Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Historia na podstawie książki non-fiction autorstwa Pauline Guény przemknęła u nas nie tak dawno przez kinowe ekrany bez większego rozgłosu – na szczęście możemy dziś nadrobić tę zaległość. „Noc 12 października” Dominika Molla jest bowiem filmem nie o tym, kto zabił, ale jak to możliwe, że mógł nim być właściwie każdy z licznego grona przesłuchiwanych mężczyzn. A tytułowej nocy na jednej z ulic górskiego miasteczka spalono żywcem dziewczynę.
- NOC 12 PAŹDZIERNIKA – reż. Dominik Moll. Francja/Belgia 2022. HBO Max, Player, Play Now, tv smart
Twórca filmów „Harry, twój prawdziwy przyjaciel” (2000) czy „Tylko zwierzęta nie błądzą” (2019) sięga po znaną formułę policyjnego śledztwa, by pokazać, jak siła stereotypu wpływa na postrzeganie sprawy i pcha ją w ślepy zaułek. Dwóch gliniarzy z Grenoble, jeden młodszy, pełen zapału, drugi zmęczony, po przejściach, na każdym kroku zderzają się z wyobrażeniami na temat seksualności i przemocy. Czy zamordowana Clara „była łatwa” i „lubiła łobuzów”, czy może w związkach wolała „proste układy”? Kto jest bardziej podejrzany: zdradzany po cichu partner, niedoszły kochanek, damski bokser z wyrokiem czy ciemnoskóry raper odgrażający się w piosenkach, co zrobi swojej flamie?
Bohaterów dzieli tutaj wyraźnie różnica pokoleniowa i nic dziwnego, że to żółtodziób Yohan (Bastien Bouillon), a nie sfrustrowany nieudanym małżeństwem i policyjną rutyną Marceau (Bouli Lanners) obsesyjnie angażuje się w wyjaśnienie makabrycznej zagadki.
Nawiązując do autentycznych wydarzeń z 2016 roku Moll tworzy kino przeźroczyste i rzeczowe, lecz dyskretnie poszerza konteksty zbrodni. Zastanawia się np., dlaczego to kobiety najczęściej padały (i nadal padają) ofiarą podpaleń – czyżby wszystkie, z definicji i podświadomie, były traktowane jako wnuczki czarownic? Nie jest więc chyba przypadkiem, że w trakcie śledztwa błąka się po ekranie kot, zazwyczaj czarny. Niektórzy wierzą, że przynosi pecha, choć największym pechem – zauważa z goryczą przyjaciółka zamordowanej – było to, że była kobietą. I że ośmielała się traktować seks w taki sposób, jaki kobietom ciągle jeszcze nie uchodzi.
Pewnie dlatego tak trudno znaleźć właściwego winowajcę. Tymczasem co piąte śledztwo dotyczące zabójstwa pozostaje we Francji nierozwiązane, o czym informuje na początku filmu tablica, nienależąca bynajmniej do porządku fikcji. Moll, relacjonując przypadek szczególnie drastyczny, nie pomija także obiektywnych i prozaicznych czynników. Pokazuje, jak słabości systemu (nieodpłatne nadgodziny, biurokracja, zepsuta drukarka) spowalniają przebieg dochodzenia.
Niewątpliwie wpływ ma również kondycja psychiczna funkcjonariuszy – od zobojętnienia, przychodzącego z wysługą lat po spalanie się w obliczu niepojętego zła i własnej niemocy. Najbardziej interesuje reżysera psychologiczno-społeczny wymiar sprawy, która zdarzyła się w XXI wieku w sercu europejskiej cywilizacji.
Chwilami scenariusz Molla i Gilles’a Marchanda bywa nazbyt literalny w swoich diagnozach i oskarżeniach męskości, zwłaszcza im bliżej finału, kiedy do akcji wkracza zdeterminowana sędzia śledcza. Dosyć szybko też można się domyślić, co próbuje w sobie zajeździć młody policjant, pedałując w kółko po welodromie.
Mimo to „Noc 12 października” pozostaje filmem gęstym i ostatecznie niedopowiedzianym, kręconym przeciw schematom zarówno policyjnych dochodzeń, jak i gatunkowych filmów o nich. I chociaż wiele miejsca zajmuje szorstka gliniarska przyjaźń, to pojawiający się znienacka motyw goryczkowego kwiatu należałoby odnieść przede wszystkim do samej zbrodni i domniemanych czarownic, kojarzonych niegdyś z zielarstwem.
Opowieść o tym, dlaczego spalono dwudziestojednoletnią Clarę, pozostaje tematem najważniejszym, wykraczającym poza jeden konkretny przypadek i niewymagającym dodatkowych fabularnych atrakcji. Dużo ciekawszym niż rozwiązywanie zagadki.