Zrezygnował z życia na brzegu, zamieszkał na rzece, na galarze. Te dwa lata były dla niego z pewnością niezwykle trudne. Jeśli z człowieka, który zajmuje się głównie działalnością artystyczną, stajesz się nagle kimś, do kogo wszyscy zwracają się z pytaniem, co się dzieje z rzeką, a ty nie masz dla nich dobrych odpowiedzi, to dźwigasz ogromny ciężar. Ale wejście na rzekę to jest droga w jedną stronę. Nie ma z niej odwrotu.

AL: Michał mówił: zabili mi rzekę. Jeśli zabijają ci to, co kochasz, to do końca życia będziesz wyczulony. Uważny. Jest niezwykle wrażliwą, piękną osobą, której zabrano to, co kochał. Więc już zawsze będzie na straży.

Za to wraz ze zmianą władzy w Polsce pojawiła się szansa dla Odry. Nowy rząd zapowiada powołanie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.

DL: To byłby oczywiście bardzo ważny symbol, choć prawdziwa zmiana dokonać się musi gdzie indziej, w zatrzymaniu przyczyn. Ale coś drgnęło w podejściu instytucji, które zarządzają polską przyrodą. Na posiedzenia sejmowych komisji znów zapraszani są naukowcy. Spółka Wody Polskie, która zarządza rzekami, chwali się nowymi wytycznymi. Ministerstwo Klimatu i Środowiska weszło w dialog ze społeczeństwem. To jest światło w tunelu. Wątłe, ale jest.

Chciałabym, żeby historie takie jak nasz film sprawiły, że my, obywatele, będziemy mieć o wiele większe oczekiwania wobec instytucji, których zadaniem jest ochrona polskiej przyrody. I że nie będzie tak jak dziś, gdy woda w 99 proc. polskich rzek znajduje się w fatalnym stanie. Pytałeś na początku o żałobę. Czy można wyjść z żałoby po czymś, co wciąż umiera?

PRZYNOSZĘ CI DZIKOŚĆ, reż. Dyba Lach, zdj. Adam Lach. Premiera filmu odbędzie się podczas festiwalu Millennium Docs Against Gravity w dniach 10–19.05 (kina) oraz 21.05–3.06 (online)

Ten film to dokumentalna relacja z 40-dniowego rejsu po polskich rzekach, którego podjął się wiosną 2023 r. muzyk i artysta dźwiękowy Michał Zygmunt. 1300 kilometrów m.in. po Bugu, Wiśle, Noteci, Warcie pokonał w intencji dotkniętej katastrofą ekologiczną Odry. W dźwiękach rodzącej się wiosny chciał symbolicznie zwrócić dzikość rzece, nad którą się wychował i gdzie mieszka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2024