Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jej premiera miała miejsce już półtora roku temu, ale „Próba generalna” to zaległość warta nadrobienia. W sześciu krótkich odcinkach pokazuje, jak przygotować się do trudnych sytuacji życiowych i jak bardzo jest to niemożliwe. A zarazem jak wielkie oszustwo tworzy tzw. reality TV tudzież inne formy pseudożyciowych ustawień. Chwilami serial powoduje niezłą konfuzję, wydaje się mocno przekombinowany, czasem nazbyt emocjonalny, niewiele jednak znajdziemy tak samoświadomych produkcji telewizyjnych.
- PRÓBA GENERALNA – tw. Nathan Fielder. Prod. USA 2022, odc. 1-6, HBO Max.
Nathan Fielder począwszy od kanadyjskiej edycji „Idola” zdążył na telewizji zjeść zęby – jako scenarzysta, producent czy aktor. Swoją metodę podrabianego dokumentu doprowadził do perfekcji w czterech sezonach „Złotego dotyku Nathana” (2013-2017), gdzie stworzył postać wielce niekonwencjonalnego konsultanta małego biznesu. Tym razem, za pomocą symulacji przypominających swym rozmachem „Big Brothera”, służy pomocą zwykłym Amerykanom w przećwiczeniu sobie niełatwych rozmów i wymagających ról. Na przykład w sytuacji, kiedy ktoś ze wstydem próbuje wyznać bliskiej koleżance z pracy, że jednak nie posiada magisterki i przez lata kultywował swój nieprawdziwy obraz. Albo chciałby przekonać krewnych, że należy mu się część spadku, a jego obecna partnerka wcale nie jest łowczynią majątków. No i wreszcie wyzwanie największe, w którym osobisty udział bierze sam filmowy Nathan: jak przygotować się do trudów rodzicielstwa i to na różnych jego etapach, aż do osiemnastki dziecka? Ekipa telewizyjna tworzy więc idealną replikę czyjegoś mikroświata. Powstają makiety domów, barów i innych miejsc, gdzie z udziałem statystów i pod okiem kamer można odbyć „próbę generalną” przed arcytrudną konfrontacją lub przetestować swoje zdolności do macierzyństwa czy ojcostwa.
Serial Fieldera udaje społeczny eksperyment i opiera się przede wszystkim na naszej dezorientacji: wielokrotnie tracimy pewność, czy oglądamy kawałek czyjegoś życia, w tym samego twórcy, czy tylko wielopoziomową fikcję udającą dokument. Stąd możliwe dylematy, ile właściwie wolno obnażyć na ekranie i gdzie, w przypadku angażowania naturszczyków i wykorzystywania ich prywatnych historii, przebiegają granice odsłonięcia, nie mówiąc o manipulacji i wcieleniowej „immersji” aktora. A jeśli mamy do czynienia jedynie z ustawką i autotematycznym mockumentem, to czy służą one jedynie wyrafinowanej rozrywce? Z czasem autentyczność tego, co widzimy, przestaje mieć znaczenie pierwszorzędne. I jednocześnie nie traci na wartości zarówno „ludzki” przekaz płynący z poszczególnych epizodów, jak i poziom meta, czyli refleksja nad współczesnymi mediami i ich podróbką realności.
Właśnie ten czynnik ludzki staje się w „Próbie” elementem destabilizującym, wnosząc nieprzewidywalność w wyreżyserowane sceny. Oczywiście, ów czynnik również bywa częścią inscenizacji, podobnie jak skierowanie kamery na siebie, w myśl porzekadła „lekarzu, lecz się sam”. Ale niezależnie od tego, ile Fielder naprawdę tutaj odsłania (w temacie swojego ojcostwa jako nieustającego testu na odpowiedzialność i egotyzm czy rozliczenia z żydowskim dziedzictwem), jest „Próba generalna” także próbą „odkupienia” telewizyjnego spektaklu. Gdy już się wydaje, że empatyczne katharsis nadeszło zbyt łatwo, jakby twórca chciał przekonać HBO, że wydali spore pieniądze na coś więcej niż piramidę absurdu, następuje kolejna przewrotka. Na początku było o tym, że wszyscy w każdej interakcji coś performujemy i często z obawy przed reakcjami ćwiczymy sobie te performanse przed lustrem – a życie i tak przynosi swoje. Całość utwierdza, że nie jest to serial wyłącznie dla cyników czy ironistów, biorących ukazane historie w cudzysłów i sprowadzających wszystko do grania iluzją. Albowiem i ona ujawnia czasami coś zaskakująco prawdziwego.