Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niespodziewane zjawiska w katolicyzmie francuskim mogą się wydać mało prawdopodobne, marginalne czy wręcz fabrykowane w celach promocyjnych. A jednak: we Francji trwa mało hałaśliwy proces aktualizacji chrześcijaństwa, czy wręcz katolicyzmu, o czym pisze w tym numerze ks. Andrzej Muszala. Wygląda na to, że w statystykach właśnie zaczynają być widoczne jego owoce: gwałtownie rośnie liczba katolickich chrztów dorosłych i młodzieży.
Zmiany postępują powoli, bo wiara to nie moda, którą można zmieniać co roku i na którą można łatwo wpływać. Są w Kościele mody, te rzeczywiście zmieniają się szybko. Proces oczyszczania religii z historycznych nalotów trwa długo i wiele kosztuje. Dlatego to, o czym pisze ks. Muszala, mnie nie dziwi, choć nie dociera do ludzi zaabsorbowanych zaskakującymi swoją skalą nadużyciami. Błąd grożący gorliwym polega na tym, że wstrząśnięci i przejęci złem w instytucji Kościoła, przestają dostrzegać dobro.
Francuskie przemiany dają do myślenia nad drogami Kościoła u nas. Tamtejszy Kościół cierpliwie, za sprawą wybitnych ludzi, takich choćby, jak kard. Jean-Marie Lustiger – by wymienić najbardziej znany przykład – karczował chrześcijańską puszczę i wprowadzał zmiany: system formowania kapłanów, organizację opieki duszpasterskiej przy drastycznym niedoborze księży, stopniowe budzenie świadomości ludzi świeckich, zrozumienie, że błędem była klerykalizacja Kościoła, który nie został przecież założony jako klerykalna instytucja.
Chodzi tu o zmianę sposobu myślenia, zmianę ról społecznych w Kościele, o naruszenie postrzegania tego, w co się wierzy i czego wiara wymaga od człowieka. Dobra Nowina już od dawna zdaje się nie być żadną nowiną, stała się sposobem na wygodne życie. No i mamy skutki. Ale mamy też (na szczęście!) świętych dziwaków – za jakich się zwykło uważać ludzi w rodzaju np. ks. Jana Ziei. Takich, którzy nie pasują nigdzie, rażą, denerwują. I są... poważani.
Autobiografia papieża: wspomnienia i zmyślenia
U nas zmiany też następują. Z jednej strony mamy wizję coraz bardziej bolesnego braku księży, z drugiej postępującą laicyzację, czy raczej postępujące jej ujawnianie się w społeczeństwie. Niewiele dotarło do nas z doświadczeń Francuzów, niewiele z doświadczeń innych krajów, może dlatego, że lubiliśmy zawsze odgrywać rolę najwierniejszych. Autorów wychodzących na spotkanie przemian w religijności nie ma wielu, utożsamienie wiary z klerem okazało się fatalne w skutkach. Kiepska znajomość podstaw wiary i kiepska na ogół edukacja religijna (zarówno u nauczających, jak i u nauczanych) nie sprzyja przemianom, o których czytamy w doniesieniach z Francji.
Myślę czasem, jak to będzie za dwadzieścia lat. Jedni głoszą koniec chrześcijaństwa, inni jego oczyszczenie i uzdrowienie. Papież Franciszek w miarę sił i zdolności wciąż jest czynny i przy wszystkich zastrzeżeniach do poszczególnych wypowiedzi trudno nie uznać, że jego pontyfikat będzie stanowił punkt (jeśli można tu mówić o punkcie) zwrotny. U Franciszka to jest piękne, że rozpoczyna mnóstwo procesów licząc, że poprowadzi je Duch Święty. Tak patrzy człowiek wierzący. Patrzy na swój czas z ufnością w Bogu, bo ludzkie poczynania mogłyby go doprowadzić do rozpaczy.