Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od kilku dni budzę się z uczuciem, że siedzę w łodzi, która dryfuje na skałę. Nasz system polityczny, zakładający względną równowagę między parlamentem, rządem i prezydentem, ujawnia swój wyjątkowy potencjał w czasach kohabitacji. Niestety, przy tak wielkim wybuchu emocji, jaki towarzyszy obecnemu przesileniu politycznemu, jest to potencjał niszczący – już zamienił gry gabinetowe w bezwzględną, niemal bezpośrednią walkę o stery okrętu. Pełną nagłych zwrotów akcji i ciosów, ale pozbawioną jasnych reguł. Obie strony mają swoje zasady, a nawet własnych sędziów.
Powyższe słowa to nie manifest symetryzmu, ale stwierdzenie faktu. Jest jasne, kto przez ostatnie lata psuł zegary pokładowe, manipulował radarem i przeciążał do granic możliwości silniki tej łodzi. Ocena prawna i etyczna epoki PiS nie zmienia jednak najważniejszego: mamy nowy rząd z potężnym mandatem społecznym, ale też silną opozycję, zbudowaną marszem, wspieraną przez prezydenta i Trybunał Konstytucyjny. Obie strony trzy miesiące po wyborach są w stanie wojny o wymiarze, z którego chyba nie do końca zdają sobie sprawę. Żadnej nadziei nie budzi też poniedziałkowe spotkanie dwóch najważniejszych osób w państwie, ale dobrze, że w ogóle się odbyło.
W przełomowych momentach w naturalny sposób patrzy się najpierw na szczyt. Ale tam widać chwiejnego prezydenta, który podejmuje decyzje niespójne i zmienne jak jego Kancelaria – traktowana przez doradców i urzędników nie jak centrum dowodzenia Polską, ale miejsce pracy tymczasowej. Nic dziwnego, że Andrzejowi Dudzie ciężko dziś złapać oddech. Właśnie otrzymał kolejny cios w postaci (kiepsko uzasadnionego) fortelu z przeniesieniem w stan spoczynku prokuratora krajowego, którego odwołanie miało być niemożliwe bez zgody prezydenta. Rząd się tym nie przejął, ale jego szarża napotkała na niespodziewany opór wielu wysoko postawionych prokuratorów, którzy otwarcie zbuntowali się przeciwko decyzji ministra Adama Bodnara.
W miejsce końca wojny polsko-polskiej mamy więc kolejny front i dwuwładzę w prokuraturze – niezwykle wrażliwej instytucji państwa. Chwilę wcześniej mieliśmy wjazd policji do Pałacu Prezydenckiego pod nieobecność gospodarza, a więc coś, czego w innych krajach Unii Europejskiej raczej się nie ogląda. Tyle że nie widujemy tam również prezydentów goszczących i fotografujących się demonstracyjnie ze skazanymi, których policja ma właśnie doprowadzić do więzienia. To nie są memy. Takie obrazki przynoszą Polsce ogromne szkody.
Prezydent jednak chce ułaskawienia Kamińskiego i Wąsika
Zamiast zaryzykować i zapisać się w historii jako ktoś, kto w kluczowym momencie pomógł wyjść z klinczu – nasz prezydent współtworzy chaos, drżąc o swój wizerunek w oczach elektoratu oraz o pozycję polityczną w PiS, i układając niezrozumiałe rebusy. Potrafi zastosować w błahej sprawie bezpośredni, konstytucyjny akt łaski wobec Magdaleny Ogórek i Rafała Ziemkiewicza, ukaranych śmiesznymi grzywnami za żenujące kpiny z lewicowej aktywistki Elżbiety Podleśnej – a zarazem nie umie jednym podpisem wypuścić zza krat skazanego surowym wyrokiem Mariusza Kamińskiego, tylko wszczyna długotrwałą procedurę kodeksową, zrzucając odpowiedzialność na ministra sprawiedliwości. Może wcale nie chce, by jego przyjaciel już teraz wyszedł na wolność i pojawił się pod Sejmem, bo oznaczałoby to kolejną eskalację konfliktu, niewykluczone, że z aktami przemocy? Możemy się tylko domyślać. Prezydent wielu rzeczy nie mówi wprost.
Wybory 15 października miały przerwać ośmioletnią epokę dewastowania demokracji i praworządności. Widać jednak wyraźnie, że liczba min, jakie stara władza rozlokowała w systemie, mocno blokuje nową ekipę. Ta jednak wydaje się zdeterminowana i nie cofnie się przed ostrą konfrontacją w Sejmie, jaka grozi nam w tych dniach w związku z faktem, że 194-osobowy klub PiS nie uznaje prawomocnego wygaszenia mandatów skazanych posłów. Na co są gotowi? Na zablokowanie mównicy i siłowe przerwanie obrad nad budżetem? I na co zdecydowany jest marszałek Sejmu? Na wynoszenie z sali parlamentarzystów przez policję? Przecież straż marszałkowska sama sobie nie poradzi.
Jestem przekonany, że takich widoków nie chce ani Duda, ani Tusk i Hołownia. Nie chcą idących w świat kompromitujących wieści ze wschodniej flanki NATO. Zwłaszcza teraz, w czasach wojny tuż za miedzą, i po ostatnich słowach Donalda Trumpa, zapowiadającego odwrót USA z Europy. Kłopot w tym, że nie wygląda na to, by któryś z głównych uczestników sporu planował krok wstecz, chcąc przerwać ten niepokojący zjazd w stronę II RP, tyle że w cyfrowych czasach. Prezydentowi brakuje wewnętrznej siły, a Tusk uznał, iż nie opłaca mu się wykonywanie gestów wobec Dudy, by wzmacniać go kosztem Kaczyńskiego. Wysiłek byłby zbyt wielki, a efekt – niepewny. Idzie więc na ostre zwarcie z całym dawnym obozem władzy, nie patrząc na koszty dla państwa. Jego głównym celem jest jednak prezes PiS.
Fantomowe państwo. Jak wyjść z chaosu prawnego w Polsce?
Kaczyński nie od dziś opowiada niestworzone historie o spisku zawiązanym w Brukseli, Berlinie i Paryżu, zmierzającym do zniszczenia polskiej państwowości i późniejszej eksploatacji tubylczej ludności. Przyzwyczailiśmy się już do tych fantazji, choć one naprawdę są niebywałe i aż ciężko sobie wyobrazić, do czego zdolny byłby lider PiS, gdyby przekonał kiedyś Polaków i odzyskał władzę. Obecny rząd zapewne musiałby szybko udać się na emigrację, a nasze dni w UE byłyby policzone. Wydaje się, że prezes PiS dla swej misji jest gotów na długi marsz, który ma totalnie rozchwiać Polskę. I być może już to wystarczy, żeby prezydent z premierem choć spróbowali usiąść razem do stołu.