Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przez całą noc wypaliliśmy dwie świece, by można było porozmawiać, dzieląc się wrażeniami i przypuszczeniami. Postój godzinny w niewiadomej miejscowości. Po całodziennej podróży przejechaliśmy Poznań w nocy, oraz Frankfurt nad Odrą rano. Dalej pojechaliśmy w stronę północną i tam pod wieczór zatrzymaliśmy się w stacji »Küstrin«. Dali nam na kolację zupę”.
Ten fragment pamiętnika Kazimierza Włostowskiego, głuchego powstańca warszawskiego, przesyła mi Tomasz Świderski, historyk i nauczyciel historii, głuchy od urodzenia. Zapis pochodzi z 8 października 1944 r. – Zwróć uwagę na dwie świece. Dzięki nim głusi powstańcy widzieli swoje dłonie w ciemności, mogli rozmawiać – zaznacza Świderski.
Zabytki języka
Pamięta tamte wieczory, gdy jego mama brała książki i migając opowiadała mu bajki, a czasem opowieści o królach i upadających dynastiach, wielkich bitwach i ich uczestnikach. Tomasz wolał te prawdziwe historie, bo w nich było więcej zagadek, także tych nigdy nierozwiązanych.
Siadamy we troje: Tomasz Świderski po jednej stronie, po drugiej ja i Irena Piecha, tłumaczka polskiego języka migowego (PJM). Świderski opowiada o tej części historii Polski, o której zwykle się nie mówi. Tworzyli ją Polacy posługujący się na co dzień polskim językiem migowym. Dla wielu z nich język polski był językiem obcym – w różnym stopniu potrafili czytać i pisać.
– Najbardziej brakuje mi pamiętników, listów, wspomnień. Wszystkiego tego, z czego historycy dowiadują się o mentalności ludzi żyjących w innych epokach. Jak myśleli? Jak oceniali to, co działo się wokół nich? O co walczyli? Tego się nie dowiemy – miga Świderski.
I wyjaśnia, dlaczego takich materiałów jest w środowisku głuchych tak mało.
Polski język migowy – podobnie jak 157 innych języków migowych, wymienionych w bazie Ethnologue. Languages of the World – ma gramatykę wizualno-przestrzenną i nie ma wersji tekstowej. Przez stulecia istniał tylko tu i teraz, a głusi mogli porozmawiać tylko wtedy, gdy się spotkali. Dlatego opowieści głuchych przez dekady były przekazywane z pokolenia na pokolenie, tylko nieliczni zapisali swoje wspomnienia.
I uczeń, i tłumacz
Gdy nieco ponad 20 lat temu Tomasz kończył podstawówkę dla głuchych w Lublinie, a potem szkołę zawodową i technikum dla głuchych (specjalność kreślarstwo) w Wejherowie, edukacja głuchych oparta była na metodzie oralnej: dzieci mają nauczyć się mówić i odczytywać słowa z ruchu warg słyszących. Miganie było zakazywane w czasie lekcji. Nie migała też większość nauczycieli.
– W Lublinie nauczyciele głównie mówili, czasem dodawali jakieś znaki migowe, które przypominały raczej gesty, a nawet pantomimę – opowiada Tomasz. – W moim domu rodzinnym wszyscy są głusi i migają, wiedziałem, że znaki, których używają nauczyciele, nijak mają się do naszego języka.
Wspomina: – Miałem to szczęście, że dobrze znałem język polski i nauczyłem się odczytywać słowa z ruchu warg. Wystarczyło jednak, że nauczyciel się odwrócił albo mówił za szybko, zasłonił usta dłonią, a już był kłopot. Moje dwie głuche koleżanki, które nie czytały z ruchu warg, siedziały przez kilka lat na lekcjach i potakiwały. Nie wynosiły z nich nic. Często prosiły mnie o tłumaczenie. Byłem więc i uczniem, i tłumaczem. Teraz zastanawiam się, jak to możliwe, że słyszący nauczyciele pozwalali, aby uczeń był tłumaczem, bo sami nie nauczyli się migać.
W szkole podstawowej – miga dalej Świderski – wiedza z historii powszechnej była na niskim poziomie. Za to w Wejherowie trafił na nauczyciela, który pomagał mu nadgonić materiał, przygotowywał do olimpiady historycznej. Gdy Tomasz podchodził do matury, wciąż niewielu głuchych studiowało. On zdał maturę i dostał się na Wydział Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Był jedynym głuchym studentem na tym wydziale.
Znów czuł, że ma zaległości. – W szkole dla głuchych nauczyciele nie mówili prawie nic o historii powszechnej. Musiałem pracować dwa razy więcej niż słyszący studenci, żeby skończyć studia – miga.
Migana przysięga
Pierwszą pracę po studiach dostał jako archiwista w Polskim Związku Głuchych, do dziś największej w kraju organizacji, która reprezentuje interesy osób głuchych.
– Przeglądałem archiwa i się dziwiłem, ile mamy materiałów, głównie powojennych, i fotografii. Wtedy zacząłem się zastanawiać, dlaczego dotąd nikt nam nie powiedział choćby o głuchych żołnierzach. Nie było o nich ani słowa w szkolnej podstawie programowej, nie wspominali o nich nauczyciele historii – miga. – To się zresztą nie zmieniło. Nawet dzisiaj w szkołach dla głuchych nauczyciele, którzy opowiadają o historii głuchych, są raczej wyjątkami.
Gdy teraz z uczniami z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Głuchych w Warszawie przerabia historię, zawsze wspomina 34 głuchych, którzy walczyli w powstaniu warszawskim: 29 z nich w Plutonie Głuchoniemych, a pięciu w innych oddziałach, razem ze słyszącymi.
Opowiada o nieformalnym dowódcy plutonu, Kazimierzu Włostowskim pseudonim „Igo”: znał i język polski, i PJM, mógł więc pośredniczyć w kontaktach między żołnierzami a formalnymi dowódcami jednostki, słyszącymi: Wiesławem Jabłońskim (ps. „Łuszczyc”, nauczycielem wuefu z Instytutu Głuchoniemych), a potem Edmundem Malinowskim (ps. „Mundek”). Opowiada o przysiędze, którą Włostowski złożył w PJM, i o tym, że była to jedna z ważniejszych postaci Głuchej Warszawy: dzięki niemu przed II wojną światową powstał Warszawski Klub Sportowy Głuchych. Włostowski uczestniczył też w I oraz II Światowych Igrzyskach Głuchych (mają swoje igrzyska, bo nie mogą uczestniczyć w ogólnych ani w paraolimpiadzie).
W obronie Lwowa
– Kiedyś myślano o głuchych wyłącznie jak o ludziach niepełnosprawnych, niezaradnych życiowo. Historia pokazuje, że walczyli na równi ze słyszącymi. Gdy opowiadam o tym moim głuchym uczniom, widzę, jakie to robi na nich wrażenie, jak ich to inspiruje, bo dotyczy także ich samych – miga Tomasz.
Gdy w 2008 r. przeprowadził się do Warszawy, żyło jeszcze trzech głuchych powstańców. Wspomina: – Jeden z powstańców był bardzo chory, nie mogliśmy się spotkać. Drugiej, Jadwidze Steć-Smoczkiewicz, pamięć nie pozwoliła wrócić do wydarzeń wojennych. Najmłodszy z całego plutonu, Karol Stefaniak ps. „Kajtek”, opowiedział mi historię Żydówki, którą ukrywano wcześniej w Instytucie Głuchoniemych. Podobno pewnego dnia wyszła i zaginęła. Nie udało mi się jednak znaleźć żadnych materiałów na jej temat, mam tylko relację ustną Stefaniaka.
Równolegle pracuje nad książkami, w których opisuje udział głuchych żołnierzy w wojnie polsko-ukraińskiej 1918-19 (11 ochotników walczyło w szeregach Straży Obywatelskiej) i polsko-bolszewickiej (14 głuchych w dwóch różnych oddziałach).
„W przedwojennej Polsce środowisko głuchych okazywało ogromny szacunek wobec osób, które brały udział w obronie Lwowa. (…) Na lekcjach podawano postawę głuchych obrońców jako bardzo dobry przykład patriotyzmu. W 1939 roku grupa głuchych absolwentów Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie, pisząc list do generała Berbeckiego, zadeklarowała gotowość do obrony Ojczyzny w razie potrzeby. Jako przykład podawali właśnie niesłyszących lwowiaków” – pisze Świderski w książce „Olgierd Białynia Chołodecki. Głuchy żołnierz, technik dentystyczny i działacz”.
A co z nami?
W 2009 r. Tomasz Świderski wyjeżdża na Międzynarodową Konferencję Historii Głuchych w Sztokholmie, którą organizuje Deaf History International – organizacja zrzeszająca głuchych historyków. Właśnie w Szwecji zobaczył po raz pierwszy głuchych wykładowców i badaczy. I zaczął sobie zadawać pytanie: co z naszą historią, z historią głuchych w Polsce? Dlaczego się tym nie zajmujemy?
Trzy lata później zakłada Instytut Historii Głuchych „Surdus Historicus”. Przekonuje jednak, że nie jest pierwszą w Polsce osobą zainteresowaną historią głuchych, choć pierwszym głuchym z dyplomem uniwersyteckim z historii. Wcześniej historię głuchych opisywał m.in. prof. Bogdan Szczepankowski, a wśród historyków amatorów Ludwik Kamiński, sybirak.
– Z panem Ludwikiem spotkaliśmy się kilka lat przed jego śmiercią. To on po raz pierwszy opowiedział mi o przymusowej sterylizacji głuchych w czasie wojny. Kamiński dotarł do osób, które poddano sterylizacji. Temat jest trudny do zbadania, bo ci ludzie już nie żyją i na razie nie znalazłem materiałów źródłowych na ten temat. Kamiński opowiadał mi, że przymusowym sterylizacjom byli poddawani głusi, którzy pochodzili z wielopokoleniowych głuchych rodzin – miga Świderski.
I opisuje historię ok. 30 osób z Bytomia i Chorzowa, do których świadectw dotarł Ludwik Kamiński. Wynika z nich, że w roku 1940 lub 1941 cała grupa została odesłana przez Niemców na przymusową sterylizację do Wrocławia.
Temat podejmuje też Verena Krausneker z Uniwersytetu Wiedeńskiego: opisuje przymusowe sterylizacje głuchych dokonywane w Austrii w 1938 r. Krausneker twierdzi, że to dlatego dziś w Austrii jest mniej głuchych w drugim i trzecim pokoleniu.
Pocztówka
Członkowie Instytutu Historii Głuchych „Surdus Historicus” organizują międzynarodowe konferencje, w tym – po raz pierwszy w Polsce – poświęconą głuchym Żydom, nazwaną „Zapomniani z zapomnianych”. W 2016 r., w setną rocznicę założenia Stowarzyszenia Głuchoniemych Żydów „Spójnia”, do Warszawy zjechało ponad 80 osób m.in. z Węgier, Niemiec i Norwegii. Odwiedzili warszawskie groby głuchych Żydów: Dawida Szejnmana, Samuela Ajzenberga, Samuela Gutfelda i Dawida Haftera. Włączają się też w odnawianie grobów głuchych.
Świderski przeszukuje archiwa, gromadzi materiały, odwiedza ludzi, by zebrać ich relacje. – Dotarliśmy do rzeczy unikalnych dla naszej historii, jak pocztówka promująca fabrykę Snyceropol, której właścicielem był Jakub Wajcblum, głuchy warszawski Żyd – opowiada. – Pocztówkę dostałem od starszego głuchego warszawiaka, a jemu z kolei podarował ją głuchy pracownik tej fabryki.
Jakub z żoną Rywką mieszkali przy ul. Miłej 38. Cała rodzina, wraz z trzema słyszącymi córkami, w maju 1943 r. trafiła z Umschlagplatzu do obozu na Majdanku i tam została rozdzielona. Rodzice zginęli. Przed wojną Jakub był współzałożycielem Stowarzyszenia Głuchoniemych Żydów „Spójnia”. Jedna z ich córek, Estera, została stracona w Auschwitz-Birkenau za udział w buncie Sonderkommando. Wojnę przeżyły pozostałe córki, Sabina i Chana.
– Pytałem o materiały dotyczące głuchych Żydów w Muzeum POLIN, ale odpisali, że nic nie mają. A przecież to środowisko było w przedwojennej Polsce bardzo duże, m.in. w Krakowie, Łodzi, Lublinie, Białymstoku, Wilnie czy Lwowie – miga.
W jednym z artykułów Świderski opisuje zjawisko antysemityzmu głuchych przeciw głuchym Żydom. Rozłam zaczął się w 1925 r., gdy na zebraniu Polskiego Związku Towarzystw Głuchoniemych ktoś, nie wiadomo kto, wysunął postulat, by ze Związku wykluczyć Żydów. Członkowie zagłosowali „za”, głusi Żydzi odeszli z Towarzystwa. To spowodowało kolejny rozłam: w środowisku głuchych sportowców. „Na znak protestu Głusi sportowcy wyłączyli się z działalności na rzecz PZTG i założyli Polski Związek Sportowy Głuchoniemych (1927 r.), którego członkami były też żydowskie kluby sportowe głuchych” – pisze.
Poza Polską
W 2016 r. Świderski zakłada „Surdus Historicus. Kwartalnik o Historii Głuchych”, który ukazuje się do 2020 r. Jest jego redaktorem naczelnym. W piśmie podejmują tematy społeczne, także związane z dyskryminacją. Opisują historię głuchych Żydów i głuchych przedstawicieli mniejszości seksualnych. Portretują środowisko artystyczne, piszą o osiągnięciach głuchych sportowców. Wśród sylwetek są też głuche kobiety – jak Maria z Łopieńskich Rogowska, która w 1931 r. została prezeską Polskiego Związku Towarzystw Głuchoniemych, czy Irena Walulewicz, która wspólnie z matką ukrywała Gołdę Buszkaniec (w 2007 r. została Sprawiedliwą wśród Narodów Świata).
Świderski nawiązuje współpracę z autorami, którzy – jak on – opisują historie głuchych w innych krajach. To np. Outi Ahonen, która przypomina Mikka Paksujalka – głuchego żołnierza, legendę fińskiej wojny domowej.
Z kolei Malin Büttner opisała historię głuchych, którzy byli włączeni do Hitlerjugend, organizacji młodzieżowej NSDAP. „Niesłyszące uczennice i niesłyszący uczniowie (…) mieli obowiązek ćwiczyć szczególnie dużo, aby uzyskać »stalowe«, wyjątkowo krzepkie ciało. Nauczyciel głuchych nazwiskiem Nowack mówił: »W sporcie chcemy dorównać dzieciom słyszącym. (…) Zaciśnijcie zęby. Ćwiczcie wciąż i wciąż. (…) Słyszący nie powinni z nas szydzić. (…) Mają mówić: zobaczcie, (…) to są prawdziwi chłopcy i prawdziwe dziewczyny Hitlera«” – pisze Buttner.
Junhai Yang przedstawia historię pierwszego głuchego obywatela Chin, Ziao Fong Hsia, który wyjechał do Nowego Jorku, by tam rozpocząć naukę. Autorka jest głucha, urodziła się w Pekinie, a doktorat z Deaf Education uzyskała na Gallaudet University – jedynej na świecie uczelni, na której wszystkie wykłady są prowadzone w amerykańskim języku migowym (ASL). Wzmiankę o Ziao Fong Hsia znalazła w archiwach Szkoły dla Głuchych w Rochester w stanie Nowy Jork.
***
– Czasami jedna informacja może być początkiem historii – miga Świderski i jako przykład podaje pochodzącą z 1908 r. wzmiankę o próbach założenia schroniska dla głuchych starców, którego pomysłodawcą był Józef Jerzy Rogowski.
Żeby zrozumieć, dlaczego ono mogło być ważne, trzeba pamiętać, że w tamtym czasie na ziemiach polskich były zaledwie cztery szkoły dla głuchych: w Poznaniu, Warszawie i dwie we Lwowie, w tym jedna dla głuchych żydowskich dzieci.
– Liczba miejsc w nich była ograniczona, a edukacja nie była powszechna nawet wśród słyszących. Szkoły dla głuchych były płatne, co dodatkowo utrudniało dostęp. Dlatego wówczas było dużo analfabetów wśród głuchych – mówi Świderski. I dodaje: – W środowisku zachowały się relacje z początku XX w., jak rodzina wywoziła głuchych i zostawiała gdzieś daleko. Nie byli w stanie wrócić, bo nie potrafili ani mówić, ani pisać. Między innymi dlatego było potrzebne schronisko – opowiada Świderski.
– Z tych historii wyłania się jeszcze jedna opowieść: jak ludziom głuchym żyje się w różnych krajach i jak te kraje dopasowują prawo do potrzeb głuchych obywateli. A tak poza wszystkim – dobrze, by słyszący widzieli, że głusi są pełnoprawnymi obywatelami, a głusi – by znali własną historię. ©℗
Korzystałam z numerów „Surdus Historicus. Kwartalnika o Historii Głuchych”, a także z książki Tomasza Świderskiego „Olgierd Białynia Chołodecki. Głuchych żołnierz, technik dentystyczny i działacz” oraz „Przewodnika po Głuchej Warszawie", również jego autorstwa. Jeśli mają Państwo materiały dotyczące historii głuchych, można się skontaktować z Tomaszem Świderskim pod adresem: t.swiderski@surdushistory.org.pl