Rosja znalazła sobie wewnętrznego wroga: katolików. Zapytaliśmy ich, jak żyją w kraju Putina

Od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę w Rosji narasta polityczny klimat niechęci do Kościoła katolickiego. Władze drażni fakt, że jest on jedną z niewielu pozostałych jeszcze niezależnych instytucji. Pewien deputowany Dumy wysunął już nawet koncepcję jego delegalizacji.

16.04.2024

Czyta się kilka minut

Katolicy po mszy w noskiewskiej katedrze Najświętszej Maryi Dziewicy, grudzień 2023 r.  // Fot. Sefa Karacan / Anadolu / East News
Katolicy po mszy w moskiewskiej katedrze Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, grudzień 2023 r. // Fot. Sefa Karacan / Anadolu / East News

Grupa ludzi podnosi transparenty – w tle za nimi widnieje ceglany gmach. „Precz z Sodomą!”, „Tradycyjne wartości to warunek suwerenności!”, „Nasz kraj, nasze wartości!” – głoszą hasła.

O dziwo, tym razem protestujący nie gromadzą się przed ambasadą zachodniego kraju ani przed lokalem społeczności LGBT. Banery wystawili przed katolicką katedrą Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Moskwie. Uczestnicy dzierżą w dłoniach flagi z pomarańczowo-czarnymi pasami. To kolory tzw. wstążki świętego Jerzego, symbol rosyjskiego imperializmu.

Zdjęcie z protestu opublikowano na internetowej grupie dla rosyjskich katolików. Sądząc po ujęciu i dołączonym komentarzu, uczestników nie było wielu. Manifestacja odbyła się w styczniu. Autor posta, Rosjanin, zwraca uwagę, że demonstracja była chroniona przez policję. Relacjonuje, że manifestanci pytali wchodzących do świątyni, co myślą o tym, że „papież udziela błogosławieństw parom tej samej płci”.

Miesiąc później demonstranci zgromadzili się znów przed tym samym kościołem, tylko już znacznie liczniejsi. Mieli nagłośnienie, co pozwalało im wykrzykiwać hasła; domagali się np. wyboru „rosyjskiego papieża”. Na opublikowanych w internecie nagraniach można dostrzec, że tłumowi towarzyszą prowojenne emblematy, np. złowieszcze litery „Z”, a także flagi sowieckie. Manifestację zorganizowała ultraprawicowa organizacja Ruch Narodowowyzwoleńczy.

Demonstracja nacjonalistów przed katedrą katolicką w Moskwie, 5 lutego 2024 r.  // Fot. Katolik.life / Telegram

Wewnętrzny wróg

Fakt, że demonstracja przed katolickim kościołem miała ochronę policji, jest tu symptomatyczny – oznacza bowiem, że inicjatywa uzyskała błogosławieństwo władz bądź była przez nie inspirowana. Bez takiej co najmniej aprobaty organizacja jakiegokolwiek wystąpienia jest dziś w Rosji niemożliwa.

Te antykatolickie manifestacje nie wzięły się znikąd. Jak tłumaczy w rozmowie z „Tygodnikiem” rosyjski katolik świecki zaangażowany w życie Kościoła, rozbudzanie podobnych nastrojów spełnia określoną funkcję. – W ten sposób wytraca się społeczną energię na szukaniu wewnętrznego wroga. Oddala się uwagę ludzi od problemów związanych ze stanem gospodarki czy wojną – tłumaczy Rosjanin. Nazwijmy go Wasilijem.

– Nagonka na katolików wpisuje się przy tym w propagandową teorię, że w Rosji nadal funkcjonują organizacje, które działają dla zewnętrznych mocodawców – mówi Wasilij. – Tu pojawia się zwykle postać papieża Franciszka, którego wypowiedzi są u nas odczytywane jako proukraińskie. Do tego jeszcze narracja, jakoby tylko w Rosji zachowywano tradycyjne wartości, a ludzie na Zachodzie już dawno o nich zapomnieli.

Rosjanin przytacza szereg incydentów, których ofiarami paść mieli rosyjscy katolicy. Np. podczas manifestacji – organizowanych zwykle przez ruchy marginalne, ale głośne – wiernym blokuje się wejście do świątyń, nierzadko kierując do nich obraźliwe hasła.

Trend wyznaczają osobistości ze świata politycznego. W grudniu 2022 r. jeden z deputowanych rosyjskiego parlamentu wysunął koncepcję delegalizacji Kościoła katolickiego w Rosji jako struktury rzekomo wspierającej faszystów. Antykatolickie wystąpienia ma też Władimir Sołowjow, naczelny luminarz kremlowskiej propagandy.

Demonstracja nacjonalistów przed katolicką katedrą w Moskwie, 14 stycznia 2024 r. // Fot. Dmitriy Dunko / Facebook

Zmuszeni do wyjazdu

Atmosfera nagonki sprzyja intensyfikowaniu nadzoru – zwłaszcza nad katolickimi duchownymi, których uznaje się za „agentów wpływu”.

„Tygodnikowi” udało się porozmawiać z dwoma z nich. Jeden jest w Rosji, drugi pracował tam, ale został już zmuszony do wyjazdu. Ich imiona zostały zmienione.

Ten drugi – nazwijmy go Janem – mówi, że od momentu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r. z Rosji wyjechało kilku księży katolickich. W tym co najmniej trzech zostało formalnie deportowanych.

Każdy z tych wyjazdów był na swój sposób unikatowy – różniły się między sobą stopniem zaangażowania aparatu państwa. Bywało, że któremuś z księży po prostu nie przedłużono wizy, zmuszając tym do opuszczenia Rosji. Ale były też przypadki bardziej dramatyczne.

– Był taki jeden ksiądz, Ukrainiec. Bardzo oddany parafianom – wspomina Jan. – Po wybuchu wojny, kiedy sytuacja zaczęła się zaogniać, wraz z biskupem podjął decyzję o wyjeździe. Nie było po co ryzykować. Propaganda była tak silna, że pewnego dnia podeszła do niego parafianka, starsza kobieta, i zapytała: „Dlaczego ksiądz nas tak nienawidzi?”. To było dla niego bolesne.

Deportowany w kajdankach

Innego księdza, Amerykanina, dosłownie wyrzucono z Rosji. Podczas jego posługi starano się go sprowokować: nieznani ludzie – najprawdopodobniej funkcjonariusze tajnej policji – chodzili za nim, kręcili filmy i publikowali je w internecie. Jak relacjonuje ksiądz Jan, duchownego w końcu aresztowano. Zwolniony po interwencji biskupa, na pokład samolotu odlatującego do Turcji prowadzony był jak terrorysta, w kajdankach.

Zdaniem księży, z którymi kontaktował się „Tygodnik”, sytuacja duszpasterzy uległa znacznemu pogorszeniu po rozpoczęciu inwazji. Wcześniej ich praca nie wiązała się z tak wieloma niebezpieczeństwami. Jan wspomina, że przed 2022 r. utrudnienia dla duchownych brały się z wymagań biurokratycznych dla organizacji pozarządowych. Twierdzi, że wszystko to mieściło się jednak „w granicach przyzwoitości”.

Z chwilą inwazji księża zrozumieli, że muszą mieć się na baczności. Że są pod większą obserwacją.

Odgórne polecenie

– Nie traktuję tego personalnie – mówi o swojej deportacji ksiądz Jan. – Zresztą kilku parafian powiedziało mi wprost: „Wy, otiec, nawet nie myślcie, że wyrzucają was dlatego, że jesteście tacy ważni. Nie wy, to ktoś inny”.

Wasilij uważa, że takie sprawy stanowią po prostu prawną podkładkę dla pozbycia się niechcianego „elementu”. Księży deportuje się za jakieś naruszenia administracyjne bądź przez to, że – jak głosi narracja władz – pod koloratką chowają mundur zachodnich służb.

W przypadku księdza Jana nakaz wyjazdu wydano na podstawie drobnego wykroczenia administracyjnego. Jan uważa, że cała sprawa była dęta. Znaleziono po prostu podstawę do tego, aby w białych rękawiczkach wyrzucić cudzoziemca. Sam ksiądz podkreśla, że jego deportacja była jednak „delikatna”.

Jak twierdzi Wasilij, w deportacjach chodzi przede wszystkim o zwiększenie kontroli nad tymi organizacjami, które wciąż są autonomiczne względem Kremla. Naturalne jest też to, że baczniej przygląda się tym duchownym, których uważa się za predestynowanych do działalności opozycyjnej. Zwłaszcza Ukraińcom i Polakom.

Teorię tę potwierdzają w rozmowie z „Tygodnikiem” obaj duchowni. Ksiądz Jan relacjonuje, że po rozpoczęciu inwazji fale deportacji dotyczyły przede wszystkim wszelkich organizacji zarządzanych z zagranicy. Do wyjazdu zmuszano nie tylko księży katolickich, lecz także protestanckich pastorów czy buddyjskich lamów.

– Poszło takie odgórne polecenie – uważa Wasilij.

Kwestia wartości

Pytany o realną przyczynę swojej deportacji, Jan nie jest w stanie wskazać jakiegoś konkretnego momentu, w którym mógł radykalnie przekroczyć granicę tego, co jest w Rosji dozwolone.

– Po rozpoczęciu inwazji wiedziałem, że nie będę w stanie po prostu „rżnąć głupa”. Nie chciałem udawać – wspomina. – Z drugiej strony moim zadaniem nie jest wchodzenie w tematy polityczne. Nie przyjechałem do Rosji zajmować się polityką, tylko duszpasterstwem.

– Mówiłem więc o wartościach. Inwazja zaczęła się w czwartek – przypomina tamten dzień. – W niedzielnym kazaniu mówiłem o wojnie sprawiedliwej. Codziennie w mojej parafii odprawialiśmy adorację Najświętszego Sakramentu w intencji pokoju, przez cały rok. W innych kościołach też tak było.

Pytam o ewentualne donosy. Postawa księdza mogła być przecież znana nie tylko parafianom.

Jan: – Być może ktoś coś komuś powiedział. Parafianie mówili mi, że na msze przychodzą jacyś ludzie, żeby posłuchać, co tam ksiądz mówi. Jeden z moich znajomych, z kontaktami w administracji, powiedział mi, że sam jestem sobie winny. Mieli mnie „sprawdzić” i to zrobili. Stwierdził, że jeśli polecenie przyszło „z centrali”, to na dole po prostu wykonywali swoją robotę.

Obejrzeć Putina

Dla tych księży, którzy zostali w Rosji, realia ich pracy są coraz cięższe. W rozmowie z „Tygodnikiem” duchowny Aleksander (imię zmienione) mówi o tym, z czym przyszło im się zmagać: regularne wezwania na policję pod pozorem administracyjnych formalności czy konieczność przejścia obowiązkowego kursu o wdzięcznej nazwie „podstawy rosyjskiego prawa i społeczeństwa”. Bez tego duchownym grozi odebranie uprawnień do prowadzenia działalności w kraju.

Problematyczna jest też współpraca z tymi współbraćmi, którzy mają odmienny pogląd na wojnę. Chodzi tu przede wszystkim o Rosjan.

– Niektórzy rosyjscy katolicy popierają wprost działania Kremla. Ale trzeba sobie z tym radzić – tłumaczy Aleksander. – Ja się polityką nie zajmuję. Głoszę Chrystusa i staram się być pomocny dla ludzi. Ale to jest ciężkie, kiedy wiesz, że istnieje obszar, którego nie możesz poruszyć.

Aleksander mówi, że w codziennej pracy ma do czynienia z innym duchownym katolickim, Rosjaninem: – On jest absolutnie proputinowski. Znamy się od dawna, jesteśmy w podobnym wieku. Mamy więc taki gentlemen’s agreement, że nie rozmawiamy na pewne tematy. Ale parę razy zdarzały się scysje.

Wspomina: – Podczas sylwestrowego świętowania bardzo nalegał na to, żeby obejrzeć wystąpienie Putina. Nasza współpraca wciąż się jakoś trzyma, ale to są bardzo kruche fundamenty.

Kwestia kontroli

Przeglądając internetowe fora rosyjskich katolików, można natknąć się na tezę, według której władze próbują – za pomocą deportacji i utrudnień dla nieprawomyślnych duchownych – ustanowić rodzimą rosyjską kontrolę nad ciałem obcym, jakim jest Kościół katolicki.

Na pytanie, czy sformowała się już grupa prokremlowskich katolickich duchownych – coś w rodzaju ruchu „księży-patriotów” z czasów komunistycznej PRL – rozmówcy „Tygodnika” odpowiadają, że duchowni tacy nie stanowią jakiegoś jednolitego ugrupowania. Są jednak jednostki, które nadają prowojenny ton. Jak ksiądz Denis z Nowosybirska, który otwarcie popiera „specjalną operację wojskową”, czyli wojnę z Ukrainą.

„Zaczęło się. Panowie, towarzysze, obywatele... Wydaje się jasnym, że opowiadam się za wsparciem dla specoperacji” – pisał ksiądz Denis latem 2022 r. – „Nie, nie jestem nastolatkiem wierzącym w to, że zapanuje porządek na całym świecie i że »coś takiego nie może się dziać w Europie, w XXI wieku«. Nie, nie chcę, żeby ginęli dzieci i dorośli... jakiekolwiek dzieci i dorośli. Tak, jestem za pokojem – ale po zakończeniu działań zbrojnych i zwycięstwie. Tak, jestem świadom życia na stronach podręcznika do historii. Tak, jestem duchownym i modlę się o pokój... I za swoich rodaków. Nie mam innych”.

O takich jak on mówi się: Z-katolicy.

– Według moich informacji ojca Denisa mieli przenieść z Nowosybirska do seminarium w Petersburgu, jedynego seminarium w Rosji. Miał tam wykładać – mówi Wasilij. – Na katolickich forach wybuchło jednak oburzenie, być może interweniowali też hierarchowie. Ksiądz się zdenerwował, mówił, że to hejt liberałów. Ostatecznie pojechał do Niżnego Nowogrodu.

Ciągły balans

Przypadek księdza Denisa i jego niedoszłego awansu ukazuje trudną sztukę balansowania, jaką muszą uprawiać hierarchowie Kościoła katolickiego w Rosji.

W swoich oficjalnych pismach, publikowanych po rozpoczęciu inwazji, arcybiskup metropolita Moskwy Paolo Pezzi (Włoch; urząd ten pełni od 2007 r.) podkreśla jedynie, jak bardzo 24 lutego 2022 r. podzielił katolicką wspólnotę w Rosji, wielonarodową i różnorodną.

– Hierarchowie funkcjonują w warunkach autocenzury. Jeśli nie poruszają tematów politycznych, to z punktu widzenia władz wszystko jest w porządku – uważa Wasilij. – Sam arcybiskup działa bardzo ostrożnie, starając się zachować jednolitą strukturę Kościoła.

– Przynosi to wymierne skutki. Na początku wojny udało mu się wywalczyć to, aby katolicy mogli się ubiegać o alternatywną służbę cywilną – dodaje Rosjanin.

Alternatywna służba cywilna to – przewidziana w rosyjskim prawie – możliwość, aby osoba powołana do wojska nie trafiła „w kamasze”. Zainteresowany może powołać się na własne przekonania i jeśli zostanie to uznane, zostanie skierowany do innego rodzaju służby, np. przy pracach budowlanych.

– Wypisałem jednemu z parafian tego rodzaju zaświadczenie – opowiada ksiądz Aleksander. – Przyszedł młody chłopak, który miał odbyć zasadniczą służbę wojskową. Przyszedł do mnie i powiedział, że sumienie mu nie pozwala. No to mu napisałem. Uznali. Teraz pracuje jako dozorca.

Dzielić ich los

Duchowni uważają, że kontynuowanie ich pracy – mimo coraz trudniejszych warunków – ma sens. Szczególnie mając na uwadze, jak wojna podzieliła katolików w Rosji. Podziały te przebiegają wewnątrz parafii.

– Parafianie są katolikami i wiedzą, że to, co się dzieje, nie powinno mieć miejsca – tłumaczy postawy wobec wojny ksiądz Jan. – Z drugiej strony są też Rosjanami. I niektórzy z nich szczerze wierzą w to, że tak musi być.

Wasilij podkreśla, że w tym wszystkim swoją rolę odgrywa też specyfika rosyjskich wiernych. Jego zdaniem w przypadku wielu z nich za wyborem katolicyzmu nie stoi głębokie przekonanie o słuszności tej wiary i wspólnoty, lecz pewnego rodzaju wygoda i różnica na plus względem rosyjskiego prawosławia. Msze często odprawia się w języku rosyjskim, a nie w cerkiewnosłowiańskim. Kościoły są mniejsze, a duchowni uchodzą za bardziej otwartych. Do tego katoliccy księża nie kojarzą się w Rosji z przepychem i nadmiernym bogactwem, tak jak duchowni prawosławni.

– Niemniej część wiernych ma dziwne poglądy, a ich katechizacja nie jest pogłębiona. Jeśli trafią na nieodpowiedniego księdza, to ich rozumienie historii może być jeszcze bardziej skrzywione – tłumaczy Wasilij.

– Pomimo to wśród naszych parafian jest mnóstwo ludzi, którzy są nam wdzięczni, że jeszcze nie wyjechaliśmy. A przecież moglibyśmy, znakomita większość duchownych katolickich jest cudzoziemcami – opowiada Aleksander. – My zostaliśmy i prowadzimy normalną duszpasterską działalność. To dla nich coś bardzo ważnego, że ktoś chce dzielić z nimi los.

Różnica

Pytam Jana, jak wyjaśnić to wewnętrzne skonfliktowanie rosyjskich katolików.

Duchowny gorzko podsumowuje: – Przerażające jest to, że ludzie nie potrafią łączyć przyczyny ze skutkiem. Dominuje wyparcie. Że jest to gdzieś daleko. „Szkoda tych, co zginęli”, często to słyszałem. Ale idąca za tym refleksja, że można byłoby coś zmienić, nie istnieje. Do tego dochodzi jeszcze groźba więzienia za same wypowiedzi przeciwko wojnie.

Samo „polityczne” lawirowanie przez Kościół katolicki w Rosji – uosabiane choćby przez niejednoznaczne wypowiedzi arcybiskupa Pezziego – może budzić sprzeciw, biorąc pod uwagę zbrodniczy charakter inwazji Rosji na Ukrainę. Trzeba jednak pamiętać, że hierarchowie chronią swoich duchownych i wiernych. Przykłady oskarżeń o szpiegostwo czy inwigilacji księży pokazują, że nadmierna ostrożność nie jest tu bezzasadna. Podobna obawa stoi za koniecznością zmiany imion wszystkich rozmówców „Tygodnika”.

Jednak ten brak potępienia agresji przez katolickich hierarchów w Rosji i tak mocno kontrastuje z postawą Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Ta wprost popiera wojnę. Niedawne obwołanie przez patriarchę Cyryla inwazji na Ukrainę „świętą wojną” przypomina, jaką rolę odgrywa dziś Cerkiew: jednej z ideologicznych podpór dla putinowskiego reżimu.

W zestawieniu z nią samo istnienie w Rosji Kościoła katolickiego wprowadza znaczącą różnicę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Katolicy na nieludzkiej ziemi