Zamilkł głos Irańczyków

Rodacy mówili o nim ostad, mistrz. W zeszły czwartek w teherańskim szpitalu umarł Mohammed Reza Szadżarian, najwybitniejszy ze współczesnych irańskich pieśniarzy, muzyków i kompozytorów.
w cyklu Strona Świata

13.10.2020

Czyta się kilka minut

Żałobnicy po śmierci Mohammeda Rezy Szadżariana, Meszhed (Iran), 10 października 2020 r. / Fot. MOHAMMAD TAGHI / AFP / EAST NEWS /
Żałobnicy po śmierci Mohammeda Rezy Szadżariana, Meszhed (Iran), 10 października 2020 r. / Fot. MOHAMMAD TAGHI / AFP / EAST NEWS /

Chorował od dawna. Cztery lata temu ogłosił, że od piętnastu lat cierpi na nowotworową chorobę nerek. Leczył się w kraju i za granicą. W styczniu 80-letni pieśniarz poddał się operacji. Ponoć udanej, ale ze szpitala wypisano go dopiero w sierpniu. 5 października trafił jednak do niego ponownie, i to od razu na oddział intensywnej terapii.

Zmierzch

Na wieść o tym od wtorku na ulicach wokół szpitala Dżam zaczęły się zbierać tysiące jego wielbicieli –ludzi starszych, którzy pamiętali go jeszcze z występów w radiu i telewizji, a także młodszych, którzy znali go już tylko z nagrań. Modlili się za niego, śpiewali jego pieśni, zwłaszcza tę najsławniejszą, odę o „Ptaku wolności”, „Morgh-e Sahar”, o zawiedzionych nadziejach ludzi, którzy pragnęli wolności, a zostali zniewoleni jak ptaki trzymane w klatkach dla ozdoby. Na koncertach śpiewał ją zwykle jako ostatnią albo zostawiał na bis.

Adres URL dla Zdalne wideo

Nie koncertował już od dawna. Po raz ostatni wystąpił przed pięcioma laty, w tureckiej Konyi, niedaleko mauzoleum XIII-wiecznego rodaka, Dżalaluddina Rumiego, największego z sufickich poetów i mistyków, założyciela bractwa derwiszów. Szadżarian przez całe dorosłe życie powtarzał, że poematy Rumiego, podobnie jak nieco późniejsze wiersze innego z perskich wieszczów, Hafeza, były dla niego niewyczerpaną studnią artystycznych i duchowych inspiracji. Z tego ostatniego koncertu w Konyi, urządzonego, by uczcić urodziny Rumiego, ostad nie był zadowolony. Jego tenorowy głos, którym przez pół wieku czarował słuchaczy, osłabł, podobnie jak ciało śpiewaka, drążone przez chorobę. Tysiącom jego rodaków, którzy przyjechali z Iranu, by go zobaczyć i posłuchać jego śpiewu, zdawało się to jednak w ogóle nie przeszkadzać. W kraju nie występował już od dziesięciu lat, odkąd słuchania jego muzyki zakazali rządzący ajatollahowie.

Do tłumu zebranego przed teherańskim szpitalem codziennie wychodzili lekarze i krewni śpiewaka, żeby powiadomić ludzi, jak się czuje, i zaprzeczyć pogłoskom, że umarł. Aż wreszcie, w czwartek, Humajun, syn artysty, ogłosił smutną nowinę, której wszyscy się spodziewali. Ostad umarł.

Narodziny mistrza

Śpiewaczymi zdolnościami wyróżniał się już jako dziecko. Jako pięciolatek zasłynął w rodzinnym Meszhedzie, metropolii Chorasanu, Kraju Wschodzącego Słońca, śpiewaną recytacją Koranu. Uczył go tego, jako pierworodnego, jego ojciec, Mehdi, który jako qari recytował Koran podczas modłów w meczecie. Przed Mehdim robił to też jego ojciec, Ali Akbar, dziadek małego Mohammeda Rezy.

Pobożny ojciec zachęcał syna do nauki i recytacji Koranu, ale nie spodobało mu się, że niewątpliwy talent Mohammeda Rezy przeradza się w zainteresowanie muzyką – nawet nie rozrywkową, lecz ludową i religijną. Uważał, że świętobliwy muzułmanin powinien wystrzegać się rozrywki i wszystkiego, co odwodziłoby jego myśli od Najwyższego.

Nastoletni Mohammed Reza uczył się więc muzyki w tajemnicy przed ojcem, po kryjomu. Nie zaniedbując Koranu ani repertuaru religijnego, zgłębiał zwłaszcza radif, kanon perskiej muzyki tradycyjnej, składający się z blisko pół tysiąca utworów, przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie. Podpatrywał i podsłuchiwał starych i starszych ostadów, Ahmada Ebadiego, Faramarza Pajwara, Gholama Husajna Taherzadeha, Abdullaha Chana Davamiego czy Dżalala Akhbariego. Uczył się od nich śpiewu i gry na tradycyjnych instrumentach, santurze, tarze, cytrze, sitarze, lutniach. Grał także muzykę ludową z rodzinnego Chorasanu oraz utwory kurdyjskie i azerskie.

Charyzmatyczny głos i oryginalny styl, jaki wypracował, sprawiły, że w Meszhedzie i Chorasanie zrobiło się o nim głośno, zanim jeszcze skończył dwadzieścia lat. W meszhedzkim Radiu Chorasan, w obawie przed gniewem ojca, śpiewał jednak pod pseudonimem Siawasza Bidakaniego. W końcu, w latach 60. zyskał popularność w całym kraju. Ożenił się, przeniósł do stołecznego Teheranu, zaczął uczyć tradycyjnego śpiewu na wydziale sztuki miejscowego uniwersytetu, występował w radiu i telewizji, nagrywał płyty. Występował w pojedynkę, a także z zespołami, w których z czasem grały także jego dzieci, córka Modżgan i syn Humajun. Wrócił, rzecz jasna, do prawdziwego nazwiska. Zdobył rozgłos, szacunek i pieniądze.

Czas rewolucji

Dobiegał czterdziestki, gdy w Iranie nastał czas rewolucji. Przeciwko zapatrzonemu w Zachód szachowi, jego brutalnej, tajnej policji, a także zagranicznym dobrodziejom z Ameryki wystąpili w Iranie niemal wszyscy – muzułmańscy duchowni, kupcy z bazaru, uczniowie i studenci. Z wygnania do buntu zagrzewali ajatollah Ruhollah Chomejni i komuniści z partii Tudeh. Ulicami Teheranu, Meszhedu i Isfahanu maszerowały protestacyjne pochody, policja strzelała, ginęli ludzie.

Próby sił nie wytrzymał szach, który widząc, że nie uratuje tronu, uciekł z kraju. Z bratobójczej wojny o porzuconą władzę zwycięsko wyszli ajatollahowie i zwolennicy rewolucji w imię Allaha, którzy rozgromili i pokonali komunistów.  

Choć Szadżarian polityką się nie zajmował, to opowiedział się po stronie rewolucji i jeszcze przed ustąpieniem szacha przestał występować w państwowej telewizji, protestując przeciwko ślepemu naśladownictwu wszystkiego, co zachodnie, i brutalności tajnej policji. Kiedy po monarchii w Iranie nastała republika ajatollahów, śpiewak w sprawach politycznych się nie wypowiadał (wyjątkiem były pieśni nagrane podczas ośmioletniej wojny z Irakiem, który za zachętą Zachodu napadł w 1980 roku na irańskiego sąsiada). Nie wyjechał też z kraju, w przeciwieństwie do wielu innych artystów, niemogących znieść dyktatury i cenzury duchownych i religijnych trybunałów.

Adres URL dla Zdalne wideo

Przejąwszy rządy w Iranie, ajatollahowie zabronili muzyki rozrywkowej i tanecznej. Z zakazu wyłączyli jednak tradycyjną muzykę perską. W uznaniu sztuki Szadżariana pozwolili mu występować na koncertach i programach w rządowych radiu i telewizji. W ogóle przez pierwsze ćwierć wieku rządów ajatollahów Szadżarianowi wiodło się znakomicie. Nieżyczliwi uważali go wręcz za ulubieńca reżimu i zapatrzonego w siebie hipokrytę bez zasad.

Nagrał dla rządowego radia i telewizji modlitwę „Rabbana”, „Ojcze nasz”, odmawianą tuż przed zmierzchem podczas miesiąca postu, ramadanu. Przez długie lata jego głos w radiu i telewizji zapowiadał też wieczerzę iftar, pierwszy posiłek, spożywany przez muzułmanów podczas całodniowego postu.

Śpiewak jeździł po kraju i świecie z koncertami, nagrywał płyty, zbierał rozliczne nagrody. Na jego koncerty przychodziły tłumy, a po występie rozkochana w nim publiczność obsypywała go płatkami róż. Kontynuując tradycję ostadów, przekazywał tradycyjną – jedyną dozwoloną – muzykę, a także starą perską poezję, a mistrzostwo, z jakim to robił, sprawiało, że młodzi przyjmowali je, a nie odrzucali, jak młodzież odrzuca zwykle coś, do czego próbują przekonać ich rodzice. Na zarzuty, że nie zabiera głosu w sprawach publicznych, odpowiadał, że jest tylko śpiewakiem.

Czas sprzeciwu

Tym większe było zdziwienie Irańczyków, gdy w 2009 roku 70-letni mistrz niespodziewanie wystąpił przeciwko władzom. Kiedy ogłoszono wyniki wyborów prezydenckich, okazało się, że zwycięstwo w nich i reelekcję przyznano urzędującemu od 2005 roku Mahmudowi Ahmadineżadowi, uchodzącemu za przeciwnika wszelkich reform. Jego rywale, Mir-Husajn Musawi i Mehdi Karroubi, przekonujący do potrzeby politycznej odwilży, oskarżyli władze o oszustwo. Na ulicach irańskich miast doszło do antyrządowych protestów, brutalnie stłumionych przez policję i prorządowe milicje. W rozruchach zginąć mogło ponad sto osób, tysiące trafiły do więzień.

Adres URL dla Zdalne wideo

Uliczne walki trwały jeszcze w najlepsze, gdy Szadżarian dał się sfilmować, jak pozdrawia zwolenników opozycji i mówi: „śmierć dyktaturze!”. A kiedy znany z niewyparzonego języka Ahmadineżad nazwał demonstrantów „śmieciami i brudem”, śpiewak odpowiedział w wywiadzie dla perskiej sekcji BBC, że w takim on też jest i na zawsze już pozostanie głosem „śmieci i brudu”. Tego burzliwego lata nagrał pieśń „Mowa ognia”, w której wzywał policjantów i członków prorządowych milicji, by odłożyli broń i zaczęli rozmawiać z tymi, których mają za wrogów. Napisał też list do prezesa rządowej telewizji. Zarzucił mu, że dziennikarze jego stacji łżą i zakłamują rzeczywistość, oraz oznajmił, że nie życzy sobie, by w telewizji i radiu grano jego pieśni – z wyjątkiem „Rabbany”.

Władze nie kazały się prosić i zakazały pieśni Szadżariana. Przestały nadawać nawet „Rabbanę”. Zabroniły też nagrywania płyt i urządzania koncertów. Ajatollahowie nie zgodzili się na żaden wyjątek, nawet gdy prosili o to posłowie w parlamencie oraz urzędujący od 2013 roku prezydent Hassan Rouhani, wielbiciel talentu Szadżariana. Nie ugięli się także, gdy sam ostad, złożony śmiertelną chorobą, prosił, by pozwolono mu wystąpić choć raz, pożegnać się z publicznością. Dopiero w czwartek, podając krótką wiadomość o jego śmierci, rządowa telewizja po raz pierwszy od 11 lat wymieniła jego nazwisko. Wpisanie na „czarną listę” przydało mu jednak rozgłosu i sympatii wśród młodych i jeszcze powiększyło rzeszę wielbicieli.

Zakazany we własnym kraju, występował jedynie za granicą, ku radości irańskiej diaspory. „Moja muzyka zawsze była związana z tym, co działo się w Iranie, a poematy, które wybierałem do zaśpiewania, opowiadały nasze dzieje” – odpowiedział podczas jednej z podróży do Ameryki na pytanie, dlaczego wraca wciąż do Teheranu. „Moje pieśni opowiadają o ludzkim życiu. Ludzie są moim natchnieniem, muszę być wśród nich. Inaczej nie mógłbym śpiewać”.

Został pochowany w Tus, w pobliżu Meszhedu, u stóp mauzoleum Firdausiego, autora „Szahnameh”, narodowego poematu Persów i ich kuzynów, Tadżyków. 

Pożegnanie

W pewnej chwili, gdy tłum przed szpitalem, w którym umierał Szadżarian, rozrósł się do kilku tysięcy ludzi, w okolicznych uliczkach pojawili się policjanci w bojowym rynsztunku. „Śmierć dyktaturze!” – zaczęli skandować wielbiciele śpiewaka. „Niech zdycha tyran, a Szadżarian niech wiecznie żyje! Rządowa telewizja narodową hańbą!”.

Kiedy ogłoszono, że umarł, prezydent Rouhani oznajmił, że „w pamięci wdzięcznego narodu irańskiego imię i sztuka Szadżariana na zawsze pozostaną żywe”. Minister dyplomacji Dżawad Zarif, cieszący się w Teheranie, podobnie jak prezydent, opinią „gołębia” wśród „jastrzębi”, nazwał śpiewaka „wielkim i prawdziwym ambasadorem Iranu” i odesłał do nagrania „Ptaka wolności”, najpopularniejszej z pieśni ostada. Wdowa po szachu Farah Pahlawi nazwała go ucieleśnieniem wszystkiego, co najlepsze w perskiej kulturze. A Szirin Neszat, irańska reżyserka i fotografka, napisała w gazecie „New York Times”, że wraz ze śmiercią Szadżariana zamilkł głos Iranu.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej