„Perfect Days”: najlepszy fabularny tytuł Wima Wendersa od trzech dekad

Opowiadając o tokijskim czyścicielu toalet, reżyser stworzył odę do analogowego, bezpośrednio doświadczanego życia. Takiego, które satysfakcjonuje, tocząc się swoim trybem domyślnym.

09.04.2024

Czyta się kilka minut

Aoi Yamada i Kōji Yakusho w filmie "Perfect Days", reż. Wim Wenders. 2023 r.  // Materiały prasowe Gutek Film
Aoi Yamada i Kōji Yakusho w filmie „Perfect Days”, reż. Wim Wenders. 2023 r. // Materiały prasowe Gutek Film

Japońska przygoda Wima Wendersa, niestrudzonego wędrowca kina, rozpoczęła się jeszcze w latach siedemdziesiątych. Odbyła się pod znakiem Yasujirō Ozu, którego niemiecki reżyser był wielkim admiratorem. Tym pierwszym wędrówkom poświęcił później dokument „Tokyo-Ga” (1985), gdzie tropił ślady uniwersalnej „rodziny człowieczej”, zaklętej w czarno-białych kadrach swego mistrza. Podczas kolejnych wypraw, m.in. przy okazji „Notatek o strojach i miastach” (1989), tamten pierwotny obraz stopniowo się zacierał. Dawne swojskie Tokio coraz bardziej przypominało zdehumanizowane miasto przyszłości.

Mimo to uzbrojony w polaroid filmowiec uwieczniał zmieniającą się metropolię, zaliczył nawet niezapomnianą noc w hotelu kapsułowym. W trakcie tych pielgrzymek korzystał też pewnie z publicznych toalet, często intrygujących Europejczyków technologią, architekturą, dizajnem, wkomponowaniem w otoczenie. Niedawno wybudowano siedemnaście takich popisowych przybytków w ramach lokalnego projektu społecznego i w związku z tokijską olimpiadą. Początkowo Wenders miał nakręcić o nich zlecony dokument, ale fabularne „Perfect Days” nie są bynajmniej peanem na cześć japońskich sanitariatów. To skromna oda do życia dobrze przeżytego czy raczej przeżywanego codziennie. Takiego, które satysfakcjonuje, tocząc się swoim trybem domyślnym, aczkolwiek warto czasem przełamać ów bezpiecznie powtarzalny „dzień świstaka”.

Adres URL dla Zdalne wideo

Tylko czy może być coś mniej rutynowego niż codzienność czyściciela miejskich szaletów? Tymczasem Harayama (nazwany tak przez Wendersa na cześć głównego bohatera „Jesiennego popołudnia”, ostatniego filmu Ozu) zdaje się lubić swoją pracę. Mogłoby się wydawać, że pucując ubikacje, osiąga coś w rodzaju zen. Albo – jak chciała polska badaczka przyziemnych rytuałów – zagląda w „szczeliny istnienia”. 

Pewnego dnia w takiej właśnie szczelinie mężczyzna znajduje kartkę z zabawą w kółko i krzyżyk, w której ochoczo bierze udział. I jest to jedna z nielicznych społecznych interakcji, jakich będziemy świadkami. Albowiem Tokio nie od dziś uchodzi za miasto ludzi pędzących i samotnych, gdzie istnieją nawet specjalne bary oferujące płatne towarzystwo, niekoniecznie o charakterze erotycznym. Zresztą pandemiczne ograniczenia i nawyki upodobniły wiele innych miast na świecie do japońskiej stolicy. 

Tyle że bohater filmu Wendersa nigdzie się nie spieszy, a jego samotność zdaje się doskonale oswojona. Będąc introwertykiem i milczkiem (aktor Kōji Yakusho to wirtuoz bezsłownej gry), prowadzi Harayama życie intensywne, lecz niekoniecznie urozmaicone. Wypełniają je kupione w antykwariacie książki, puszczane z kaset stare piosenki i zdjęcia drzew, wykonywane oczywiście oldskulowym aparatem. W schludnym mieszkanku na przedmieściach, otoczony własnoręcznie sadzonymi roślinami, „król toalet” przypomina mnicha.

Wenders i jego współscenarzysta Takuma Takasaki skupiają się na tych prostych czynnościach, oszczędzając nam innych szczegółów. Możemy podejrzewać, że człowiek w roboczym kombinezonie wypisał się kiedyś z głównego nurtu, za jaki zwykle uważa się karierę i rodzinę. Jego refleksy pojawiają się na chwilę w sennych przebitkach, a właściwie w czarno-białych instalacjach fotograficznych autorstwa Donaty Wenders, żony reżysera. 

Filmy i seriale, kino polskie i zagraniczne. Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika”.

Po przebudzeniu Harayama zdaje się funkcjonować na autopilocie, żyjąc z dnia na dzień i równocześnie pod prąd. Czasem jednak ktoś zaistnieje obok niego mocniej i na dłużej: młody, hałaśliwy współpracownik, któremu całkowicie obcy jest etos sprzątacza, dawno niewidziana nastoletnia siostrzenica z zamożnego domu czy sympatyczna barmanka, którą gra Sayuri Ishikawa, znana od półwiecza jako gwiazda japońskiej piosenki w stylu enka, czerpiącej z rodzimej tradycji. W jednej ze scen wykonuje ona „The House of the Rising Sun” Animalsów i nie będzie to jedyny moment, kiedy Wenders ociepla „Perfect Days” staromodnym przebojem (do jeszcze innego nawiązuje tytuł filmu).

Ktoś powie: czy nie za dużo tego ciepełka w historii o człowieku, który wykonuje jedno z najbardziej wzgardzanych i gorzej płatnych zajęć? Wszystko wskazuje na to, że bohatera stać na całkiem godne życie: na skromne lokum, zaspokojenie podstawowych potrzeb i drobne przyjemności. Jeśli wystarcza mu na nie z pensji oraz ma jeszcze czas i siłę, żeby kontemplować cienie drgających na wietrze liści albo czytać przed snem Faulknera, zaiste piękna to wizja, chociaż sceptyk dopatrzy się w niej pięknoduchostwa.

Podobnie jak prezentacje kolejnych efektownych toalet mogłyby zalatywać promocją nowej toaletowej turystyki. Zwłaszcza że niektóre tokijskie obiekty są dziełem projektantów o światowej renomie, na przykład Sou Fujimoto. Sporo też u Wendersa pozornie bezinteresownego wędrowania z kamerą, typowego dla twórcy „Spotkania w Palermo”. Nie po to jednak, by czymkolwiek nas olśniewać – lepiej celebrować wraz z bohaterem każdy zwykły/niezwykły moment.

„Teraz to teraz” – mówi tonem prostaczka i zarazem buddyjskiego mędrca. A Wenders, schowany za uniformem „wujka klozetowego”, człowieka bez przeszłości i przyszłości, robi w filmie dokładnie to samo, czyli po prostu kolekcjonuje chwile. Bo czymże innym są te starannie opisane blaszane pudła ze zdjęciami wykonywanymi od lat przez Hirayamę, jeśli nie nawiązaniem do sposobu przechowywania tradycyjnej taśmy filmowej?

Reżyser „Lisbon Story” od wielu lat w wymyślonych bądź dokumentalnych opowieściach na gruncie kina i fotografii zajmuje się podobnym kolekcjonerstwem. W dramacie science fiction „Aż na koniec świata” (1991) przepowiadał, na długo przed smartfonami, ogólnodostępnym internetem i pandemią, że masowe i coraz zmyślniej fabrykowane obrazy cyfrowe mogą nas zniszczyć. Trzy dekady później wygłasza już zupełnie wprost pochwałę analogowego, bardziej bezpośrednio doświadczanego życia, która w swoim niewymuszonym wdzięku potrafi być zaraźliwa.

I choć nigdy w tej rubryce nie „gwiazdkujemy” filmów, tym razem, mrugając okiem do jednego z bohaterów „Perfect Days”, trudno się powstrzymać: należy się minimum 8/10. To z pewnością najlepszy fabularny tytuł Wendersa od trzech dekad (zdecydowanie lepiej wychodzą mu ostatnio dokumenty), bo nienachalnie pogodny, rozsądnie małomówny, znajdujący w tym, co niby monotonne i banalne, najczystsze filmowe haiku.

PERFECT DAYS – reż. Wim Wenders. Prod. Japonia/Niemcy 2023. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 12 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Kolekcja dobrych chwil