Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 1951 r. Anton Srholec próbował przekroczyć granicę austriacką, aby móc studiować teologię. Biegnąc wśród świstających kul, myślał: „Boże, teraz albo nigdy”.
Wtedy się nie udało – został złapany i skazany na 12 lat więzienia. Niemal dziesięć spędził w morderczych kopalniach uranu. Po wyjściu z więzienia przez wiele lat pracował jako robotnik. Dopiero w czasie odwilży wyjechał do Włoch i w 1970 r. w Rzymie przyjął święcenia kapłańskie. Zdecydował się jednak wrócić do ojczyzny, gdzie znów zaczął mieć problemy z komunistyczną władzą.
Po upadku komunizmu poświęcił się pomocy bezdomnym. Jak mówił, ludzie tak zepchnięci na margines pokazują, jak ciężki los człowiek może znieść. I jak wiele otrzymaliśmy my – w lepszej sytuacji. Przewodniczył Konfederacji Więźniów Politycznych, do końca życia zwracał uwagę na zbrodnie komunizmu i podkreślał wagę wolności. Bywał krytyczny wobec kościelnych hierarchów – jako jeden z nielicznych wsparł odwołanego kilka lat temu słowackiego arcybiskupa Róberta Bezáka. Sam po 1989 r. nie miał swojej parafii.
Prezydent Słowacji Andrej Kiska powiedział, że ks. Srholec uczynił Słowację „lepszym miejscem”. ©℗